Na koniec punktowanej Falenicy znowu PB na tej trasie. Wprawdzie został jeszcze jeden etap „niepunktowany” to już mogę powiedzieć, że był to mój trzeci (2013, 2014 i 2015) i zarazem najlepszy start w falenickim bieganiu. Cały cykl ukończyłem na 77m. [OPEN] i na 17m. [G10 35]. Rok temu było… dużo dalej. Ale teraz o samym starcie. Warunki, jak zwykle w tym roku, bardziej wiosenne niż zimowe – frekwencja dość wysoka. Nawet Arek i Wojtek się wybrali. Nie powiem, była lekka napinka. Arek wydmy dawno nie biegał, a na pewno chciał pobiec szybko. Na tyle szybko aby zdobyć KOMa (STRAVA). Ja z Pawłem żadnych segmentów nie planowaliśmy, ale przynamniej ja zamierzałem powalczyć na całej trasie. Arek wystartował mocno i na pierwszej pętli odjechał mi jakieś 300m. Segment zdobył, ale kosztowało go to tym, że w połowie drugiego okrążenia zobaczył coś, czego dawno nie widział:) Moje plecy. Trasa była niezła, twarda – stworzona pod moje Adidasy. Jak zwykle na początku drugiego okrążenia – kolka, która mnie trochę spowolniła – odpuściła na ostatnim okrążeniu. Po trasie było jeszcze krótkie spotkanie z Kubą i Wojtkiem, którzy wystartowali z wcześniejszą grupą. Ostatnie kółko to walka o utrzymanie tempa. Dużo ludzi na trasie, jak zwykle spowodowało, że kilka dobrych sekund straciłem na szukaniu optymalnej ścieżki w tłumie. Na mecie znalazłem się z czasem równo 42 min co dało mi 52 miejsce OPEN. Arek półtorej minuty później (no cóż – chciał mieć KOMa to go ma).