266. | 29.09.2024 | 46. Maraton Warszawski | Polska | | 42,195 | 7515 | 03:00:27 | 03:00:36 | 274 | 7078 | 4% | 14,0 | 04:17 | | |
46. Maraton Warszawski - [29.09.2024]
Napiszę na blogu:)
|
255. | 21.09.2024 | #66 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:23 | 2 | 30 | 7% | 14,7 | 04:05 | | | |
254. | 31.08.2024 | #238 Parkrun Warszawa - Pole Mokotowskie | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:09 | 2 | 80 | 3% | 15,7 | 03:50 | | | |
253. | 24.08.2024 | Wigry Maraton 2024 | Polska | | 42,195 | 103 | | 03:21:38 | 8 | 197 | 4% | 12,6 | 04:47 | | | |
252. | 17.08.2024 | Agros Run 2024 | Cypr | | 5,5 | 239 | 00:21:51 | 00:21:56 | 5 | 122 | 4% | 15,1 | 03:58 | | |
Agros Run 2024 - [17.08.2024]
Wakacyjne bieganie tym razem się udało. Zawsze jak gdzieś wyjeżdżamy, oglądam internety i patrzę czy przypadkiem w tym miejscu i w tym czasie czegoś nie można pobiec. Co do Cypry nie miałem zbytnich nadziei – ale się udało wyhaczyć fajny kameralny bieg i to jeszcze z historią w tle i w górach Troodos. Bieg w miejscowości (wiosce) Argos położonej na wysokości ok 1000mnpm, fajnie zorganizowany to kolejna edycja tego wydarzenia. Wyrwałem się z nad basenu i pojechałem na start. Bieg asfaltowy ale górzysty. Chciałem się ścigać. 5,5km w temperaturze ponad 30st było fajnym sprawdzeniem kondycji. Od startu szybko i do góry. Początkowo 10 czy 12ty – ale z każdym podbiegiem wyprzedzałem. Finalnie na ostatnim zbiegu utrzymałem 5 pozycje overall i 1 w kategorii. Super! Pamiątka z Cypru odpowiednia.
|
251. | 10.08.2024 | #61 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:02 | 1 | 24 | 4% | 15,8 | 03:48 | | |
#61 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy - [10.08.2024]
…i kolejne PB na trasie w Forcie Włochy. GoGoGo.
|
250. | 3.08.2024 | #60 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:09 | 1 | 25 | 4% | 15,7 | 03:50 | | |
#60 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy - [3.08.2024]
PB na trasie w Forcie Włochy. GoGoGo… (jeszcze półtora miesiąca).
|
249. | 28.07.2024 | 33. Bieg Powstania Warszawskiego | Polska | | 10 | 7155 | 00:38:20 | 00:38:26 | 99 | 5960 | 2% | 15,7 | 03:50 | | |
33. Bieg Powstania Warszawskiego - [28.07.2024]
Po 12 latach powrót na Bieg Powstania. Specyficzna impreza nie tylko za sprawą samej uroczystości upamiętniającej wybuch Powstania Warszawskiego ale także na fakt iż start jest wieczorem (godz. 21:10). Tym razem także było duszno i gorąco. Ja po powrocie z krótkich wakacji nad morzem. Powrót za kierownicą w około 7h - kosztował mnie dużo energii. nawet przeszło mi przez myśl aby zrezygnować bo w Warszawie byłem po 16tej. Ale nie. W domu drzemka i byłem gotowy. Myślełem o spokojnym biegu - w okolicach 40min. Fajnie byłoby Sub40 ale nie wiedziałem czy się da... Po starcie w dużym tłumie który niósł mnie w tempie 3:55 biegło mi się bardzo dobrze. Duchota mi nie przeszkadzała. Kolejne kilometry przyśpieszałem i czułem się świetnie. Nawet sikę stopowałem aby nie przesadzić. Ostatnie 3k wiedziałem, że dobiegnę w dość dużym komforcie więc żyłowałem tętno na maxa. Podbieg do mety też mnie nie zabił. Generalnie forma jest. Czas 38:20 bardzo satysfakcjonujący. Miejsce 28 w kategori M40 też super:)
|
248. | 20.07.2024 | #58 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:19 | 3 | 34 | 9% | 15,5 | 03:52 | | |
#58 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy - [20.07.2024]
PB na trasie w Forcie Włochy. Przygotowania idą pełną parą.
|
247. | 14.07.2024 | MosirGutwinRun 2024 - etap 3 (10km) | Polska | | 10,2 | 481 | 00:40:10 | | 8 | 91 | 9% | 15,2 | 03:56 | | | |
246. | 29.06.2024 | #56 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:24 | 1 | 27 | 4% | 15,5 | 03:53 | | | |
245. | 23.06.2024 | Bieg Ursynowa 2024 | Polska | | 5 | 950 | 00:18:05 | | 119 | 1697 | 7% | 16,6 | 03:37 | | |
Bieg Ursynowa 2024 - [23.06.2024]
No i kolejne PB:) Tym razem o 38sec. Nie byłem optymalnie wypoczęty. Lekko jeszcze boląca lewa noga po upadku na rowerze nie dodawała mi optymizmu. Opuściłem nawet sobotni ParkRun aby lepiej wypocząć. Ogólnie miałem nogi lekko zmęczone po ostatnich treningach. Mimo to chciałem powalczyć, tak po prostu się postarać - a jak będzie to się okażę. Chciałem Sub19 bo to byłaby taka kontynuacja dobrych wyników. Bieg Ursynowa to prosta i płaska trasa na warszawskim Ursynowie więc idealna na szybkie bieganie. Po starcie (i tak dość szybkim) trochę ochłonąłem i ustabilizowałem się na poziomie 3:40 min/km. Do drugiego kilometra było ciasno i pod wiatr który mocno odczuwałem. Po zwrotce, z wiatrem starałem się utrzymać tempo, nawet wyjątkowo sobie o tym przypominałem w myślach. Pojawiła się też myśl o Sub18:) Nic mnie nie bolało czułem się dobrze choć tętno sukcesywnie rosło. W okolicach 8minuty biegu wszedłem pierwszy raz w 5ty zakres a w 14tej minucie (ostatni kilometr) zaczęła się walka bo tętno już nie spadało do 4tej strefy. Zakończyłem na 191 bps i czasem 18:05 co dało PB oraz mocne nadzieje na Sub18.
|
244. | 25.05.2024 | III Cross Kampinos - Maraton | Polska | | 45 | 869 | 03:35:41 | 03:35:44 | 5 | 120 | 4% | 12,5 | 04:48 | | |
III Cross Kampinos - Maraton - [25.05.2024]
Maraton w Kampinosie podczas III Cross Kampinos poszedł git z jednym ale… na ostatnich kilometrach popieprzyłem trasę i pobiegłem nie tam gdzie powinienem. Przez ten błąd straciłem podium:( No cóż bywa ale ważne, że forma trzyma i biegniecie 4:30/4:45 nie robi u mnie spustoszenia nawet na leśnych i piaszczystych ścieżkach w Kampi. Impreza Cross Kampinos gdzie dystansów do wyboru do koloru udana. Org też gitarra - z lekkim minusem za oznaczenia trasy… ale może trzeba porostu trzymać skupienie do końca a nie jak pierdoła dokładać prawie 3km.Generalnie 5 miejsce OPEN też cieszy🤘🤘🤘
|
243. | 18.05.2024 | #50 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:22 | 1 | 67 | 1% | 15,5 | 03:52 | | | |
242. | 5.05.2024 | Wings For Life 2024 | Polska | | 33,3 | 17982 | | 02:38:24 | 1634 | 173225 | 1% | 12,6 | 04:45 | | | |
241. | 4.05.2024 | #48 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:51 | 1 | 25 | 4% | 15,1 | 03:58 | | | |
240. | 3.05.2024 | 32 Bieg Kostytucji 3 Maja | Polska | | 5 | 5362 | 00:18:43 | 00:18:51 | 114 | 4931 | 2% | 16,0 | 03:45 | | |
32 Bieg Kostytucji 3 Maja - [3.05.2024]
PB po 11 latach. Coś chyba trzeba napisać na ten temat:)
|
239. | 27.03.2024 | #47 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:59 | 1 | 34 | 3% | 15,0 | 04:00 | | | |
238. | 16.03.2024 | #41 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:58 | 2 | 39 | 5% | 15,0 | 04:00 | | | |
237. | 9.03.2024 | #40 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:36 | 2 | 40 | 5% | 14,6 | 04:07 | | | |
236. | 2.03.2024 | #39 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:30 | 1 | 37 | 3% | 14,6 | 04:06 | | | |
235. | 10.02.2024 | #36 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:58 | 3 | 45 | 7% | 14,3 | 04:12 | | | |
234. | 23.12.2023 | #28 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:19 | 1 | 21 | 5% | 14,8 | 04:04 | | | |
233. | 16.12.2023 | #27 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:51 | 1 | 18 | 6% | 15,1 | 03:58 | | | |
232. | 9.12.2023 | #26 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:54 | 1 | 28 | 4% | 14,4 | 04:11 | | |
#26 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy - [9.12.2023]
Snow, snow, snow:) ślisko i ślisko ale fajnie.
|
231. | 2.12.2023 | #25 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:34 | 1 | 37 | 3% | 15,3 | 03:55 | | | |
230. | 25.11.2023 | #24 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:56 | 1 | 33 | 3% | 15,1 | 03:59 | | | |
229. | 18.11.2023 | #23 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:05 | 2 | 31 | 6% | 14,9 | 04:01 | | | |
228. | 11.11.2023 | XXXIII Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 14631 | 00:38:54 | 00:38:58 | 366 | 13091 | 3% | 15,4 | 03:53 | | |
XXXIII Bieg Niepodległości - [11.11.2023]
Jak zwykle w Bigu Niepodległości - pierwsza 5tka git a potem 6,7 km zdechło. Końcówka dobra i w sumie to PB na tej trasie, w tym biegu:) Sub 39min - fajnie w sumie.
|
227. | 5.11.2023 | 5 Mil Warszawy - Bieg dzielnicy Włochy | Polska | | 7,8 | 191 | 00:28:37 | 00:28:39 | 19 | 458 | 4% | 16,4 | 03:40 | | |
5 Mil Warszawy - Bieg dzielnicy Włochy - [5.11.2023]
Mocny bieg jak na mnie. Pierwsze kilometry ponizej 3:40 min/km a potem w okolicach 3:50 min/km. Wytrzymałem i nie dałem się wyprzedzić małolatom, którzy deptali mi po pietach:). Czwarte miejsce w kategorii wiekowej - fajnie:) Do pudła brakło 40 sec. Dużo... Przy okazji na piatym kilometrze zanotowałem PB ! Kiedy jest jakaś szybka piatka w Warszawie? cobym formy nie stracił...
|
226. | 4.11.2023 | #21 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:11 | 2 | 34 | 6% | 14,9 | 04:02 | | | |
225. | 28.10.2023 | Górski Maraton Świetokrzyski 2023 | Polska | | 45 | 311 | | 04:54:35 | 28 | 154 | 18% | 9,2 | 06:33 | | |
Górski Maraton Świetokrzyski 2023 - [28.10.2023]
Ślisko jak szlag… to co zapamiętam najbardziej po tym biegu. W sumie więcej niż maraton (bo 45km), w sumie po górach bo 1,6 km do góry, i w sumie swoich lokalnych stronach. Tak zakończyłem sezon 2023 na długie bieganie. Fajnie było polatać po Górach Świętokrzyskich i przebiec po najwyższych szczytach (Łysiec, Łysica, Skała Agaty). Forma dobra, choć oczywiście zawsze mogłaby być lepsza. Tutaj było dość biegowo, choć stromsze odcinki w okolicach Łysicy i Łyśca biegłem ostrożnie. W sumie jedno całe podejście pod Łysicę a potem szybszym lub wolniejszym ale biegiem. Na koniec trochę polały mnie biodra ale bez przesady – bywało gorzej :) Tak więc czas poniżej 5h (to dobrze jak na trail i 1600 m do góry) i miejsce nr. 28 (na mecie). Impreza godna polecenia – szczególnie z uwagi na porę roku. Kolorowy dywan z liści dębów i klonów robił super robotę dla oczu – dla nóg niekoniecznie.
|
224. | 21.10.2023 | #19 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:19:45 | 1 | 27 | 4% | 15,2 | 03:57 | | | |
223. | 15.10.2023 | Bucharest Marathon 2023 | Rumunia | | 42,195 | 200 | 03:12:17 | 03:12:34 | 67 | 787 | 9% | 13,2 | 04:33 | | |
Bucharest Marathon 2023 - [15.10.2023]
"Powrót na asfalt:) Bieg w Bukareszcie to ciekawe doświadczenie. Całkiem świadomie pobiegłem pierwszą połówkę szybko (ok 4:10 min/km) sprawdzając ile mogę w takim tempie wytrzymać. Dodam, że było to tempo, które daje około 2h55min na maratonie. Co dla mnie jest obecnie kosmosem. Połówka weszła lekko (1h27min), nawet robiłem różne eksperymenty z rękami i krokiem - sprawdzałem wszytko. Po połowie zaczęła działać głowa, która wiedziała, że trzeba zwolnić. Na 22km poczułem lekki ból w łydce, który był podobny do zbliżającego się skurczu. Zwolniłem ale delikatnie i biegnąc do 28km praktycznie utrzymywałem tempo na 3h. Po 28km już zacząłem się męczyć - nie było komfortowo i pamiętając zgon z Paryża oraz patrząc na tętno - zwolniłem do 4:40 min/km. To dało mi oddech i pozwoliło w miarę swobodnie dobiec do mety. Pierwszy raz przy bufetach jadłem (zatrzymując się) a potem idąc kilkadziesiąt metrów. Czas i tak miałem dobry więc postanowiłem się ""nie ujechać"" a bawić końcówką. Takie Reggae run. W sumie wyszło 3h 12min co oznacza, że drugą połówkę pobiegłem 15min wolniej :) 3h jest do złamania ale trzeba popracować nad dłuższymi, szybkimi dystansami (ultra trochę zamula)."
|
222. | 1.10.2023 | VI Ostrowiecki Pólmaraton Leśny | Polska | | 21,0975 | 42 | | 01:36:06 | 6 | 88 | 7% | 13,2 | 04:33 | | |
VI Ostrowiecki Pólmaraton Leśny - [1.10.2023]
Po ostatnim roku, kiedy to biegłem z kontuzja ścięgna (ło matko - nawet pamietać nie chce tamtego biegu) wróciłem na 6 edycje Ostrowieckiego Półmaratonu Leśnego (który odbył się nomenomen w Bałtowie).Co za zajebista trasa... w sumie znam to miejsce ale tylu fajnych podbiegów i zbiegów w bałtowskich wąwozach nie znałem. Jednym słowem czad !!! Podbieg pod stok narciarski extra (brakowało go na drugiej pętli). Poszedłem na początku mocno - za grupą 8 osobową. Pięć pierwszych osób już na pierwszym podbiegu zaczęło odjeżdzać a jak za dwójką kolejnych lekko zwolniliśmy. Do 3ego kilometra byłem 6 ale poźniej straciłem jedną pozycje. Kontrolowałem tętno i dośc dobrze robiły mi podbiegi. Po mocnych podbiegach sie mega regenerowałem. Wolę jednak biegi interwałowe.Na końcu pierwszej pętli, na podbiegu pod stok - wyprzediłam jednego zawodnika i finalnie ustabilizowałem sie na 6 miejscu. Podczas drugiej pętli kontrolowałem czas i swoje plecy:) gdzie miałem dwóch zawodników. Do mety nie zmieniłem pozycji - finalnie 6 OPEN i 3 w M40. Wróciłem na pudło w AG :)
|
221. | 30.09.2023 | #16 Parkrun Warszawa - Fort V Włochy | Polska | | 5 | A630948 | | 00:20:01 | 1 | 37 | 3% | 15,0 | 04:00 | | | |
220. | 17.09.2023 | MosirGutwinRun 2023 - etap 5 (5km) | Polska | | 5,2 | 213 | 00:20:24 | | 3 | 124 | 2% | 15,3 | 03:55 | | | |
219. | 17.09.2023 | MosirGutwinRun 2023 - etap 5 (10km) | Polska | | 10,2 | 213 | 00:40:57 | | 6 | 81 | 7% | 14,9 | 04:01 | | | |
218. | 22.07.2023 | Tatra Sky Marathon | Polska | | 47 | 211 | 08:33:15 | | 195 | 350 | 56% | 5,5 | 10:55 | | | |
217. | 3.06.2023 | 2xBabia SkyRace | Polska | | 20,5 | 572 | 03:12:33 | 03:12:30 | 58 | 192 | 30% | 6,4 | 09:24 | | | |
216. | 23.04.2023 | Madeira Ultra Trail | Portugalia | | 115 | 523 | 28:29:24 | | 500 | 890 | 56% | 4,4 | 13:50 | | | |
215. | 26.03.2023 | 17 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 13519 | 01:33:52 | 01:32:58 | 1036 | 10003 | 10% | 13,5 | 04:27 | | |
17 Półmaraton Warszawski - [26.03.2023]
Treningowo choć szybko, chciałem 4:20 średnio na kilometr bo zaraz po chorobie wiedziałem, że sub 1:30 nie pójdzie. Wyszlo 4:27 ale to z powodu, że na ostatnich 5ciu km było ciężko utrzymac szybsze tempo - a nie miałem celu biegowego więc po prostu zwolniłem.
|
214. | 3.03.2023 | 47 Bieg Piastów (Technika Dowolna) | Polska | | 30 | 213 | | 02:17:16 | 306 | 523 | 59% | 13,1 | 04:35 | | | |
213. | 25.02.2023 | IX Zimowy Ultramaraton Karkonoski | Polska | | 49 | 246 | | 06:55:11 | 131 | 390 | 34% | 7,1 | 08:28 | | | |
212. | 2.10.2022 | V Ostrowiecki Pólmaraton Leśny | Polska | | 21,0975 | 41 | | 01:40:44 | 14 | 75 | 19% | 12,6 | 04:46 | | |
V Ostrowiecki Pólmaraton Leśny - [2.10.2022]
Ale masakra - nie ma co biegać z naderwanym achillesem. Już na 2gim kilometrze kuśtykałem na jednej nodze. Do połowy dystansu byłem jeszcze na 5 czy 6tym miejscu ale na ostatnich 5ciu kilometrach wyprzediło mnie kilka osób. Ból zajebisty, nie dało się. Teraz przerwa od biegania i naprawianie scięgien. Może w listopadzie coś pobiegam - ale nie na siłe - cel na 2023 MIUT (a może UTMB) !!!
|
211. | 18.19.2022 | 40 Łowicki Półmaraton Jesieni | Polska | | 21,0975 | 409 | | 01:28:10 | 29 | 378 | 8% | 14,4 | 04:11 | | | |
210. | 27.08.2022 | Wigry Maraton 2022 | Polska | | 42,195 | 113 | | 03:34:14 | 8 | 183 | 4% | 11,8 | 05:05 | | | |
209. | 24.06.2022 | La Sportiva Lavaredo Ultra Trail | Włochy | | 120 | 1173 | 23:18:28 | | 616 | 1476 | 42% | 5,1 | 11:39 | | | |
208. | 11.06.2022 | 1xBabia Góra Race | Polska | | 10 | 747 | 01:23:27 | 01:23:30 | 6 | 47 | 13% | 7,2 | 08:21 | | | |
207. | 22.05.2022 | Bałtowski Cross 2022 | Polska | | 19 | 51 | 01:23:04 | | 6 | 85 | 7% | 13,7 | 04:22 | | | |
206. | 4.03.2022 | 46 Bieg Piastów (Technika dowolna) | Polska | | 30 | 496 | 02:29:30 | | 350 | 504 | 69% | 12,0 | 04:59 | | | |
205. | 10.02.2022 | Rudawy Festiwal Biegowy - Sześćdziesiątka | Polska | | 60 | 789 | 10:09:01 | 10:09:16 | 78 | 133 | 59% | 5,9 | 10:09 | | | |
204. | 28.10.2021 | 5 Mil Warszawy - Bieg dzielnicy Włochy | Polska | | 8 | 552 | 00:30:32 | 00:30:36 | 18 | 416 | 4% | 15,7 | 03:49 | | | |
203. | 23.10.2021 | Łemkowyna Ultra Trail 2021 | Polska | | 150 | 147 | 27:08:10 | 27:08:20 | 92 | 182 | 51% | 5,5 | 10:51 | | | |
202. | 3.10.2021 | IV Ostrowiecki Pólmaraton Leśny | Polska | | 21,0975 | 45 | 01:31:50 | 01:31:51 | 5 | 75 | 7% | 13,8 | 04:21 | | | |
201. | 26.09.2021 | 43 Maraton Warszawski | Polska | | 42,195 | 3755 | 03:15:03 | 03:15:05 | 328 | 2734 | 12% | 13,0 | 04:37 | | | |
200. | 4.10.2020 | III Ostrowiecki Półmaraton Leśny | Polska | | 21,0975 | 62 | 01:31:19 | 01:31:22 | 11 | 104 | 11% | 13,9 | 04:20 | | | |
199. | 22.08.2020 | Wigry Maraton 2020 | Polska | | 42,195 | 186 | | 03:20:52 | 12 | 319 | 4% | 12,6 | 04:46 | | | |
198. | 15.08.2020 | Tatra Fest Bieg 2020 | Polska | | 50 | 162 | 09:24:19 | | 131 | 301 | 44% | 5,3 | 11:17 | | | |
197. | 28.02.2020 | 44 Bieg Piastów (Technika dowolna) | Polska | | 30 | 509 | | 03:00:13 | 415 | 482 | 86% | 10,0 | 06:00 | | | |
196. | 23.02.2020 | XXXX Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 695 | 01:29:36 | | 321 | 3602 | 9% | 14,1 | 04:15 | | | |
195. | 1.02.2020 | Zimowy Janosik 2020 - Spacer Murgrabiego | Słowacja | | 50 | 5186 | | 06:28:00 | 91 | 338 | 27% | 7,7 | 07:46 | | | |
194. | 30.11.2019 | Trzeżwy Ogr czyli XxŚlęża | Polska | | 38 | | | | | | | | | | | |
193. | 11.11.2019 | XXXI Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 935 | 00:40:08 | | 689 | 12099 | 6% | 15,0 | 04:01 | | |
XXXI Bieg Niepodległości - [11.11.2019]
Bieg Niepodległości w Warszawie – czyli kolejny raz mogę powiedzieć „nienawidzę go”. No tak jak nie umiem biegać tej dziesiątki to szok. Zawsze coś. Chyba pora roku nie taka jak potrzeba. Ja albo chory, albo zmęczony… Nie wiem co muszę zrobić, żeby faktycznie dobrze to pobiec. Tym razem miałem plan sub 40 (czyli np.: 39:59) ale od samego początku mogłem utrzymać ledwo 4:00. Taki pace nie sugerował, że dam radę złamać 40min. Zamiast lekko przyśpieszyć, po 1 kilometrze – lekko zwolniłem. Biegłem odpowiednio 2,5kilometrówki (4:03, 4:02, 4:04, 4:01). Dość równo – to fakt, ale w żaden sposób nie byłem w stanie zejść na 3:59. Do samego końca cierpiałem. Z daleka widząc wyświetlacz z czasem, który przeskakiwał sekundy nieubłaganie – przyspieszyłem. To było jedyne 100m gdzie biegłem SUB 4:00. Finalnie dobiegłem z czasem 40min i 8 sec.
|
192. | 12.10.2019 | UltraKotlina 2019 | Polska | | 138 | 113 | 21:47:39 | 21:47:45 | 13 | 55 | 24% | 6,3 | 09:29 | | | |
191. | 6.10.2019 | II Ostrowiecki Półmaraton Leśny | Polska | | 21,0975 | 134 | 01:27:38 | 01:27:42 | 7 | 104 | 7% | 14,4 | 04:09 | | | |
190. | 29.09.2019 | 41 Maraton Warszawski | Polska | | 42,195 | 5477 | 03:15:31 | 03:16:10 | 279 | 4557 | 6% | 12,9 | 04:38 | | |
41 Maraton Warszawski - [29.09.2019]
Maraton z decyzją 2 dni przed starem. Tak to jest, że przestaje planować takie biegi z wyprzedzeniem. Ale dwa dni to już lekka przesada. Ciekawe jest to, że jak się zapisałem, zaraz potem zadzwonił do mnie Arek i zapytał czy nie chce pobiec w Warszawie Maratonu. Taka to nasza telepatia. Umówiliśmy się na wspólny start i tak już poszło… Od startu lekko – cały czas równo, ramię w ramie z Arkiem. Spoko, biegniemy, gadamy… a kilometry lecą. W sumie to niewiele można powiedzieć o tym biegu. Na kilkanaście kilometrów przed metą Arek (zwyczajowo) poszedł w krzaczory a jak utrzymując tempo pobiegłem zostawiając go na jakieś 100-150m. Do samej mety mnie nie dogonił:). Ciekawe jest to, że oprócz pierwszego kilometra wszystkie do końca biegłem z tempem 3:37 /3:38 (mierząc średnie tempo na odcinku 5km). Robot jestem czy co… Na mecie czas 3h15min31sec. Bez zadyszki, bez zmęczenia. Super bieg.
|
189. | 24.08.2019 | X Bałtycki Maraton Brzegiem Morza | Polska | | 42,195 | 57 | 03:57:02 | | 10 | 97 | 10% | 10,7 | 05:37 | | | |
188. | 29.06.2019 | 3 razy Śnieżka | Polska | | 55 | 852 | 08:29:55 | | 97 | 190 | 51% | 6,5 | 09:16 | | | |
187. | 10.04.2019 | VII Oralen Warsaw Maraton | Polska | | 42,195 | 5649 | 03:15:35 | 03:15:58 | 604 | 4836 | 12% | 12,9 | 04:38 | | |
VII Oralen Warsaw Maraton - [10.04.2019]
Kolejny mój OWM (który to już?). Łatwo sprawdzić w tabelce. Tym razem zaplanowałem lajtowy start. Mój plan to biec w strefie komfortu aby jak najlepiej dotrwać do mety. Plan to plan – ale maraton asfaltowy weryfikuje często każdy plan. Raz strefa komfortu jest zbyt szybka, raz jest zbyt wolna. Tak czy siak boli. Pierwszą połówkę pobiegłem szybko. Poniżej 4:30. To był dla mnie komfort. Bieg dość równy, bez emocji. Na 19tym kilometrze podbieg na Górnośląskiej i moja strefa komfortu przesunęła się delikatnie do góry (z czasem). Do 23km jeszcze było raz szybciej raz wolniej – ale później już średni pace spadł na poziom 4:40. Wtedy to był poziom komfortu. Tak dojechałem do 38km gdzie każdy maratończyk wie jak jest. Na oparach do mety i tyle. Kolejny raz się udało i dobiegłem z czasem 3:15:35. Byłem zmęczony, nogi bolały – ale faktycznie biorąc pod uwagę inne maratońskie starty to nie było tak źle.
|
186. | 6.04.2019 | 4 Babicka Dziesiątka | Polska | | 10 | 835 | 00:41:33 | | 84 | 723 | 12% | 14,4 | 04:09 | | |
4 Babicka Dziesiątka - [6.04.2019]
Babicka Dziesiątka po raz drugi. Kompletnie bez formy, tzn z formą wystarczającą na 4km. Fajny bieg niedaleko domu – fajny wiosenny test formy. Na starcie niespodzianka – kogo widzę: Arka, też startuje… Kogo jak kogo – ale jego bym się nie spodziewał. Dostał pakiet więc jest. Bieg z byle jaką historią. Szybko wystartowałem z myślą, że 40min spokojnie pęknie. Chciałem pobiec na 39min. Tak też zacząłem ale po 4tym kilometrze szybko zweryfikowałam swoje plany. Niestety sub 4.0 na km tego dnia się nie da. Nie wiem dlaczego..? Może brak treningu? Tak czy inaczej jak widać po 40tce już nie da rady pobiec „na rympał”. Żeby szubko pobiec trzeba trochę potrenować. Tym razem nawet nie było 40min. Tym razem było ponad 41min czyli szybkościowy powrót w przeszłość. Wiem, nie trenuje szybkości, wszystko długie i wolne biegi… To powoduje takie czasy. Może kiedyś jeszcze powalczę o życiówkę na „krótkich” dystansach.
|
185. | 31.03.2019 | 14 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 10945 | 01:29:24 | 01:29:53 | 725 | 12837 | 6% | 14,2 | 04:14 | | |
14 Półmaraton Warszawski - [31.03.2019]
Półmaraton Warszawski, który to z kolei? Lokalna impreza, na której jestem (jak jestem). O trasie nic nie napiszę bo musiałbym się powtarzać, delikatne zmiany z ogólną, rok rocznie, kopiowaną koncepcją. Wystartowałem z lekką nadzieją, że uda się obronić 1:30 co przy moim poziomie wytrenowania nie było łatwym zadaniem. Biegłem dość równo i udało się. Początek sezonu i ten wynik ma mnie dobrze nastawić do trenowania… a co będzie zobaczymy.
|
184. | 24.02.2019 | XXXIX Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 51 | 01:34:13 | | 357 | 1911 | 19% | 13,4 | 04:28 | | |
XXXIX Wiązowna Półmaraton - [24.02.2019]
Back to the Past lub 10 Years Challenge. Nie wiem jak nazwać to wydarzenie. Z jednej strony to powrót na trasę półmaratonu wiązowskiego (ostatni raz tam startowałem w 2015r.), z drugiej strony to już 10 lat od pierwszej mojej wiązowskiej połówki (a drugiej w całym moim kalendarzu startowym). Tak!, w 2009 roku w lutym był mój drugi start na tym dystansie. Wtedy w ciuchach „na tzw lumpa” (polecam obejrzenie zdjęcia – brakuje mi tylko piłki do kosza) pobiegłem z czasem 1h43min i zająłem 290miejsce OPEN. Jakże to były inne czasy. Wtedy to było wyzwanie a teraz… Cóż, też jest – ale mniejsze. Nie ma na mecie takiego olbrzymiego przypływu endorfin, bieg bez przygotowania, z marszu. To jest zasługa bądź skutek doświadczenia i ilości startów. Tegoroczna Wiązowna była moim 184 startem ever. W zamyśle był to kolejny dłuższy i szybszy trening przed Azorami. Nie bardzo idą mi te treningi więc muszę się stymulować startami. Trasa w Wiązownej prawie identyczna jak w latach poprzednich, jedyna zmiana to końcówka poprowadzona inną ulicą. Pogoda idealna. Plan pobiegnięcia poniżej 1h40min. Ale jak to było… Szybko ogarnąłem się przed startem i ustawiłem w strefie. Początkowo biegłem z tempem 4:40 aż do momentu kiedy na trasie spotkałem Artura Pszczółkowskiego. Można by powiedzieć, ze mam kolejny headline „Pszczółek po latach”. Z Pszczółkiem nie biegałem (nawet widziałem się) kilka dobrych lat. A tu proszę… Od tego momentu zacząłem/zaczęliśmy gadać i automatycznie podnieśliśmy tempo biegu do 4:25/4:30. Super zleciała pierwsza połowa trasy, po zawrotce lekko pod górę ale tez szło nieźle. Tempo znów podskoczyło do 4:25. Trzymaliśmy się razem mijając kolejnych zawodników. Dopiero na 18km kiedy zacząłem biec jeszcze szybciej lekko się rozdzieliliśmy. Ostanie 4 (może 3) km biegłem w tempie 4:05/4:10 co dało czas na mecie poniżej 1h35min. Czas 1h:34min dał 357 miejsce. Frekwencja w roku 2009 to 33% tegorocznej. Jak widać skok znaczny, prawie 2000 zawodników na starcie w Wiązownej robi wrażenie.
|
183. | 5.01.2019 | Ultra CK Maraton | Polska | | 50 | 73 | | 06:31:31 | 48 | 128 | 38% | 7,7 | 07:50 | | | |
182. | 19.10.2018 | SKY DUT - Dalmatia Ultra Trail | Chorwacja | | 160 | 42 | | 32:26:15 | 24 | 50 | 48% | 4,9 | 11:58 | | | |
181. | 7.10.2018 | I Ostrowiecki Półmaraton Leśny | Polska | | 21,0975 | 67 | 01:26:16 | | 8 | 121 | 7% | 14,7 | 04:05 | | |
I Ostrowiecki Półmaraton Leśny - [7.10.2018]
Start, który zrealizowałem w ostatniej chwili. Pierwszy półmaraton w Ostrowcu. Wreszcie w moim rodzinnym mieście coś się dzieje. Jest już cykl MosirGutwinRun, teraz dołączył półmaraton. Świetnie. Na ten bieg zmobilizowała mnie Sylwia, która pamiętała jakie maile pisałem do Mosiru w czasach kiedy w Ostrowcu nie działo się kompletnie nic (biegowego). Teraz się dzieje więc powinienem tam być. Pierwszy półmaraton – leśny (bo prawie całkowicie po lesie) startował wraz z drugim dystansem – 7km. Miejsce startu i mety to szkoła podstawowa na ostrowickim Gutwinie skąd trasa biegła do dobrze mi znanego lasu. Długa leśna prosta, potem zawrotka i powrót równoległym leśnym duktem. Lubię te miejsca. Nie zaprzątałem sobie głowy wynikiem – w głowie miałem tylko DUT (DalmatiaUltraTrail). Zdawałem sobie sprawę, że moje szybkościowe przygotowanie jest żadne. Jednak, zaraz po starcie w towarzystwie znajomych z Ostrowca – postanowiłem się sprawdzić. Kompletnie nie wiedziałem, czy czas 1,5h jest w zasięgu. Początkowo biegłem wolniej, ale po 2 kilometrach już szybciej. Włączył mi się duch rywalizacji. Biegłem w miarę równo (nieco powyżej 4min/km). Cały czas nadsłuchiwałem kto mnie będzie wyprzedzał. Mniej więcej w połowie trasy wyprzedził mnie Tomek Walerowicz (zwycięzca WingsForLife) potem jeszcze Piotr Dasios. Teraz był czas na Kolę Sulika – czekałem kiedy to nastąpi i walczyłem aby nie nastąpiło:) Ostatnie 6km biegłem w towarzystwie taty, który dołączył do mnie na rowerze. Do mety połknąłem jeszcze 2’óch zawodników i dobiegłem do mety z czasem poniżej 1,5h. Niespodziewanie - czas w okolicach 1:26min i 1miejsce w kategorii wiekowej:) Fajnie. Niestety nie zostałem na dekoracji – puchar i dyplom odebrała Martyna:) Jak tylko czas pozwoli na następnej edycji też się pojawie.
|
180. | 7.07.2018 | Bojko Trail 80+ | Ukraina | | 83 | 338 | | 14:10:47 | 52 | 153 | 34% | 5,9 | 10:15 | | | |
179. | 3.06.2018 | MosirGutwinRun 2018 - etap 2 (10,2km) | Polska | | 10,2 | 150 | 00:50:27 | | 44 | 121 | 36% | 12,1 | 04:57 | | |
MosirGutwinRun 2018 - etap 2 (10,2km) - [3.06.2018]
To miało być lekkie rozbieganie po Rzeźniku. Niecałe 2 dni po Rzeźniku. I było - czas istotnie na to wskazuje. Najpierw tempo 5:15 potem nawet 4:45 a na koniec 3:30 :). Wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że tego dnia wieczorem wiedziałem, że mam ospę:( Fuck...
|
178. | 1.06.2018 | XV Bieg Rzeźnika | Polska | | 84 | 125 | | 13:56:50 | 141 | 545 | 26% | 6,0 | 09:58 | | | |
177. | 13.05.2018 | Sztafeta Ekiden 2018 | Polska | | 10 | C295 | 00:39:30 | | | | | 15,2 | 03:57 | | |
Sztafeta Ekiden 2018 - [13.05.2018]
…nic nie napisałem i nic nie pamietam…. Jak widać po czasie jeszcze sub 40min było. Więc musiałem dać maxa.
|
176. | 6.05.2018 | MosirGutwinRun 2018 - etap 1 (10,2km) | Polska | | 10,2 | 150 | 00:39:43 | | 2 | 133 | 2% | 15,4 | 03:54 | | |
MosirGutwinRun 2018 - etap 1 (10,2km) - [6.05.2018]
MosirGurwinRun 2018 runda nr 1. Maraton i półmaraton na raty co oznacza, że aby się sklasyfikować w cyklu należy ukończyć przynajmniej cztery z sześciu biegów na dystansie około 10ciu km lub 5ciu kilometrów. Nie startowałem w roku ubiegłym ani razu – nie złożyło się. W tym roku wystartowałem dość niespodziewanie gdyż czas zaplanowany miałem zupełnie inaczej. Ale się stało:) pojechałem do Ostrowca i pobiegłem w obu biegach: 10 i 5 km. Z racji tego, że bieg 10cio kilometrowy był pierwszy tam wsadziłem pełną moc. Wystartowaliśmy dość spokojnie bo na stawach na Gutwinie tempo było w okolicy 4:00. Biegłem w czubie, chyba trzeci. Przez pierwsze 2 kilometry czułem i słyszałem biegaczy za moimi plecami. Po trzecim kilometrze zrównał się ze mną Piotr Dasios, którego się, prawdę mówiąc, tam nie spodziewałem. Popatrzyłem na zegarek, bo wiedziałem, że przyśpieszyliśmy. Tempo już nie było 4:00 a 3:45. Po krótkim biegu ramie w ramie, Piotrek został a ja sukcesywnie ale nie pośpiesznie zbliżałem się do zawodnika nr. 2. Myślę, że w okolicach połowy dystansu, możel lekko wcześniej doszedłem go i przegoniłem. W oddali widziałem już tylko Michała Jagiełło, który niezagrożenie kontrolował pierwszą pozycje. Myślę, że Michał nie wkładał w ten bieg 100% mocy bo sukcesywnie się do niego zbliżałem. Drugie 5km pobiegłem stabilnie ale na dużym wysiłku. Myślałem, żeby utrzymać mocne tempo, a poza tym nie wiedziałem co dzieje się za mną. Nie słyszałem nikogo za plecami, ale często ktoś wpadnie na pomysł mocnego negative split i dogoni na ostatnich metrach. Najwolniejszy kilometr miałem na samym początku. Najszybszy był szósty. Okazało się, że później także utrzymałem dobre tempo tak aby na ostatnich dwóch kilometrach jeszcze nieznacznie przyspieszyć. Przybliżałem się do pierwszego miejsca ale ostatecznie Michał wyprzedził mnie o jakieś 80 metrów. Dotarłem drugi. Dystans 10 250m z czasem poniżej 40min – jest dobrze.
|
175. | 6.05.2018 | MosirGutwinRun 2018 - etap 1 (5,1km) | Polska | | 5,1 | 150 | 00:20:30 | | 8 | 149 | 5% | 14,9 | 04:01 | | |
MosirGutwinRun 2018 - etap 1 (5,1km) - [6.05.2018]
Drugi bieg tego dnia. Taki to jest MGR. O rekordach nie było już mowy, chciałem pobiec szybko jak się da. Na początku puściłem grupę szybszych biegaczy ale dość szybko ustabilizowałem tempo w okolicach 4min/km. Biegłem chyba wiekszość dystansu na tej samej pozycji, dopiero na końcówce wyprzedziłem dwie osoby a jedna i to dziewczyna - wyprzedziła mnie. Szacun bo na finiszu nie dała mi szans. Ósme miejsce było bardzo dobre z uwagi na to iż przede mną znalazł się tylko jeden zawodnik, który biegł tak samo jak ja wcześniejsze 10km (dodatkowo on wygrał 10km). Tak więc na zmęczeniu mogę też pobiec dość szybko. Jak zwykle bez przygotowania:). Ciekawe czy uda mi się zaliczyć cały cykl...
|
174. | 3.05.2018 | 28 Bieg Konstytucji 3 maja | Polska | | 5 | 6575 | 00:18:59 | | 67 | 5286 | 1% | 15,8 | 03:48 | | |
28 Bieg Konstytucji 3 maja - [3.05.2018]
Ostatni mój strat w Biegu Konstytucji miał miejsce w 2012roku. Była to 22 edycja. Niezbyt pamiętam trasę, ale chyba była podobna jak w tym roku. Teraz start odbył się w okolicach Agrykoli, potem dookoła Legii, aby wspiąć się Agrykolą do Placu na Rozdrożu i finalnie okrążyć Park Ujazdowski i finiszować przy Stołecznym Centrum Sportu na Rozbrat. Termin biegu zwykle koliduje z moimi planami majówkowymi ale w tym roku się udało. Wystartowałem. Pięć kilometrów biegam tak rzadko, że postanowiłem się sprawdzić. I musze przyznać, że gdyby nie podbieg pod Agrykole, zrobiłbym życiówkę. Zabrakło mi jednej sekundy do jej wyrównania – 18:58 to moja życiówka na nieatestowanej trasie, teraz na atestowanej pobiegłem 18:59. Bieg był szybki – nie czułem się tak kiepsko jak drugiej połówce Babickiej Dziesiątki, choć na utrzymanie wysokiego tempa na podbiegu szans nie było. Na górze Agrykoli (po 2,5km) nawet nie mogłem odpowiedzieć moim kibicom. Oskar i Mikołaj krzyczeli głośno a ja byłem tak zakorkowany, że nawet nie odmachnąłem im ręką. Ostatnie 2 km to walka z tempem. Chciałem pojechać na maksimum więc świadomie wkładałem w nogi ile się dało. Mam bardzo małe doświadczenie w biegach „krótkich” i chyba trochę brak ogólnego przygotowania – bo max co mogę pobiec to chwilowe 3:35, a przelotowo 3:45. To oczywiście nie jest najgorzej ale chciałbym zrobić coś więcej. Myślę, że w optymalnych warunkach życiówka jest do poprawienia o min 10 sekund. Teraz ten bieg skończyłem na 67 miejscu (na ponad 5 tysięcy) i na wysokiej pozycji w kategorii M40.
|
173. | 7.04.2018 | 3 Babicka Dziesiątka | Polska | | 10 | 405 | | 00:39:45 | 58 | 685 | 8% | 15,1 | 03:58 | | |
3 Babicka Dziesiątka - [7.04.2018]
Ten bieg to urodzinowy sponatan - choć planowany 2 tygodnie wcześniej kiedy miejsc na liście startowej już nie było. Udało się odkupić pakiet i wystartowałem. Jako, że Babice niedaleko – pojechałem w dniu startu, odebrać pakiet i od razu wystartować. Fajna lokalna impreza z dość prostą trasą typu „asfaltowe country side”. Pomyślałem, dobry test – 10km zobaczymy co da się zrobić… Chciałm spróbować – na maxa a potem… jak się da. Fakt, że moje przeziębienie i kłopoty z zatokami zbliżały się nieuchronnie oraz to, że 2 dni wcześniej wróciłem z Omanu (zimno->gorąco->letnio) – nie wróżyły nic dobrego. Ciekawe kiedy tak się stanie, że napiszę: „Wystartowałem w optymalnej formie”? Ale zacząłem jak planowałem, pace 3:45 potem 3:50 i tak prawie do 5go kilometra, potem zwrotka i pod wiatr. O tym, ze wmordewind mnie zabija wiem – ale tym razem było naprawdę kiepsko. Na 8 kilometrze zwolniłem do 4:10 a na 9tym do 4:17 !!! – Generalnie dobiegłem do mety z czasem lekko poniżej 40minut ale było ciężko. Myślę, że 3:45 mnie nie gnie tak bardzo jak wiatr. Mam teraz cel – 10km z pace 3:45… ile to jest? … łoj. Już mnie boli:)
|
172. | 25.03.2018 | 13 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 746 | 01:27:45 | 01:28:53 | 746 | 12468 | 6% | 14,4 | 04:10 | | |
13 Półmaraton Warszawski - [25.03.2018]
Kolejny półmaraton w Warszawie:) Cóż moja średnia startów w sezonie zdecydowanie się zmniejszyła. Jest wiele powodów, ale ważne jest to, że na lokalny start w warszawskiej połówce – czas znalazłem. Byłem trochę osłabiony, nie wiem czy będzie jeszcze taka zima, która czegoś mi nie podaruje. W tym roku trzymałem się dzielnie, ale wiedziałem, czułem wręcz, że prędzej czy później coś mnie weźmie. Faktycznie stało się tak ale 2 tygodnie później. Sam start w Warszawie to szybka sprawa, więcej zabiegów jest z odebraniem pakietu startowego niż z samym biegiem. Pod koniec marca, było jeszcze chłodno – ale do biegania „na krótko” – optymalnie. Na starcie stanąłem gdzieś w okolicach tempa na półtorej godziny, kompletnie nie wiedząc na co jestem przygotowany. Miliony ludzi…. Tak zapamiętam ten bieg. Początkowo biegłem dość wolno bo w tłumie. Później, okolicach 1go km podobnie – kompletnie nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Postanowiłem przyśpieszyć – z 4:30 na 4:00. Takie tempo zmuszało mnie na wybór dość krętej ścieżki do mety:) Chodniki, zygzaki, mijanki po zewnętrznej… Tak biegłem i biegłem, aż spotkałem Pawła Wośka. Chwilkę pogadaliśmy i pobiegłem dalej. Mniej więcej na 10km zrobiło się luźniej. Ja dalej bujałem się z tempem 4:00 – 4:10. I tak mi zostało do mety. Ostatnia, prawie 3 km, prosta po Wisłostradzie była już całkiem luźna, ale ku mojemu zaskoczeniu biegaczy, którzy mieli szansę na czas poniżej 1h30min było bardzo dużo. Ja półtorej godziny złamałem o ponad 2min ale tu zaskoczenie dało mi to odległe 476 miejsce. Bieg bez większych historii, uniesień czy innych zapadających w pamięć rzeczy – ale fajny:)
|
171. | 11.11.2017 | Ostrowieckie Biegi Niepodległości 2017 | Polska | | 10 | 222 | 00:38:19 | 00:38:20 | 26 | 308 | 8% | 15,7 | 03:50 | | |
Ostrowieckie Biegi Niepodległości 2017 - [11.11.2017]
Ostrowieckie Biegi Niepodległości z roku na rok rozrastają się jak grzyby po deszczu. I nie chodzi tylko o frekwencje ale o ilości biegów towarzyszących. Ilość zawodników w biegu głównym na dystansie 10km też znacząco przybywa. W tym roku było ich ponad 300 co przenosi Ostrowiecką imprezę do wyższej klasy. Teraz to już nie mały, lokalny bieg ale bieg średniej wielkości, który przyciąga na start wielu zawodników z województwa a nawet kraju. O obcokrajowcach (UKRAINA, czy KENJA rok temu) nie wspominam bo oni wystartują nawet w Baćkowicach pod warunkiem, że za wygraną otrzymają nagrody pieniężne. Ja startu w Ostrowcu nie planowałem – ale z uwagi na różne sprawy i tematy, 2 tygodnie przed biegiem, wiedziałem, że tam wystartuje. Nawet się ucieszyłem, bo start w Warszawie nigdy dobrze mi nie wychodził a w Ostrowcu przynajmniej pobiegam wśród znajomych. Mniej więcej od początku października zacząłem biegać do pracy – ot tak… wstaje rano i biegnę a po robocie wracam. Około 2*7,5km dziennie. Powód – prozaiczny. Korki, które bezproduktywnie pochłaniają mi min 2*30/40 min i znajdowanie, wieczorem czasu na trening. Postanowiłem to zmienić i upiec 2 pieczenie na jednym ogniu. Tym sposobem mam popołudniu czas dla rodziny, a w pracy dużo lepsze samopoczucie. Więcej o moich doświadczeniach z treningiem 2 razy dziennie i testem biegowym 11 listopada napiszę na ultrawyrypa.pl . Teraz o samym biegu. Start i Meta na stadionie KSZO Ostrowiec (teraz to Stadion Miejski – ale dla mnie będzie to stadion KSZO i tyle). Trasa miejscami ciekawa, miejscami „średnio ciekawa” a miejscami… po prostu nieciekawa. Ale co tam – generalnie Ostrowiec sam w sobie nie jest dziełem sztuki więc nie marudzę. Choć tak na przyszłość organizatorzy mogliby troszkę więcej pokazać miejsc, które naprawdę są ładne choćby park miejski lub bardziej poeksplorować sam rynek i okoliczne uliczki. Byłoby ciekawiej i na pewno ładniej. Punktualnie o 13tej wystartowaliśmy. Dość szybko, choć nie patrzyłem na zegarek czułem tempo 3:30. Ścigacze pobiegli do przodu a ja obserwowałem tylko jak kilku znajomych oddala się sukcesywnie. Ponieważ miał być to test mojej formy w asfaltowych biegach (krótkich) – w pewnym momencie pomyślałem że spróbuje ich dogonić bo po 300 metrach od startu odjechali mi na 100m. Wśród nich był oczywiście Kola Sulik i Piotrek Dasios. Czułem się dobrze – na tyle dobrze, że na drugim kilometrze dogoniłem całą grupkę. Wtedy już wiedziałem jakim tempem biegniemy i było ono znacznie szybsze od tego co biegałem w tym roku. Oczywiście wiem też, co znaczy wyścig – jak przestawimy głowę na tryb „zapieprzaj” to potrafi tak zarządzić, że nogi będą biec znacznie szybciej niż robiły to w ostatnim czasie. Ja eksperymentowałem i w tym momencie też chciałem coś sprawdzić. Z jednej strony dostałem informacje od głowy, która patrząc na tempo mówi „za szybko – to nie twoje tempo” a z drugiej strony ja wmuszam w tą samą głowę myśl – „jeszcze szybciej”. Potrzebowałem bodźca. Przyszedł niespodziewanie. Młoda Ukrainka, króra nas dogoniła i wyprzedziła. Wtedy jeszcze mocniej pomyślałem, utrzymam się za nią. Pomyślałem: „jeszcze szybciej”. Pobiegłem za nią jakieś 500m, krok w krok – podnosząc tempo o ok 5 sec na km. Wtedy kolejny eksperyment. Tempo akceptowałem, nie wprowadzało elementu dyskomfortu. Pomyślałem więc, przycisnę jeszcze trochę aby ją wyprzedzić – zobaczymy co się stanie. Dzień był dość wietrzny i bieganie za kimś z pewnością dawało więcej komfortu, ale mnie to nie zaprzątało głowy. Tego dnia był dzień eksperymentowania. Kolejny test to próba przebiegnięcia podbiegu od Rawszczyzny do Rynku bez większej straty tempa. Na stromszym podbiegu pod rynek zwiększyłem kadencje i się udało. Nie straciłem zbyt wiele. Nie oglądałem się za siebie. Nie wiedziałem kto biegnie za mną. Było to mało istotne. Teraz kontrolowałem swój organizm, który poddawany kolejnym testom – nie mówił „dość”. To był katalizator do ostatniego testu na ostatnim kilometrze – tutaj już z kontrolą zegarka chciałem spróbować pobiec średnio 3:40. Czułem, że mogę. Dodatkowo, ktoś coraz głośniej tupał za moimi plecami. Przyśpieszyłem więc i ostatni kilometr (wierząc w elektronikę) pobiegłem w tempie 3min43sek. Całość zrobiłem w 38minut 19 sekund - co nie jest może czasem marzeń, ale jak na moje tegoroczne szybkie bieganie – bardzo dobrym wynikiem. Po drodze czułem się dobrze, wiedziałem, że kontroluje wszystkie elementy biegu. Fajny czas i nieoczekiwane 4te miejsce w kat. M40 (26 OPEN). Po biegu były jeszcze dodatkowe atrakcje z wręczeniem nagród włącznie ale ja nie mogłem zostać - wracałem do domu na imprezę: 50tkę Marka, którego trzeba wrócić na biegowe tory:)
|
170. | 21.10.2017 | Kółka na Kole | Polska | | 10 | 171 | 00:39:45 | 00:39:46 | 7 | 146 | 5% | 15,1 | 03:58 | | |
Kółka na Kole - [21.10.2017]
Wolny weekend, nieplanowany i niespodziewany start na zawodach. Moja druga 10tka w tym roku. Ale bida z tymi startami. Pół roku po Ekidenie wystartowałem w biegu „krótkim”… Okazja nadążyła się w mojej okolicy. Kółka na Kole to bieg organizowany przez ENTRE.PL. Kiedyś lubiłem biegać na ich imprezach. Zawsze fajne miejsca, mało asfaltu i super atmosfera. Teraz było bieganie po lasku na Kole. Niestety tylko pogoda się nie udałą. Podczas biegów dzieciaków gdzie startował Oskar – padało. Mikołaj też był zapisany ale niestety na start nie miał ochoty. Oskar zaczął swój bieg na 200m szybko. Nie wiem czy był najmłodszy czy jeden z młodszych ale nieźle mu szło. Przebiegł cały dystans lecz na starcie wystraszył się strzału startowego i nie wykorzystał wszystkich swoich możliwości. Był tak zaaferowany imprezą i metą, że nawet nie odebrał medalu za uczestnictwo… O 11 odbył się bieg główny. Byłem nastawiony na lekki bieg, ale przed startem pomyślałem – a spróbuje i zobaczę na co mnie stać. Przecież nic nie trenowałem – biegałem prawie same długie góry… Stanąłem w drugiej linii startowej wśród około 150 innych zawodników i po strzale startera biegłem jakieś 400m z czołówką. Czterej biegacze szybko objęli prowadzenie i odskoczyli. Ja wraz z 3ma innymi biegliśmy wolniej ale na tyle szybko, że nikt nas nie doganiał. Podczas biegu miałem 4ry kolki w różnych partiach brzucha. Szybko przychodziły i szybko ustępowały. Wystarczyło lekkie zwolnienie i kolka mijała. Podczas jednej z nich odjechali mi dwaj biegacze. Albo nawet trzej. Biegłem swoje – bo mimo krętej trasy miałem ich w polu widzenia. Mniej więcej na 4tym kilometrze zacząłem się zbliżać do jednego z nich. Dopadłem go na 6tym. Tempa nie kontrolowałem. Biegłem w okolicach 4 minut na kilometr, czasami lekko wolniej a czasami szybciej. Nie pamiętam na którym kilometrze, z tyłu, zaczął dochodzić do mnie jeszcze jeden zawodnik – biegł szybciej. Wyprzedził mnie i równomiernie się oddalał. Od samego początku biegłem widząc z przodu zawodnika z jakiejś warszawskiej grupy triathlonowej. Myślałem, że w pewnym momencie mi odjedzie ale tak się nie działo. Biegłem jakieś 50, 70 metrów z tyłu. To spowodowało, że trzymałem tempo. Pomyślałem – fajnie byłoby go dopaść i wyprzedzić. Na ostatnim, z trzech, kółek – dokładnie na 3 km przed metą dobiegłem do niego ale właśnie w tym momencie dostałem czwarty strzał kolki. Znów musiałem lekko zwolnić. No nic, biegłem dalej. Było ślisko i na każdym zakręcie moje buty tańczyły breakdance’a. No może to nie buty tylko ja tańczyłem chcąc utrzymać równowagę:) Kiedy zbliżał się 9km – postanowiłem spróbować raz jeszcze. Dogoniłem go i po 200 metrach biegnąc tuż za jego plecami zaatakowałem. Jak pokazał potem mój zegarek przyśpieszyłem z 4:00 na 3:40. To wystarczyło aby na mecie zyskać 10sekund różnicy – przepaść (jest moc, ale skąd? Się pytam?). Podobno trasa wymierzona na 10km i 17metrów i moje 39:45 jest super. Nie spodziewałem się. Dało to 7 miejsce OPEN i 1 w kat. M40. Tak!, już jestem w M40… i nie rdzewieje:)
|
169. | 02.09.2017 | Ultra Janosik 2017 - Legenda | Polska | | 108 | 93 | | 21:06:15 | 64 | 124 | 52% | 5,1 | 11:43 | | | |
168. | 12.08.2017 | Chudy Wawrzyniec 2017 | Polska | | 84 | 149 | | 13:13:52 | 63 | 145 | 43% | 6,3 | 09:27 | | |
Chudy Wawrzyniec 2017 - [12.08.2017]
Znów wydarzenie, które w moim kalendarzu znalazło nie nieprzypadkowo. O Chudym myśleliśmy z Arkiem od jakiegoś czasu, ale w tym czasie, z reguły, startowaliśmy w triathlonie w Gdyni. W tym roku nie wybraliśmy się nad morze więc mogliśmy wreszcie pobiegać w Beskidzie Niskim. Faktycznie Chudy Wawrzyniec był drugi na liście. Chcieliśmy pobiec BUGT ale brak szczęścia w losowaniu wytyczył nam drogę na start Chudego. Bieg owiany już pewnymi historiami, 6ta edycja, która była w tym roku potwierdziła trudy trasy. Nie wysokość n.p.m i nie przewyższenia robią tutaj robotę.Na niespełna 85 kilometrach trasy można się nieźle namęczyć. Sporo interwałowych zbiegów i podbiegów – kilka ścianek i niekończące się błoto. To ostatnie dodatkowo „doładowane” padającym deszczem. Jak dowiedzieliśmy się od organizatorów na sześć edycji, pięć było deszczowych. Ale jak dokładnie było w tym roku. Piątek upłynął pod znakiem upału (36 st C) i zbliżającemu się, od zachodu frontowi burzowemu, który miał przynieść duże opady i znaczne ochłodzenie. I całe szczęście bo wolę biegać w deszczu niż w upale. Mieszkaliśmy w Rajczy a po pakiety podjechaliśmy do Ujsoł, gdzie była strefa mety i biuro zawodów. Miejsce noclegu to strzał w dziesiątkę, bo znajdowało się 150 metrów od startu i poranne wstawanie mogliśmy maksymalnie opóźnić. Przedstartowy wieczór spędziliśmy oglądając Mistrzostwa Świata w Lekkiej, popijając piwkiem czyli raczej standardowo. Start zaplanowany był na 4:00 i odbył się prawie punktualnie, prawie bo przejeżdżający pociąg przytrzymał nas 5 minut na starcie. Strzał startera i się zaczęło. Około 500 osób wystartowało na dwie długości tras (50+ i 80+). Początkowo nie padało, choć w oddali widać było już błyski piorunów. To przepowiadało niezłą zabawę. Pierwsza część trasy z podbiegiem na Rachowiec prowadziła asfaltem a potem wąską polną drogą. Po około 30 minutach spadły pierwsze krople deszczu. Miałem włączoną czołówkę, założyłem kurtkę deszczową i jak się okazało nie zdjąłem jej do samej mety. Po pierwszym delikatnym deszczyku przyszedł czas na pierwszą pompę. Grzmiało i błyskało się dookoła, góry spowite mgłami, chmurami co chwila rozświetlała szalejąca burza. Nawet się trochę zacząłem obawiać. W lesie spoko… ale na łąkach – niebezpiecznie. Lało jak z cebra, górskie ścieżki zmieniły się w potoki. Niezła jazda:) Nawet mi się to podobało. Wybiegając z lasu odsłaniały się piękne widoki – no i te błyski. Czad. Ponieważ to bieg bez przepaków, z dwoma bufetami, mój plecak był delikatnie cięższy niż normalnie. Wiedziałem, że butów nie zmienię, skarpetki i koszulkę ewentualnie tak – ale po co? Wszystko ciągle w błocie. Moje stare Brooksy dawały radę. Wiedziałem, że może być bagno więc nowszą wersję Brooksów zostawiłem na Janosika. Z Arkiem biegliśmy jak zwykle:), raz on kilkadziesiąt metrów z przodu (na podejściach) raz ja (na zbiegach). Pierwsze jedzenie miało być na 40tym kilometrze więc ja już na szczycie Wielkiej Raczy musiałem się wzmocnić. Nawet na stole przy schronisku ktoś zostawił Colę, więc skorzystałem. Arek pobiegł, nie czekał, bo było mu zimno. Nie pamiętam gdzie się znów spotkaliśmy ale na 100% na wyżerce w Przegibku byliśmy już razem. No i tu uczta, jagodzianki i jagody w śmietanie cudowne, gorąca herbata i owoce – mega gościna. Całe szczęście, że w tym miejscu z wielkiego deszczu pozostała jedynie mżawka i mogliśmy chwilę się po stołować. Na Wielką Rycerzową wdrapaliśmy się także razem. Wcześniej Arek mówił coś o wyborze, że niby zaraz mamy coś wybierać? - ale szybko zdementowałem tą plotkę. Nie było opcji. Biegliśmy długą trasę. Na szczycie Rycerzowej był rozjazd. W lewo do mety oraz prosto, w kolejne czterdzieści parę kilometrów. Pobiegliśmy prosto. Zaraz za zbiegiem z Rycerzowej przywitała nas błotnista ścianka. Tutaj doceniłem posiadanie kijków. Generalnie dzięki kijkom wdrapałem się tam dość sprawnie, zostawiając kilku zawodników w tyle. Teraz czekał nas nieco niżej położony odcinek trasy ale z wielkimi zalanymi wyrobiskami po ścince drzew. Ciekawie się tu biegło, co chwila musieliśmy szukać „objazdu” bo droga wyglądała jak jezioro. Po pewnym takim objeździe zgubiliśmy trasę. Całe szczęście, że w miarę szybko spojrzałem na track w zegarku i po przebiegnięciu 300metrów wskroś lasu, wraz z dwójką innych biegaczy dotarliśmy do właściwej ścieżki. Mniej więcej w tym momencie zaczęły mi dokuczać obtarcia na udach. Niestety bielizna Salomona nie specjalnie sprawdza się w mokrym terenie, szczególnie po 8iu godzinach używania. Przed nami był jeszcze jeden ciekawy punkt trasy – rezerwat Oszast (tzw: Oszust). Jest to ścisły rezerwat częściowy na którym podobno występują 122 gatunki roślin. Niestety nie mieliśmy czasu aby je wszystkie zobaczyć. Musieliśmy się wdrapać na kolejną niezłą ściankę zwaną Oszust, która dała mi się we znaki. Gliniasto-kamieniste podejście Arek pokonał ekspresem, ja musiałem się trochę napocić. Potem już zbieg do przełęczy Glinka gdzie był drugi bufet. Na 12tu kilometrach pomiędzy Oszustem a bufetem Arek odjechał mi około 3 minuty. Spotkaliśmy się „przy kotlecie”. Znów super jedzenie. Świeże bułki z masłem serem i szynką, ogórek małosolny i owoce – jadłem jak opętany:). Po jedzeniu czekał nas ostatni fragment trasy – wspinaczka na Halę Lipowską przez Grubą Buczynę (Hruba Bucyna) oraz Trzy Kopce. Ten fragment trasy najbardziej mi się dłużył. Lecieliśmy go razem, omijając przełomy i gigantyczne kałuże. Nie mogłem się doczekać gdzie będzie wreszcie najwyższy szczyt trasy czyli Hala Lipowska. Nie wiem czemu chciałem bardziej podbiegać niż zbiegać – zamiast w dół do schroniska na Hali Lipowskiej ciągnęło mnie wyżej na Hale Rysianka. Całe szczęście, że Arek zawrócił mnie z realizacji mojego szalonego, nieświadomego planu. Przy schronisku miałem chyba największy kryzys tego dnia (70km) . Było mi zimno, mokro i już bardzo drażniły mnie obtarcia. Poprosiłem Arka, żeby mi złożył kijki bo nie dawałem rady tego zrobić tego samodzielnie. Zjadłem napiłem się i zacząłem zbiegać. Początkowo powoli, potem szybciej. Na ostatnich 5ciu kilometrach zbiegu do mety -puściło. Znowu zacząłem dobrze zbiegać, dogoniłem Arka, który w tym momencie szybciej zbiegał ode mnie. Polną drogą zbiegliśmy do Ujsoł. Tam oczywiście kultowy mostek i meta. Fajnie – trasa zaliczona. Czas może nie rewelacyjny ale z uwagi na warunki pewnie nie najgorszy. Całość zajęło nam 13h i 13min. Zajęliśmy 63 i 64 miejsce na 145 osób, którzy ukończyli trasę długą. Kolejne zawody za nami a za chwilę kolejne przed nami:)
|
167. | 25.06.2017 | Poznań Challenge 2017 - Maraton | Polska | | 42,195 | 133 | 04:12:17 | | 73 | 214 | 34% | 10,0 | 05:59 | | |
Poznań Challenge 2017 - Maraton - [25.06.2017]
Po wielu myślach w głowie nadszedł czas na zmierzenie się z triathlonem na dystansie długim (IronMan). Te 226km, wcale mnie nie szokowały tym bardziej, że w głowie mam zainstalowane oprogramowanie pt: „jak obsługiwać długotrwałe obciążenia”. Jednak zawsze jest jakaś odrobina stresu. Pewnie gdyby jej nie było – smak ukończenia dystansu byłby gorszy. Tutaj „straszyła” mnie próba wypicia roztworu o proporcjach: 70% pływanie, 15% rower, 15% bieg. Nie wiedziałem jak poradzę sobie z dość długim pływaniem gdzie jak wiadomo - początkowy dystans jest bardzo nerwowy i może nieźle namieszać. Nie wiedziałem jak moja dupa i kark zniesie ponad 6h jazdy rowerem – choć już kilka razy zrobiłem taki dystans. A na koniec po tym wszystkim nie wiedziałem jak będzie mi się biegło. Plan, w momencie gdy podejmowałem wyzwanie (czyli około grudnia ubiegłego roku) był ambitny – miałem pół roku aby się dobrze przygotować. Wiedziałem, że mam duże braki treningowe związane z kontuzją achillesów – ale co tam – dam rade. Na początku roku byłem prawie całkowicie roztrenowany – rozpoczynałem trenowanie po 4ech miesiącach przerwy. Z biegiem dni czas topniał a moje treningi dalej były dziurawe. Jakoś nie mogłem znaleźć czasu na rozsądne przygotowanie. Dla statystyków podaje objętości treningowe od początku roku do dnia startu: Pływanie: 558km (48h), Rower: 663km (26,5h), Pływanie: 28km (10,5h). Dramat ! Sam do opisywanego wyżej roztworu dolałem sobie trucizny. Przed zawodami miałem bardzo mieszane uczucia. To co miało być trudne ale przyjemne zaczęło być jakimś potworem. Jedna półkula mózgowa mówiła: będzie spoko, a druga, jak diabełek, mówiła bój się! Zawody wypadały w niedzielę, ale jeszcze w sobotę do wczesnych godzin popołudniowych siedziałem w szkole zaliczając jakieś dziwaczne Kahuty (interaktywne testy internetowe). Tego dnia musiałem jeszcze pojechać do domu, spakować rower do samochodu i do 20tej stawić się w strefie zmian aby zadość uczynić wszystkim triathlonowym obrzędom. Jak wyglądały moje poprzednie weekendy, nawet szkoda pisać. Tak czy inaczej – dotarłem do Poznania, zdążyłem z ogarnięciem strefy zmian i jak to w zwyczaju miałem – wraz z moim kompanem niedoli Arkiem Recławem udaliśmy się na piwkowanie (kolejna trucizna przedstartowa). Całe szczęście, że skończyło się w okolicach północy na czterech piwach. Poranny start wymusił na nas zdrowy rozsądek, choć mam pewność, że większość z Was uważa, że zdrowy rozsądek to ja zostawiłem wiele tygodni przed startem:). Start imprezy organizatorzy zaplanowali na godzinę 7:00 co spowodowało, że spałem dość krótko. Przed startem odwiedziliśmy jeszcze strefę zmian – ostatnie przygotowania i zakładanie pianki. Teraz już było mi wszystko jedno. Wydawało mi się, że jest dobrze, niewielu startujących (ok 240 osób), nie ma wiatru, fali – poznańska Malta wręcz zachęcała do kąpieli. Szybko wskoczyłem do wody, żeby się przyzwyczaić. Oczywiście zero widoczności – ale po co, przecież to nie basen. Chyba już całkowicie nie mam stresu związanego z pływaniem po akwenach otwartych. Zbliżała się godzina „0”. Start z wody, w sumie mój pierwszy raz, ale co to za trudność, nawet lepiej bo nie ma tak dużej pralki na starcie. Chyba 10min po czasie – poszło, zacząłem płynąć i zaczęło być miło i sympatycznie. Super woda, świetny flow, oddychanie bezproblemowe, nawigacja „w punkt”. Płynąłem stabilnie, wolno, na dużym komforcie tak, że pierwsze 1,9km przeleciało mi ekspresem. Oglądałem sobie brzeg, co jakiś czas kontrolując dystans od malutkich bojek, które wyznaczały tor wioślarski. Czasami ich nie było widać ale podłużny kształt jeziora Malta dobrze sprawdzał się nawigacyjnie. Naprawdę niewiele razy inny zawodnik zakłócił moją harmonię. Na bojach nawrotowych wiedziałem, że będzie dobrze. Wiedziałem, że jestem gdzieś w ¾ stawki, ale nie ostatni:). Z wody wyskoczyłem na 153miejscu po 1h 25min. Tutaj spotkało mnie dość dziwne uczucie. Nie byłem zmęczony ale chyba mój błędnik zbytnio przyzwyczaił się do kołysania. Biegnąc do T1 miałem wrażenie lekkiego przyciągania do lewych barierek. W T1 się nie spieszyłem, zdjąłem piankę i założyłem suchy strój kolarski. Ciekawe który czas w strefie zmian zająłem:) myślę, że jeden z ostatnich, ale było to zaplanowane. Po pierwsze komfort – potem reszta:). Wsiadłem na rower, normalnie – bez żadnego kombinowania z butami i recepturkami. Od tej pory wiedziałem, że trasa Poznań – Kostrzyn będzie mi towarzyszyć przez następne 6-7 godzin, zależnie od siły i kierunku wiatru. Planowałem co najmniej 2 dłuższe postoje ale skończyło się tylko na jednym związanym z wizytą w TojToju. Już na pierwszych 20 kilometrach musiałem skorzystać z ubikacji, co w stroju kolarskim „na szeklach” nie jest takie proste (szybkie). Trasa czterokrotnie kierowała z Poznania do Kostrzyna i z powrotem. One way z wiatrem, other way pod wiatr, a że ja wiatru nie znoszę, lekko nie było. Nie było także ciężko bo pod wiatr się nie szarpałem - utrzymywałem prędkość w okolicach 28/29km/h do ostatniego nawrotu. Tam, w okolicach 150km zdrowo zwolniłem bo dopadł mnie ból barków, wywołany całkowitym brakiem treningów w pozycji czasowej. Nie pomógł nawet Ibuprom, który nauczony doświadczeniem zawsze mam przy sobie. Do T2 dotarłem po 6h23min tracąc 4ry pozycje (157 miejsce). Czułem się bardzo dobrze, po zejściu z roweru ból karku ustał. Transition Area znowu na relaksie:) Spędziłem tam 9 sekund więcej niż w T1 (9:52) co pokazuje jak się guzdrałem. Do końca zabawy pozostał mi jeszcze maraton – ale to wiedziałem, że jakoś pójdzie. Tak szybko chciałem już biec, że po wybiegnięciu na trasę zapomniałem numeru startowego, który zdjąłem razem ze spodenkami kolarskimi. Nadrobiłem z 400 metrów ale nie spowodowało to mojej złości. Czułem duży luz i komfort w biegu. Od samego początku wyprzedzałem. Ale nie wiedziałem, czy wyprzedzam zawodników, którzy mają podobny dystans czy zawodników, którzy są pętlę (lub kilka) przede mną. Trasa biegowa to 8 kółek dookoła jeziora Malta. Zacząłem tempem 5:00/5:10 z postanowieniem, że pierwszy przystanek na większe jedzenie będzie po przebiegnięciu połówki dystansu. Na pierwszym kółku zrobiłem jeszcze jeden błąd. Zamyśliłem się za bardzo i skręciłem na metę. Po przebiegnięciu dodatkowych 200 metrów wróciłem na trasę:) Po połówce, gdzie moje tempo już systematycznie spadało – biegłem od bufetu do bufetu konsumując tam kilka pomarańczy. Z biegów ultra wiem, że pomarańcze mi bardzo pomagają. Chyba dystans IM to głównie rozsądne jedzenie i szanowanie zwiniętego i ściśniętego żołądka na rowerze. Po trasie spotykałem tych samych zagorzałych kibiców, którzy jakby mocniej kibicowali zawodnikom z czarnymi numerami startowymi (dystans długi). Po pierwszych 4ech, kółkach trasa zdecydowanie opustoszała, Zawodnicy z dystansu (Half) ukończyli zawody. Wtedy pogoda zaczęła się lekko psuć. Epogeum była burza z tropikalnym deszczem na 30tym kilometrze. Mnie już nic wtedy nie przeszkadzało, nawet chlupot wody w butach. Dodatkowym motywatorem było spotkanie na trasie znajomych z Bydgoszczy z Hrabią Wyszomirskim (z Luxemburga) na czele. Winiu & reszta byliście zajebiści. Dzięki za doping. Cała ekipa była chyba bardziej zdziwiona moim widokiem niż ja ich. Przyjechali kibicować Pawłowi, którego kilka razy spotkałem na trasie. Ostatnie kilometry to już przeplatany bieg i jedzenie pomarańczy. W pewnej chwili cos mnie lekko przymuliło i zdecydowanie zwolniłem – ale szybko się pozbierałem i końcówkę przyśpieszyłem. Na trasie maratonu wyprzedziłem kilkadziesiąt zawodników. Mój czas maratonu to 4h12min17sek (73 wśród startujących). Godzinę gorzej niż maraton „bez tri”. Dało mi to 131 pozycje OPEN. Medal jest, dystans pokonany, zmęczenie na poziomie 7 w 10cio stopniowej skali – nie jest źle. Mógłbym napisać, że następnym razem się przygotuje i poprawie wynik o min 1h. Ale po co mam to pisać – przecież się nie przygotuje…A czy będzie następny raz? Może kiedyś…Moje Czasy: pływanie 01:25:51/153 | T1 00:09:41 | rower 06:23:22/157 | T2 00:09:52 | bieg 04:12:17/73
|
166. | 14.05.2017 | Sztafeta Ekiden 2017 | Polska | | 10 | C218 | 00:40:39 | | | | | 14,8 | 04:04 | | |
Sztafeta Ekiden 2017 - [14.05.2017]
Kolejny EKIDEN i kolejne pudło:) Tym razem 3cie w kategorii banków. To już jest tradycja, że nasza firmowa sztafeta zajmuje wysokie miejsce w generalce oraz miejsce na podium w kategorii firmowej. Co się zmieniło zatem w stosunku do roku ubiegłego. Po pierwsze, pierwszy raz nie w zółto-czarnych barwach Raiffeisena, po drugie w zmodyfikowanym, eksperymentalnym składzie, po trzecie – ja bez formy szybkościowej, po czwarte i ostatnie, zajęliśmy trzecie a nie drugie miejsce. Co samego startu w moim wykonaniu to chyba także tradycja, że startuje jako drugi. Cztery kółka w Szczęśliwickim parku nieźle mnie spomiatały. Widziałem, czułem podskórnie, że 10km poniżej 40 minut może być niemożliwe. Spróbowałem, ale w tempie sub 4min/km mogłem pobiec tylko około połowy dystansu. Tak to jest. Inne zajęcia i inny zupełnie sezon powoduje, że startów i treningów szybkich nie praktykuje. Do mety dobiegłem w czasie lekko poniżej 41min co było około 1,5min gorzej niż w rok temu. Cała nasza sztafeta PKO Leasing uzyskała czas 02:47:08 – nieźle.
|
165. | 23.04.2017 | V Orlen Warsaw Marathon | Polska | | 42,195 | 1977 | 03:15:48 | | 651 | 5522 | 12% | 12,9 | 04:38 | | |
V Orlen Warsaw Marathon - [23.04.2017]
Rok temu, po ORLEN’ie, gdzie bez planu pobiegłem nieco ponad 3h powiedziałem sobie, że w tym roku 2017 zaatakuje trójkę. Byłby to mój 3ci atak po Poznaniu (wtedy jeszcze nie byłe świadomy co to jest bieganie) oraz Paryżu (gdzie mnie przegrzało) . Dodam, że w obu przypadkach poniosłem klęskę. Tym razem 3ka także uciekła ale było to zgoła inaczej. Tym razem, znając swoje braki treningowe i biorąc pod uwagę ogólne zmęczenie miałem bardzo rozprogramowany mózg. Moje plany startowe zostały bardzo mocno zweryfikowane przez całkowity brak czasu. Nie pomógł nawet nieświadomy gest organizatora, który wybrał termin imprezy na 3 tygodnie po moich 40tych urodzinach i przydzielił mi numer startowy 1977 (rok mojego urodzenia). Resztki mojej głowy chciały pobiec szybko, ale niestety były w całkowitej mniejszości. Przed startem umówiłem się z Arkiem, który miał taką ochotę biec na 3h jak ja występować w balecie. Ale cóż, wystartowaliśmy. Początkowy zamiar biegnięcia z tempem 4:15 się powiódł, ale komfortu nie było. Dodatkowo pacemaker na 3:00 oddalał się z każdym metrem. Kontrolowałem tempo na zegarku, ale w żaden sposób nie rozumiałem jak to jest że biegnąc 4:15 tracę dystans do grupy. Po dwóch kilometrach, resztki walecznego mózgu dały za wygraną. Batalia przegrana – biegnę aby komfortowo dobiec, czas się nie liczy. Zwolniliśmy już za mostem Świętokrzyskim. Tak nam się wydawało, że znacząco zwolniliśmy – ale zegarek nadal pokazywał 4:15-4:20. Na czwartym kilometrze Arek dorwał kumpla z którym gadał przez co najmniej pół godziny. Lekko przyśpieszył co pognębiło moją psychikę. Biegło mi się ciężko. Nie wiedziałem, że jemu też. Do półmetka dociągnęliśmy się tempem poniżej 4:30. Zmiana kierunku w Powsinie spowodowała wzrost siły wiatru w pysk. Tak to bywa na pętlach, pół trasy fordewindem a pół trasy bajdewindem (ostro na wiatr). Teraz bieg pod wiatr do przyjemnych nie należał. Zwolniliśmy o kolejne 10sec. Na 28 kilometrze Arek zwerbalizował, że jest ciężko. Mnie wtedy też było ciężko, ale jakby mniej. Wiedziałem, że od 30km jakoś dojadę. Do 35go odliczałem kilometry. Na 37 kilometrze kibicował Milo – krótki okrzyk „Dawaj Matys” dodał skrzydeł. Na Wisłostradzie wiedziałem, że już jakoś będzie. Arek się zgubił, kilka kilometrów temu, mnie się chciało jeść, ale meta niedaleko. Znowu most Świętokrzyski, tam czuć już zapach Stadionu Narodowego. Lubię tą część trasy, ostatnie 2 kilometry a wiele się dzieje. Mnie już puściło, lekko przyśpieszyłem. Czas tego biegu się nie liczył – liczyło się aby nie stanąć. Pomyślałem sobie, maraton już wygrał ze mną na samym starcie (3h poszło się je…ć) to nie mogę pozwolić, żeby mój pierwszy maraton, po skończeniu 40lat był pierwszym w którym idę (nie biegnę). Tak sobie myślałem i myślałem i wymyśliłem, że się nie dam… Nie odpuszczę, pamiętam cierpienie w Paryżu (tam nie szedłem), a tutaj, porównując do Paryża było zdecydowanie lepiej. Pod koniec biegu zastanawiałem się, gdzie jest Kola, to był jego debiut na dystansie. Czy jest na plecach, czy trochę dalej. Na mecie okazało się, że był dosłownie za moimi plecami. Niecała minuta różnicy. Zguba – Arek doczołgał się do mety delikatnie później. Tak jak pisałem czas nie był istotny – generalnie dobiegłem w 3:15 coś tam…Hmmm - next time. Jak będę miał czas i siłę na treningi to siła i dobry czas w maratonie się zrobi :)
|
164. | 02.04.2017 | 23 Maratona di Roma 2017 | Włochy | | 42,195 | 5473 | 03:25:41 | | 1636 | 13373 | 12% | 12,3 | 04:52 | | |
23 Maratona di Roma 2017 - [02.04.2017]
Maraton di Roma 2017 to wydarzenie, które chodziło mi po głowie od dłuższego czasu, ale były inne priorytety. Nawet tym razem nie bardzo wiem jak to się stało, że się zapisałem. Chyba jakaś reklama na FB, może wolny weekend (brak zajęć w szkole)? Nie pamiętam. Tak czy inaczej udało mi się namówić jeszcze Marka, który ku mojemu zdziwieniu dość szybko zdecydował się na uczestnictwo. Do Rzymu jechałem z dość luźnym planem – po prostu biec z Markiem i oby do mety. Nie trenuje zbyt dużo więc moja opinia o maratonach, że nie są zbyt długie, troszkę się zdewaluowała. Kiedyś było inaczej i maraton mogłem pobiec praktycznie „z miejsca”. Teraz, czułem lekki, bardzo lekki stresik. Jak każdy bieg wyjazdowy, ten także, nie wyróżniał się dniem poprzedzającym start. Zwiedzanie, alkoholizacja, zwiedzanie itd… Podobno zgodnie z kanonami sztuki, powinno być inaczej. Ale cóż, w sobotę schodziliśmy się ostro. Kilkanaście kilometrów na nogach, od rana do wieczora. Zwiedzanie Rzymu to kilka standardowych miejsc, które my z Sylwią już widzieliśmy, ale dla Marka i Magdy były zupełnie nowe. Rano odebraliśmy numery startowe w Palazzo dei Congressi gdzie zorganizowano expo. Mała być szybka akcja, ale organizatorzy skutecznie nas spowolnili. Potwierdza się kolejny raz, że organizatorzy maratonów w Europie i na świecie powinni się uczyć od organizatorów polskiego Orlen Maratonu. I Orlen i Rzym ma Silver Label IAAF, ale różnica jest kolosalna. Dobra… nie marudzę. Piątek i sobota w Rzymie upłynęły pod znakiem słońca, niedziela miała być deszczowa. Start falowy (3 wawes) na Via dei Fori Imperiali mniej więcej w połowie drogi między Koloseum a Kapitolem rozpoczął się punktualnie o 8:40. Ja stanąłem razem z Markiem w fali drugiej i wystartowaliśmy 5 min po elicie. Od samego początku chmurzyło się niemiłosiernie. Na szczęście deszcz oszczędził nas przed startem i na poważnie zaczął lać w okolicach 7go kilometra. Tam zaczęła się mega ulewa po raz pierwszy (finalnie były trzy). Biegliśmy raczej równo, choć na początkowych kilometrach być dość duży tłok. W bieg wszedłem po kilku kilometrach. Pogoda mimo deszczu była biegowa. Biegliśmy ramie w ramie, poza miejscami, gdzie mogłem się najeść. Postanowiłem wypróbować maraton bez żelów. Zawsze przecież miałem baterie żelową i nie wyobrażałem sobie biegu bez wspomagania. Teraz żywiłem się tym co dają i źle nie było. Skutkiem ubocznym restaurowania się, a może urozmaiceniem biegu były pogonie za Markiem, który miał swoje zapasy i nie musiał zwalniać na pitstopach. Trasa biegu była nietypowa, trudna – bardzo dużo odcinków po kostce i dość nierówny asfalt. Poza tym delikatnie pofałdowana, ale za to bardzo widokowa. Kto nie miał czasu obejrzeć Rzymu wcześniej, biegnąc ten maraton miał okazje zobaczyć bardzo dużo, od Watykanu do Schodów Hiszpańskich włącznie. W okolicach połowy czułem lekki dyskomfort w biodrach i achillesach. Było to dziwne, gdyż dawno nie miałem tego typu odczuć. Ostatni raz bodajże w Tallinie. Tak dotarłem do 30km a tam postanowiłem lekko przyśpieszyć. Tak o 10sec. Z 5:00 na 4:50. Nasz bieg i nasza prędkość właśnie wtedy zwalniały. Ja przyśpieszyłem i od razu poczułem się lepiej. Chyba każdy ma jakiś taki swój rytm, który mu pasuje i jeżeli odchyla się od niego odczuwa pewne dolegliwości. Szczególnie na takich dystansach. Do mety biegłem już sam, Marek był lekko z tyłu, nawet się odwracałem, ale w tłumie ciężko się odnaleźć. Na ostatnich dwóch kilometrach od Piazza del Poppolo była już zabawa z kibicami. Deszcz już nie padał, kibice krzyczeli, pełen czad. Ostatni zbieg, z GoPro w ręku biegłem jak zwykle na haju. Meta w tym samym miejscu co start i czas 3h25min. Nieźle jak na luźny bieg. Marek dotarł niecałą minutę po mnie. Zmęczony, ale szczęśliwy. Czy można ten maraton polecić? Pewnie tak bo miejsce magiczne, czy nadaje się na życiówki – pewnie nie. Ale jakby w bieganiu życiówki były najważniejsze to pewnie bym nie biegał:)
|
163. | 26.03.2017 | 12 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 12277 | 01:28:06 | 01:28:51 | 611 | 12186 | 5% | 14,4 | 04:11 | | |
12 Półmaraton Warszawski - [26.03.2017]
Pod koniec marca 2017r. Po raz 11 w Warszawie odbył się półmaraton. Dla mnie to siódmy start w tej imprezie. Jak szybko biegnie czas. Pamiętam jak w 2009 roku debiutowałem. Dla mnie starty w Warszawie są na wyciągnięcie ręki wiec jeżeli tylko mogę to startuje. W tym roku jest trochę inaczej niż w latach ubiegłych. Chyba generalnie przestawiłem się na lżejsze bieganie. Nie walczę o wyniki, obserwuje jak zachowuje się mój organizmu i wtedy koryguje prędkość aby w relatywnie komfortowych warunkach dotrzeć do mety. Nie pamietam ubiegłorocznego startu, chyba był niezły, ale po dość słabo przepracowanej zimie. Teraz powinno być gorzej gdyż nie tylko w zimie nie trenowałem. Problemy z Achillesami skutecznie mnie uziemiły mniej więcej od września. Trochę nadrabiałem rowerem i basenem ale bez biegania. Lekkie treningi zacząłem w listopadzie. Zacząłem grubo bo od ścigania w Ostrowcu:) ale potem przyszedł czas na lajt. Zero startów w zawodach. Nie czułem potrzeby. Nawet teraz gdy przypinałem numer startowy nie byłem tym podekscytowany. Tak już pewnie jest, ze z czasem przychodzi zanurzenie rywalizacją a zaczyna się funkcjonowanie w strefie komfortu. Zreszta bliżej mi jest do lasu i gór niż do asfaltu. Tak czy inaczej wystartowałem. Od samego rana nie byłem dogrzany. Było mi zimno do tego stopnia, ze wystartowałem w kurtce. Oczywiście po kilometrze biegu zdjąłem ją bo mój organizm zagrzał się samoistnie:). Na starcie kilku kumpli, z Gdyni i Ostrowca, o dziwo nie spotkałem nikogo z Warszawy, a nie był przecież Grzesiek. Pierwsze kilometry biegu to mega tłum. Tak się stało, ze biegłem z Pawłem, Grześkiem za całym tabunem ludzi walczących z czasem 1:30. Oj było ciasno, miejscami bardzo ciasno, szczególnie w Łazienkach. Lecieliśmy sobie na komforcie gadając o treningach piwnych. W pewnym momencie Pacemaker z tłumem zaczął się od nas oddalać ale who cares:) Paweł też od nas odjechał. Po przekroczeniu Wisły praskie otoczenie zdopingowało mnie go lekkiego przyśpieszenia. Tak na próbę, dogonić pejsa i wyprzedzić go. Grzesiek zabrał się ze mną ale na 13km lekko zwolnił. Ja zwiększyłem tempo z 4:15 na 4:00 i tak dobiegłem do mety. Kogoś tam wyprzedzając po drodze. Taki bieg bez większej historii, który pobiegłem z lekkim przeziębieniem. Na mecie już dawno byli: Koła i Łukasz z Ostrowca. Chłopakom się poprószy spieszył na obiad, mnie nie:) Za tydzień podwójny dystans wiec teraz tydzień bez biegania. Chyba kiedyś opiszę moją metodykę treningów i startów - może być rewolucyjna. Mój czas w tym biegu był poniżej 1:30 wiec siary nie było:)
|
162. | 26.11.2016 | Eliminator 2016 | Polska | | 1,7 | 92 | 00:24:32 | | 133 | 207 | 64% | 4,2 | 14:26 | | |
Eliminator 2016 - [26.11.2016]
Eliminator 2016 - co za pomysł:) Wariactwo biegania po stoku narciarskim pod górę. Wisła, Czantoria to właśnie miejsce gdzie razem z Arkiem uprawialiśmy biego-wspinaczkę. Zasada prosta. Cztery biegi gdzie z każdego odpada ostatni kwartał najgorszych zawodników. Na starcie ponad 200 osób. Rzeźnia - tak jednym słowem można opisać ten start. Pierwszy bieg pod górę (prawie 2km) tak mnie wypompował, że straciłem ochotę na kolejne podbiegi. Ale musiałem, zmieściłem się w 3ech kwartylach, dostałem opaskę koloru niebieskiego i tym samym przepustkę na start nr. 2. To był mój ostatni podbieg, wiedziałem to na samym dole:) Masakra jakie to morderstwo...Doczołgałem się na metę, dostałem medal i spacerkiem zszedłem na dół. Arek robił hardcora, zakwalifikował się do trzeciego a także finałowego biegu. To jest typ. Może za rok, bez żadnych problemów achillesowych, trochę potrenuje podbiegi i wtedy zrobię 3 starty... Ale teraz to nie wiem czy warto:)
|
161. | 11.11.2016 | Ostrowieckie Biegi Niepodległości 2016 | Polska | | 10 | 212 | 00:38:55 | 00:38:57 | 29 | 239 | 12% | 15,4 | 03:53 | | |
Ostrowieckie Biegi Niepodległości 2016 - [11.11.2016]
96 dni od ostatniego startu. Tak to prawda, tyle dni minęło od mojego ostatniego startu. Czy ta kupa czasu, której wymagały moje achillesy nie poszła na marne? Czy moja forma nie spadła do zera? Czy ścięgna się wyleczyły? To są pytania, które nurtowały i nurtują mnie od dłuższego czasu. Plan był taki aby 3 miesiące nie biegać a w okolicach listopada wrócić do treningów i wystartować warszawskim Biegu Niepodległości. Kilka treningów rozbiegowych i start aby sprawdzić co „w trawie piszczy”. Jak zaplanowałem tak też zrobiłem – z małą zmianą. Warszawski BN zamieniałem na Ostrowiecki BN. Decyzja, trochę wymuszona sytuacją wcale mnie nie smuciła. Lubię startować w Ostrowcu, szczególnie, że Ostrowieckie Biegi Niepodległości dopiero raczkują i potrzebują wsparcia (frekwencji). Przed startem okazało się, że zrobiłem niespodziankę moim ostrowieckim znajomym:) Nie spodziewali się mnie na starcie. Ja wiedziałem, że walki (ścigania) raczej nie będzie ale chcę sprawdzić, i odpowiedzieć na jedno z zadawanych sobie pytań. Co się dzieje z formą po 3 miesiącach roztrenowania? Na starcie było wiele znajomych twarzy. Rok temu startowałem z myślą walki – teraz nie. Po starcie, nie kontrolowałem czasu (taki był plan) – biegłem, to co mogę, w tym momencie pobiec. Peleton się dość szybko rozjechał a wokoło mnie znalazł się Kola razem z paroma innymi lokalnymi biegaczami. Biegłem szybciej niż myślałem, że mogę. Na początku trasy dwa podbiegi w okolicach ostrowieckiego Rynku i tam (czyli zaraz po pierwszym kilometrze) zostałem lekko z tyłu. Potem było już lepiej. Tempo w okolicach 3:55 mnie nie zabijało. Na 3cim kilometrze dobiegłem do Koli i razem z nim „dojechaliśmy” do zawrotki w połowie dystansu. Tam chyba moja głowa (nieprzygotowana do walki) odpuściła i zwolniłem do magicznego 4:00. Kola ustabilizował się ze 100m przede mną i tak biegliśmy do mety. Ostatnie 3 kilometry trochę mi się dłużyły. Całe szczęście, że Władi z Oskarem wcielili się w rolę kibiców – to było super motywujące. Ostatni kilometr to strata kilku pozycji bo zostałem wyprzedzony przez równo biegnącą grupkę. Ostatnie 500m to już mój finisz. Nie wiedziałem, kto jest za mną i jak ddaleko. Nie chciałem stracić więcej pozycji. Pobiegłem na maxa i wytrzymałem. Całość imprezy zamknąłem z niespodziewanym czasem (lekko poniżej 39min) na 23 pozycji. Na domiar wszystkiego okazało się, że jestem na 5tym miejscu wśród Ostrowiaków:) Niespodzianka!!! Finalnie ten start odpowiedział na 2 pytania dotyczące mojej formy (jej minimalnego spadku). Niestety na odpowiedz dotyczącą kondycji moich ścięgien musze jeszcze poczekać (bo chyba jeszcze idealnie nie jest).
|
160. | 07.08.2016 | IRONMAN 70.3 Gdynia Triathlon - Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 230 | 01:41:59 | | 453 | 1911 | 24% | 12,4 | 04:50 | | |
IRONMAN 70.3 Gdynia Triathlon - Półmaraton - [07.08.2016]
Chyba mój rok startowy dobiega końca. Mała ilość treningów i pogłębiający się problem z achillesami powoduje, że nie mam presji na wyniki. Muszę odpocząć od sportu. Kilka lat praktycznie bez dłuższego wypoczynku, izolacji od treningów i startów trochę mnie przeciążyły i teraz moje ciało mówi stop. Podjąłem już decyzje od odpuszczeniu maratonu w Chicago i pewnie za tym pójdą kolejne, trudne decyzje. Nawet tak prestiżowa impreza jak Ironman 70.3 w Gdyni nie spowodował, że uniosłem się ponad te wszystkie zmęczenia i wystartowałem na maxa. Weekend w Gdyni zupełnie melanżowo - sportowy. Nawet nie miałem specjalnej napinki startowej (no może maleńką w niedziele rano). Gdynia to polskie święto triathlonu - bez dwóch zdań. Start w tym roku - to mój czwarty raz kiedy odwiedzam to miasto i startuje na dystansie długim (2013,2014 i 2015). To co tym razem się zmieniło to, to że w zawodach startowało wielu znajomych. Na obydwu dystansach: sprinterskim jak i na długim. Sobota to był dzień kibicowania - Justynie, Pawłowi i Jackowi czyli melanż na gdyńskiej plaży bo teraz tam umiejscowiona była meta (oraz standardowo - sam start). Wieczór to celebracja i przygotowanie roweru w strefie zmian. Niedzielny start organizatorzy zaplanowani na godzinę 8: 30 - cóż trzeba wstać wcześniej. Rano przed śniadaniem pobiegłem do strefy aby 'odkryć' rower i zapiąć buty na pedała. Razem z chłopakami mieszkaliśmy 'rzut beretem' od Skweru Kościuszki więc poranna akcja została przeprowadzona szybko. Potem śniadanie i wymarsz na start. Punktualnie o 8:00 impreza ruszyła startem PROS'ów (taka tri-elita) . W tym roku nie było statku reprezentującego boje nawrotową, a mimo to nawigacja po trasie (kilometr w morze, lekko w lewo i z powrotem do akwenu portowego) nie sprawiała problemów. Nawet pierwsza połowa trasy przebiegła bardzo lekko, głównie dzięki obranej strategii (startu z prawej flanki). Lekki chaos zaczął się na bojkach nawrotowych w drugiej części trasy. Tam (ku mojemu zdziwieniu) pojawiły się fale. Najbardziej odczuwałem je przy wejściu do basenu portowego. Generalnie chyba już oswoiłem się na tyle z wielką wodą, że nie sprawia mi ona większych problemów. Dalsza cześć wyścigu miała już być na tzw. 'komforcie'. Znałem swoje możliwości i wiedziałem, że na rowerze nie powalczę, a bieg nawet na 'czworakach' machnę tak, żeby nie było siary. Dodatkowo w moich planach utwierdziła mnie wietrzna pogoda i pagórkowata kaszubska trasa, która w tym roku była naprawdę malownicza. Rower to w moim wykonaniu dramat:) Wyprzedziło mnie tyle ludzi, że nawet nie byłem w stanie ich policzyć. Ale dojechałem. Dojechałem i to w dobrej formie. Czas części rowerowej był najgorszym czasem ze wszystkich moich startów w Gdyni. Do najlepszego brakło mi około 20min (przepaść). Powód: - dystans rowerowy, który przejechałem w tym roku to 450 km... Po drodze, gdzie miałem dużo czasu na przemyślenia zastanawiałem się czy to ma sens. Człowiek nie trenuje i porywa się na kilkugodzinny wysiłek. Ale ma - bo start bez ekstremalnego wysiłku i na dużym komforcie (pływanie, rower i połowa biegania) ma swoje zalety. Można sobie poukładać myśli, zaplanować zadania do wykonania a przede wszystkim zwiedzić okolice i dokładnie obejrzeć rowery wyprzedzających mnie zawodników. Na trasę biegową wybiegłem bardzo świeży. Bez problemu mogłem biec tempem 4:30. Nie miałem problemów z wyprzedzaniem innych zawodników. Jak zwykle to mój etap w triathlonie. Biegnąc - mogę się cieszyć zawodami. Po drodze obserwowałem innych zawodników, przybijałem piątki, na zawrotach spotykałem Kolę, który był jakieś 7km przede mną:) Trasa miała 3 znane pętle więc było kilka miejsc gdzie spotykałem znanych innych startujących zawodników oraz kibiców. To było mega... Lubię triathlon przez bieganie... Zaczynam lubić pływanie. Na treningi rowerowe nie starcza mi czasu więc - nie lubi etapu rowerowego. Kiedyś polubię. Ostatnie 7km przed metą miałem delikatny kryzys, związany z głodem i spadkiem cukru w organizmie ale szybko sobie z nim poradziłem połykając kilka pomarańczy i żel. Naprawdę gdyńska impreza to święto, cały weekend miasto żyje triathlonem a ja żyje tym miastem. Wielokrotnie odwiedzana restauracja DelMar była naszym portem, tam 'płynęliśmy' przed i 'dopływaliśmy' po zawodach. Piękny weekend, piękny medal, super towarzystwo... , a forma... przyjdzie jak odpocznę:) Teraz tradycyjne zdanie kończące relacje: Satysfakcja z ukończenia kolejnego triathlonu na dystansie długim z czasem: 05h40min42s (1021 miejsce na 1915 skalsyfikowanych). Moje Czasy: pływanie 00:44:58/1482 | T1 00:03:34/1403 | rower 03:06:07/1372 | T2 00:04:05/1391 | bieg 01:41:59/452
|
159. | 17.07.2016 | Triathlon Gdańsk - d. olimpijski | Polska | | 10 | 425 | 00:42:04 | | 60 | 491 | 12% | 14,3 | 04:12 | | |
Triathlon Gdańsk - d. olimpijski - [17.07.2016]
Moje braki treningowe próbuje zapełnić rożnymi startami. Od dwóch lat startuje w triathlonie Gdańskim i obserwuje jak ta impreza z roku na rok się rozwija. Widać duży postęp, co roku jest lepiej. W tym roku także postanowiłem wystartować w gdańskiej imprezie szczególnie, że owa impreza urosła do rangi Mistrzostw Polski na dystansie olimpijskim. W ubiegłych latach była tam klasyczna 'ćwiartka' a teraz 'olimpijka' - więcej pływania brrrrrr:). Jakoś ciągnie mnie do triathonów rangi MP. Mimo moich sporadycznych startów w zawodach triathlonowych to już drugi raz (po Ełku w 2014r) startuje w MP. Jak zwykle nasz urlop na półwyspie i start był w tym samym czasie ale niestety zmianie uległa formuła przygotowawcza. Niestety rower należało umieścić w strefie zmian już dzień wcześniej co skutecznie wydłużyło moją drogę na zasłużony urlop oraz nieszczególnie spodobało się moim dzieciakom. Wszystko byłoby ok gdyby nie dość długa kolejka po licencje PZTRI (można było to załatwić prze Internet – ale trzeba było pomyśleć). Finalnie - rower oraz kask obklejony i zostawiony w strefie czekał na mnie do dnia następnego, niedzieli gdzie rano przed startem zwyczajowo ułożyłem sobie ciuchy na T1 i T2. Start i pływanie rozpoczęło się równo o 9:00. Tak zaplanowali organizatorzy, że wszystkie AGE-GRUPY wystartują razem a w południe (gdy amatorzy zakończą zmagania) wystartuje Elita. Całe szczęście, że morze tego dnia było łagodne (bez fal) bo prawie 500 osób, we wspólnym starcie spowodowało niemałe zamieszanie. Do około 300metra walczyłem z innymi pływakami i nie mogłem zająć się płynięciem. Chyba muszę opracować inna technikę startu. Tłum był tak duży, że niestety nie płynąłem swoim tempem. Jedyna co dobre to fakt iż pływanie w otwartych akwenach już mnie tak nie stresuje. Po 400 metrach sytuacja się poprawiła i poza tłokiem przy bojach nawrotowych płynęło mi się dośc dobrze. Średnia tempo na 100m to 1m53sec – wiec nieźle (jak na mnie). Pływnie zakończyłem na 333 miejscu z czasem 33min 37sec. Po wyjściu z wody rower na znanej z lat ubiegłych pętli w okolicach PGE Amber Areny, który uświadomił mi ilu amatorów to zawodowcy. Co chwila mijałem się lub przejeżdżałem koło zawodnika na wypasionej czasówce z dyskiem, którą poznać można po specyficznym dźwięku. No cóz, ja puki co jednak będę traktował triathlon amatorsko:) Mój czas rowerowy to 1h 12min 30sec i 215miejsce wśród kolarzy. Jak zwykle na koniec zostało to co najlepsze – bieg. Nie będę powtarzał co wtedy czuje (wystarczy przeczytać inne triathlonowe relacje) ale to jest to. Mój czas po 10km to 42min 04sec (czyli słabo) ale i tak dało to 60 czas wśród biegaczy. Ponieważ start Elity był później, do każdej z tych konkurencji należy dodać parę pozycji, bo w pływaniu i częściowo rowerze moje wyniki elitarne nie były. Całość zmagań zakończyłem na 185miejscu (na 491 zawodników). Moje Czasy: pływanie 00:33:37/333 | T1 00:03:07 | rower 01:12:30/215 | T2 00:02:22 | bieg 00:42:04/60. Zawody, oczywiście, udane – bez ekscesów, czasy niemal identyczne jak w Warszawie. Zbliża się główny start tri w tym roku – Gdynia i tam obiecuje, że rowerem i biegiem powalczę. O ile moje achillesy to wytrzymają.
|
158. | 12.06.2016 | Warsaw Triathlon 5i50 - d.olimpijski | Polska | | 10 | 836 | 00:41:02 | | 101 | 756 | 13% | 14,6 | 04:06 | | |
Warsaw Triathlon 5i50 - d.olimpijski - [12.06.2016]
…czy triathlon jest fajny? Odpowiedz na to pytanie nie jest taka prosta – przynajmniej dla mnie. Mimo tego, że co jakiś czas wystartuje w zawodach tri to całe zamieszanie prze i po zawodach lekko mnie męczy. Cała logistyka zabiera mi mój bardzo cenny czas, którego niestety nie mam zbyt dużo. Nie będę zbyt marudził, bo kładąc na szali wszystkie za i przeciw – tych, „za” jest trochę więcej:) Tym razem, rzutem na taśmę, zapisałem się na pierwsze w Polsce zawody z cyklu 5i50 czyli zwykła olimpijka opakowana i sprzedawana jako produkt z fabryki IronMan. Początkowo nic nie wskazywało, że w tych właśnie zawodach wystartuje, planowałem start w biegu górskim w Górach Świętokrzyskich ale po występach w Sobieszowie, koło Jeleniej Góry postanowiłem trochę „zwolnić” i się zregenerować. Pomyślałem, że dla mojego organizmu pływanie i rower plus delikatne 10km będzie lepszym masarzem niż sztywne ganianie po górach. Tak też zrobiłem – zapisałem się na Warsaw Triathlon 5i50. Te zawody to prawdziwe wyzwanie logistyczne. Pływanie w Zalewie Zegrzyńskim potem rower z Rynii do Warszawy i bieganie po starówce. Ta mapa zawodów powodowała, że T1 i T2 były oddalone od siebie o 40km:) co skutecznie zorganizowało mi sobotę. Odbiór pakietu w Warszawie, oddanie worka z rzeczami do T1 potem rower nad Zegrze i z powrotem do Warszawy. Przed startem, rano samochodem na ShuttleBus w okolice mety i tymże autobusem na start. Generalnie pomysł z workami zamiast pudełek w strefach nie jest taki zły, ale logistyka przedstartowa związana z dwiema strefami jest dość uciążliwa. Może ja nie bardzo żyje triathlonem i dlatego celebracja i napinka przedstartowa mnie nie interesuje – ja chcę startować. Nie chcę czekać, organizować, kombinować co i jak – po prostu chcę startować:) Dobra, nie wszystko jest w triathlonie złe:) koniec marudzenia (trochę jeszcze zostawię na sam koniec). Ja w tym roku mało pływam, prawie wcale, dlatego w wodzie nie spodziewałem się niczego rewelacyjnego. Dystans 1,5km miałem po prostu przepłynąć. Dzień wcześniej naładowałem swoją głowę pływając w basenie i to musiało mi wystarczyć. Myślę, że popłynąłem na swoim poziomie z w miarę niezłą nawigacją (pomimo całkowicie zaparowanych okularków). Miejscami było tłoczno ale dałem radę. Popłynąłem 33 min co dało 518 miejsce na 763 osób (hmm – standardowo). Potem rower i trasa do Warszawy. Dzień był pogodny, praktycznie bez wiatru więc 40km poszło sprawnie. Formuła bez draftu zawsze budzi różne kontrowersje – tym razem chyba nic spektakularnego się nie wydążyło. Trasę pokonałem w 1h11min co dało 328 miejsce na 761 osób. Zakładany postęp w klasyfikacji był realizowany. Oczywiście na deser został mi jeszcze bieg. Tutaj mogłem wreszcie się triathlonem bawić. Od razu po wybiegnięciu ze strefy zmian wkręciłem się dość dobre tempo. Było ono takie aby czuć się komfortowo i cieszyć biegiem. Wystarczyło to na wyprzedzanie kolejnych zawodników. Teraz Ci co krzyczeli na rasie rowerowej „lewa” dostawali ode mnie w dupsko:) To lubię. Trasa biegowa fajna – dużo kibiców, starówka no i zbieg oraz podbieg na Karowej. To właśnie Karowa dawała mi skrzydła – zawodnicy męczyli się okrutnie – a ja, po prostu sobie biegłem. Dwie pętle (10km) pobiegłem w 41 min i był to 101 rezultat biegowy z pośród 756 zawodników. Ostatecznie zawody zakończyłem w czasie 2h32m45s (268 miejsce na 754 skalsyfikowanych). Moje Czasy: pływanie 00:33:19/518 | T1 00:03:49/467 | rower 01:11:43/388 | T2 00:02:33/386 | bieg 00:41:02/268. Impreza generalnie udana – sprawnie zorganizowana. Nawet mimo małego incydentu na starcie wszystko przebiegło bez problemów. Lubie Triathlon:), ale żeby dodać trochę „soli” to w tym całym galimatiasie nie lubię niektórych zawodników (kolarzy), którzy z wody wychodzą w końcówce stawki (jeszcze dalej niż ja) a potem drą mordy „lewa” jakby mieli szansę na wygraną. Chyba taki to już jest urok „ogolonych łydek” (podkreślam – tylko niektórych, którzy mają jeszcze pozostałości białego proszku pod nosem).
|
157. | 28.05.2016 | Ultra Chojnik 2016 | Polska | | 102 | 818 | | 18:12:15 | 33 | 72 | 46% | 5,6 | 10:42 | | |
Ultra Chojnik 2016 - [28.05.2016]
"""…Widzę szczyt, a za szczytem zaszczyt za zaszczytem, lśnienie mistrzostwa kieruje moim bytem. Ambicja spotyka się z uznaniem i zachwytem, Wyrzeczenia są tutaj jedynym zgrzytem…"" – te słowa tekstu stworzonego przez Magika i Fokusa z Paktofoniki chodziły mi po głowie jeszcze przed samym startem w Karkonoszach. Nie dostąpiliśmy zaszczytu (ja i Arek Recław) startu w Rzeźniku 2016, więc znaleźliśmy inny szczyt a w zasadzie szczyty. W tym samym czasie, co rzeźnickie harce – w Karkonoszach organizowana jest równie zakręcona impreza – Ultra Chojnik. Arka specjalnie namawiać nie trzeba było. No i sruuuu – Zapisani:) Tekst Paktofoniki jest niezwykle wymowny i pasujący do profilu chojnickiego ultramaratonu. Szczyt za szczytem… Wyjazd w Karkonosze do Jeleniej Góry był bardzo (przeze mnie) wyczekiwany. Lubię tam być. Nie często tam bywam a oprócz samych gór jest to okazja do odwiedzenia mojej rodziny. Perypetie Rzeźnika z trasą i zgodami Parku Narodowego w Bieszczadach, o których nie będę pisał, szczęśliwie nie rozprzestrzeniły się na inne parki narodowe. Jedyne, co dotknęło Chojnik to zmiana godziny startu z 22 na 02 rano, co spowodowało skrócenie limitu czasu z 24h do 20h. Mógłbym znowu pisać, co robiliśmy przed startem, jak dojechaliśmy etc…, ale to nie ma większego znaczenia w kontekście późniejszej Chojnickiej Petardy. Na start (10 min przed 2:00) podjechaliśmy samochodem. Niezbyt daleko, ale w nocy nawet 1,5km to z 10 min snu więcej:) Taka mała korelacja snu z kilometrami. Zanim się dobrze zorientowaliśmy już ktoś krzyknął, że zostały 3min do startu. Nie bardzo wiedziałem, co się potem wydarzy, więc było mi wszystko jedno. Otrzeźwienie dopadło mnie kilometr po starcie. Kurczę, to dzieje się naprawdę. Popatrzyłem na Arka i się upewniłem – mamy do pokonania ponad 100km w górach, które tego dnia mogą być dużo stromsze, bardziej nieprzewidywalne, burzowe i nawet w swoich płaskich partiach trudne do przebycia. Pierwsza część trasy (ok 20km) to duża wyrypa na Śnieżne Kotły. Ten fragment trasy częściowo w nocy nie przysporzył nam większych problemów. Po wschodzie słońca nad górami zachłysnąłem się widokiem. Nie wiedziałem czy biec – czy podziwiać:) Zbieg i ponowny podbieg na Czarną Przełęcz był przepiękny widokowo. Chociaż już pierwsze sygnały od zmęczonych nóg odbierałem. Kolejne kilometry to trzy Schroniska: Odrodzenie, Samotnia i Strzecha Akademicka. W każdym z nich było Piwo – było, ale nie skorzystaliśmy. Taki trening silnej woli…, ale moja była tego dnia wyjątkowo silna – nawet spowodowała, że słaba wola Arka, także w tym przypadku stała się silną. Piwa, solidarnie, w trakcie biegu nie piliśmy. Trasa zaskoczyła mnie poziomem trudności. Na próżno szukać było wydeptanych ścieżek. Wszędzie kamienie, duże i małe, stabilne i niestabilne, owalne i kanciaste. Już na początku trasy kilka osób się zgubiło. Ponieważ na starcie stanęło mniej niż 100 osób – tłumu nie było. Peleton szybko się rozciągnął, choć w naszych okolicach mieliśmy paru zawodników, z którymi przeplataliśmy się dość często. Bieg ten, dla nas, był w formule Rzeźnika, czyli biegniemy razem. I dobrze, bo wzajemnie się motywowaliśmy (werbalnie i niewerbalnie). Arkowi dużo lepiej szło pokonywanie podbiegów i podejść mnie natomiast dużą frajdę robiły zbiegi. Nawet, cholernie, kamienisty zbieg do Karpacza nie popsuł mi zabawy – wyprzedziłem na nim ok 5ciu zawodników. W Karpaczu był pierwszy przepak (49km trasy). Prawie połówka:), Jako drużyna okrzyknęliśmy się królami pit-stopów. W bufetach gościliśmy dość długo. Gdyby organizatorzy (jak w imprezach triathlonowych) mierzyli czasy w strefach bufetowych bylibyśmy na pierwszym miejscu w klasyfikacji najdłużej biwakujących:). Wijące się dookoła gór burze nie napawały wielkim optymizmem, – choć i tak go nam nie brakowało. No może Arek, gdy zorientował się, że zgubił kurtkę stracił odrobinę werwy, – ale po minucie mu przeszło. Z Karpacza trasa wiodła szlakiem Nad Łomniczką do Domu Śląskiego. Tutaj dostałem pierwszy raz porządnie w dupe… Jak zwykle tylko widoki rekompensowały wszystkie trudności szlaku. Pod Śnieżką jak na targu - mnóstwo ludzi, więc nie zabawiliśmy tam zbyt długo. W zasadzie przebiegliśmy szybko z jednym spojrzeniem na Śnieżkę. Szybko zaczęliśmy zbiegać w kierunku Szpindlerowego Młyna, ale żeby nie było tak prosto po drodze musieliśmy pokonać kolejną wyrypę – tym razem Vyrovkę. Ten kawałek trasy był chyba najcieplejszy i częściowo po Asaalcie. Pot z mojego nosa już nie kapał – lał się strumieniem. W Szpindlerowym zjedliśmy pomidorową z makaronem, po której nabrałem takiej prędkości, że nawet Arek nie zorientował się, że już trzeba wyruszać. Nie stanowiło to problemu gdyż od razu szykowała nam się niezła wędrówka pod górę i ekspresowo mnie dogonił. Do kraju wróciliśmy dopiero po 85km i to miał być ostatni trudny punkt. Dalej miało być już płasko lub w dół. Miało być, i było tyle, że cholernie nierówno. W żółwim tempie doczłapaliśmy się do ostatniego długiego zbiegu do Chojnika – gdzie ja znów odżyłem. Chyba zbieganie jest moim powołaniem. Ciągle z górki. Na tym odcinku łyknęliśmy jeszcze 2óch zawodników a potem przed samym zamkiem - kolejnego. Ostatnie 2km trasy to Zamek Chojnik, gdzie na szczycie kamiennych schodów siedział Adam (syn Arka) i z przenośnego głośnika zapodawał Odę do Radości oraz Always Look On The Bright Side of Life. Tutaj była już ostatnia fanaberia konstruktora trasy – zejście z zamku po ogromnych kamieniach. Całe szczęście, że adrenalina już robiła swoje. 2Km do mety, więc wiedziałem, że damy radę. I daliśmy:) Na mecie czekał mój tata z wujkiem Jurkiem oraz pożądanym od ponad 18godzin browarem. Ufff już można odpocząć – czy ten bieg wybił nam z głowy Łemkowynę? Nie, to szaleństwo się nie skończy. Zawody ukończyliśmy na 33 i 34 miejscu z czasem 18g12min09sec. W limicie czasu (20h) zawody ukończyło 60 osób. Było warto…"
|
156. | 07.05.2016 | Sztafeta Ekiden 2016 | Polska | | 10 | A290 | | 00:38:55 | | | | 15,4 | 03:53 | | |
Sztafeta Ekiden 2016 - [07.05.2016]
Jako kontynuacja cyklu EKIDEN (Sztafeta Maratońska) w Parku Szczęśliwieckim – Raiffeisen Leasing wystawił swoją sztafetę także w tym roku. Nasza sztafeta miała być ambitna. Ja puki co od młodzieży jeszcze bardzo nie odstaje – ale jest coraz ciężej. Czasy na poziomie 40min (na 10km) i 20min (na 5km) nie są już wyjątkiem. Kilka osób biega szybko ale jeszcze w tym roku załapałem się do składu, choć z powodów osobistych do samego końca nie byłem pewien czy wystartuje. Kapitan drużyny narzucił ambitny cel – zrobić rekord sztafety RL (poniżej 2h50min). Ja dostałem rozkaz pobiec w drugiej zmianie (10km) i uzyskać czas 38min30sec (+ zakaz imprez w przeddzień biegu). Ekiden w sąsiednim parku to, jak w roku ubiegłym, możliwość zrobienia rozgrzewki przed i coolout’u po biegu. Start mojej zmiany przewidziany był w okolicach 9:30a.m. Pogoda super – aż za ciepło. 3,5km rozgrzewka chyba dobrze mi zrobiła choć biegnąc do parku ciężko biegłem z tempem 5 min/km. Jak pobiec w zawodach ponad minutę szybciej? Jednak trening to trening a zawody to zawody. Po przejęciu pałeczki zaczęło się. Trasa biegu taka jak rok temu. 10km to 4ry kręte pętle w parku. Mój bieg to istna sinusoida . Na 4rech okrążeniach miałem 4ry ciężkie chwile, które odpuszczały i powodowały, że tempo 3:50 mnie nie męczyło. Dziwny był ten bieg. Kontrolowałem tempo – które skakało jak dzikie, raz było szybko, raz wolno. Generalnie moje średnie, kilometrowe tempa oscylowały w okolicach 3:55. Sukcesywnie wyprzedzałem zawodników, którzy wyprzedzili mnie zaraz po starcie. Na 3cim i 4tym kółku biegło mi się najlepiej. Ostatni kilometr był najszybszy. Dobiegłem, przekazałem pałeczkę i poczułem ulgę. Jednak napinka wynikająca z TeamSpirit’u robi swoje. Założonego czasu nie doniosłem. Zamiast 38:30 wyszło 38:55 (25 sec – ale nie ma obciachu). Reszta Team’u także pobiegła dobrze. W sumie nabiegaliśmy 2h48min41sec co realizuje nasze założenie. Jest RL PB! Miejsce nr 19 na 859 drużyn także jest super. Oczywiście jak co roku wystartowaliśmy w kategorii banków. I tutaj zgodnie z tradycją pudło:) 2gie miejsce. Gratulacje chłopaki.
|
155. | 01.05.2016 | MosirGutwinRun 2016 - etap 1 (10,2km) | Polska | | 10,2 | 98 | | 00:41:04 | 14 | 84 | 17% | 14,9 | 04:02 | | |
MosirGutwinRun 2016 - etap 1 (10,2km) - [01.05.2016]
…po szybkiej 5tce, tego dnia pobiegłem jeszcze 10km. Nie było to ściganie, ale wolno tez nie było. W połowie dystansu bardzo męczyło mnie tempo 4:20, z którym tydzień wcześniej pobiegłem maraton. Początek postanowiłem pobiec szybciej (mało mam szybkościówek) a po 5 tym kilometrze zamierzałem zwolnić. No chyba, że będzie mi się biegło bardzo lekko – wtedy zweryfikuje plan:). Nic się takiego nie stało. Końcówkę biegłem wolniej – czekałem na Marka aby podciągnąć go trochę na ostatnim kilometrze. Marek dobiegł w grupce, ostatni kilometr to walka – pobiegł na ile mógł. Ostatecznie skończyliśmy na 14 i 15 miejscu z czasem lekko powyżej 41 min. To jak na trudną, leśną trasę i około 9,7km – nieźle. Ciekawe jak potoczą się losy kolejnych biegów w tym cyklu…
|
154. | 01.05.2016 | MosirGutwinRun 2016 - etap 1 (5,1km) | Polska | | 5,1 | 98 | | 00:19:17 | 5 | 92 | 5% | 15,9 | 03:47 | | |
MosirGutwinRun 2016 - etap 1 (5,1km) - [01.05.2016]
Po roku przerwy udało się wystartować w Ostrowieckim biegu na Gutwinie. Nawet nie na jednym a na dwóch. Półmaraton i Maraton na Raty A.D. 2016. Dystans około 5km po ostrowieckich lasach potraktowałem poważniej i pobiegłem na swoje obecne maksimum. Było ono lekko zaburzone przez OWM, który biegłem tydzień wcześniej oraz faktem, że dzień wcześniej urządziłem sobie wycieczkę rowerową z Warszawy do Ostrowca. Mimo to postanowiłem sprawdzić moją obecną formę szybkościową, którą, zgodnie z planem, ostatnio zaniedbuje. Myślałem, że granice między 19 a 20 min są w zasięgu. Po starcie trzymałem się czołówki, która szybko się ukonstytuowała. Po pierwszym kilometrze byłem 6 ty za kilka metrów za plecami Koli Sulika, który widać, że trenuje:). W połowie dystansu brakowało mi już mocy na utrzymanie tempa, ale silną wolą zniwelowałem przewagę i dobiegłem do Koli. Potem to już bieg na tzw… odcięcie. Na 200 metrów przed metą Kola zaatakował, przyśpieszył a ja niestety nie… Nie utrzymałem jego tempa, ale po chwili postanowiłem włączyć kolejną rezerwę. Na finiszu wyprzedziłem jednego zawodnika – ale Koli już nie dogoniłem. Dołożył mi 2 sekundy. Tyle tego dnia mogłem zrobić. Zakończyłem na 5tym miejscu. W drugim biegu (10km) ścigać się nie zamierzałem…
|
153. | 24.04.2016 | IV Orlen Warsaw Marathon | Polska | | 42,195 | 2437 | 03:02:54 | 03:03:20 | 414 | 6585 | 6% | 13,8 | 04:20 | | |
IV Orlen Warsaw Marathon - [24.04.2016]
…Chyba uprawnione będzie stwierdzenie, że Orlen Warsaw Marathon jest moim ulubionym maratonem. Trzeci start i trzecia życiówka. II OWM – PB poprawione o 6min 15sec, III OWM – PB poprawione o 35 sec i teraz IV OWM i PB poprawione o 7min 4 sec. A jak było? Było dobrze:) Przed startem nie byłem pewny niczego. Lekki powiew optymizmu dał mi start w Półmaratonie Warszawskim , ale zwyczajowo moje mizerne przygotowania treningowe nie napełniały mojej głowy wigorem. Chciałem pobiec szybko, chciałem się sprawdzić ale dopiero dosłownie na 2 dni przed startem zacząłem wkładać sobie do głowy tempo 4:20 może 4:15. Wiedziałem, że muszę/chcę spróbować bo: to optymalne miejsce na życiówki, nie mam pojęcia na co mnie stać no i 2 tygodnie nie jem mięsa. Z tym wegetarianizmem to taki mój test – bardziej test samopoczucia niż dopingu sportowego. Mówią, że bez mięsa da się lepiej funkcjonować wiec aby się przekonać muszę to sam sprawdzić. Tutaj pewnie Arek Recław będzie się łapał za głowę bo gdzie takie mięsożerne zwierzę jak ja – odstawia mięso. Spokojnie to tylko test – z niewiadomymi konsekwencjami:). Uważam, że OWM to impreza nr 1 w Polsce i nie tylko. Choć w stosunku do ubiegłych edycji widać bardzo delikatne wyhamowanie. Może to konsekwencja „Dobrej Zmiany”? OK, ale nie o polityce miało być. Więc, przed startem standardowo, lekka napinka i rozmyślanie co zrobić, jakim tempem biec. Wymyśliłem „plan chytrus” – biegnę 4:20 ile się da, a potem zwolnię, mając nadzieję, że nie będzie powtórki z Paryża (gdzie od 25km umierałem, ćwicząc swoją silną wolę by nie stanąć). Pierwsze 5km zacząłem zgodnie z planem, ale widząc przed sobą pacemakerów na 3:00, którzy wcale się nie oddalają, postanowiłem ich dogonić. Od 10go kilometra już biegłem w grupie na 3h. „Zobaczymy ile fabryka da…” – pomyślałem. Biegłem w grupie z „królikiem” po raz pierwszy. Zawsze na zawodach stronie od tłumu, ale tym razem postanowiłem zrobić test. Faktycznie, chyba to nie dla mnie, w tłumie starałem się być z boku lub lekko z przodu, ciągle szukałem przestrzeni. Biegłem szybciej niż zakładałem. Do 25go kilometra nawet lekko szybciej niż 4:15 – ale potem trasa zmieniła kierunek i bieg pod wiatr spowodował, że to tempo już było zbyt mocne. Nie wiem co byłoby gdybym utrzymał grupkę i się w nią schował. Może byłoby lepiej. Ale tym razem moja głowa nie byłą przygotowana na łamanie trójki. Zwolniłem nieco ale jeszcze przez dość długi czas widziałem baloniki peacemakera. Nie czułem się, źle. Porównując inne starty gdzie naprawdę ostatnie kilometry testowały moją psychikę - tutaj było dobrze. Nawet jak zwolniłem to po kontroli tempa na Sunciaku mogłem przyśpieszyć. Ostatnie 10km to właśnie taki interwał. Samoistnie zwalniałem do 4:30/4:35 a po spojrzeniu na zegarek przyśpieszałem do 4:15/4:20. Cały bieg wszystko działało poprawnie. 90% trasy pokonałem z tętnem, lekko, poniżej 170bps. Tylko końcówka była mocniejsza. Przed startem, po cichu, myślałem o wyniku w okolicach 3h5min – tak też ustawiłem Virtuala na zegarku. Na 35km wiedziałem, że jest bardzo dobrze. 3h nie złamie bo i nie planowałem, ale 3h5min na pewno. Przy tak ubogim treningu to mega satysfakcja. Bałem się starty energii, szybszej niż normalnie – bez jedzenia mięsa chodzę ciągle głody. Nic takiego się nie stało. Faktycznie jadłem tam gdzie dawali, ale to u mnie standard. Kilometry treningowe, w ilości nieco ponad 300 od początku roku także nie były wyznacznikiem sukcesu. A może właśnie były. Nie jestem zmęczony treningami. Do złamania 3h głowa jest już przygotowana – może na kolejnym OWM? W tym roku już zrobiłem to co miałem zrobić na dystansie maratońskim. Teraz już tylko ultrasy (z małym wyjątkiem na jesieni:). IV OWM zakończyłem z czasem 3h 02min 54sec na 414 miejscu OPEN.
|
152. | 03.04.2016 | 11 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 3726 | 01:27:03 | 01:27:25 | 482 | 12729 | 4% | 14,5 | 04:08 | | |
11 Półmaraton Warszawski - [03.04.2016]
Półmaraton Warszawski jest biegiem, który prawie na stałe (obok Wiązownej) wpisał się w mój rok startowy. Szósty raz w tej imprezie ale teraz zupełnie inaczej. Normalnie, początek kwietnia to dla mnie szczyt treningowy. Nie tym razem. Teraz od początku roku przebiegłem lekko ponad 300km i ponad miesiąc walczyłem z różnymi wirusami. Organizm potrzebował oczyszczenia. Mój okres roztrenowania się przedłużył (jak słusznie zauważył Arek Recław komentując na STRAVIE). Brak treningów biegowych (dla porównania w 2015 roku do czasu startu w Półmaratonie Warszawskim wystartowałem w 9 imprezach i zrobiłem 2 życiówki) nie dawał mi spokoju a tym samym nie wiedziałem co wybiegam. Wiedziałem, że chcę się sprawdzić – ale bez zamordowania. Ten start miał mi powiedzieć co będzie za 3 tygodnie w Orlen Maratonie. Na starcie pełna ekipa ostrowiaków. Szacowałem, że tempo 4:15 będzie dobrym sprawdzianem i pozwoli mi powalczyć z kilkoma z nich. Na starcie się oczywiście pogubiliśmy, mój brat Marek został lekko z tyłu. Po pierwszym kilometrze zorganizowałem swoje ciało do komfortowego biegu na poziomie 4:00 i po małym strojeniu rąk, aby pracowały optymalnie – o dziwo, utrzymywałem to tempo. Pogoda była wspaniała. Może trochę wietrznie, ale generalnie bieg w takich okolicznościach przyrody to sama przyjemność. Do 10go kilometra zastanawiałem się kiedy maszyna nie wytrzyma takiego tempa. Lekkie podbiegi i lekkie zbiegi tylko podkręcały moje zadowolenie:) Troszkę zdołował mnie szuter w łazienkach ale potem po zwolnieniu do 4:05/4:10 znów nabrałem energii. Ostatnie 2 kilometry z podbiegiem na Belwederskiej to już czysty wyścig. Postanowiłem się mocno zgrzać. Koło Belwederu wrzuciłem 5ty bieg i wskoczyłem na obroty w okolicach 3:40 – tak tez finishowałem. Niemożliwe a stało się możliwe. Mój czas to okolice 1h 27min co pozytywnie mnie zaskoczyło. Czyżby to inwersja biegowa? Im mniej biegam tym szybciej biegam???. Reszta ekipy także zadowolona – szykuje się szybki rok, choć ja w tym roku troszkę dłużej niż szybciej.
|
151. | 28.02.2016 | Tokyo Marathon 2016 | Japonia | | 42,195 | 80260 | 03:25:47 | 03:27:24 | 3133 | 34677 | 9% | 12,3 | 04:53 | | |
Tokyo Marathon 2016 - [28.02.2016]
Ile czasu potrzeba na wyrobienie nowego paszportu? Dwa tygodnie? Może tylko tydzień? A może da się to zrobić w dwadzieścia kilka godzin? Tak jest to możliwe. Gdyby nie było, nie byłoby tej relacji. Problemy paszportowe Sylwii na 2 dni przed wylotem do Japonii skutecznie pochłonęły nasze przygotowania do wyjazdu – ostatecznie nowy paszport Sylwia odebrała 3h przed odlotem i już bez żadnych przeszkód misja Tokyo Marathon 2016 mogła się rozpocząć. Po szczęśliwym losowaniu udział w kolejnym wielkim maratonie był już na wyciągnięcie ręki. Do pełni szczęścia potrzebny był jeszcze transport, zakwaterowanie i oczywiście forma sportowa. Transport i zakwaterowanie w Japonii to kwestia wyszukania odpowiednich lotów i hoteli, których jest b. dużo. My wybraliśmy bezpośrednią podróż z LOT’em i mieszkanie w centrum miasta aby mieć łatwiejszą logistykę zwiedzania. Nasza podróż składała się z tylko 5ciu dni ma miejscu więc sprawna logistyka była dość ważna. Moja podróż do Japonii przebiegła pod znakiem ciągłego kataru, na tyle dokuczliwego, że ciągle musiałem używać chusteczek:) To niezbyt dobrze wróżyło na sam bieg. Ale jak to wszystko od początku wyglądało… Po wylądowaniu w sobotę na lotnisku Narita, szybko odnaleźliśmy się w tamtejszej rzeczywistości, do centrum Tokyo (stacja Ueno) dotarliśmy szybką koleją Keisei Skyliner. A po zostawieniu bagaży w hotelu szybko udaliśmy się po odbiór numeru startowego. Expo znajdowało się w portowych dzielnicach Tokio (na wyspie) w halach wystawowych Tokyo Big Sight. Tokijska komunikacja miejska to metro, które ma 17linii głównych oraz kilkanaście linii prywatnych i stanowi podstawę przemieszczania po mieście. Już pierwszego dnia zostaliśmy zaskoczeni porządkiem panującym w Japonii. To jest temat na zupełnie inną relacje ale my, Europejczycy możemy się od Japończyków wiele nauczyć. Odbiór pakietów startowych przebiegł oczywiście bardzo sprawnie, ale na szczegółowe zwiedzanie Expo nie mieliśmy już siły. To była już 30h bez snu, katar i zupełnie nie maratońskie jedzenie. Dodatkowo aby nie było łatwo – wracając z Expo do hotelu postanowiliśmy zrobić sobie mały spacerek. Na mapie wydawał się mały… w rzeczywistości miał ok 3,5km. Po powrocie do hotelu był już tylko odpoczynek. Start maratonu był umiejscowiony w dzielnicy Shibuya i wyznaczony na godz 9:10 czyli 1:10 czasu polskiego. Jet-lag spowodowany zmianą strefy czasowej nie pozwolił mi się dobrze wyspać. Ale co tam… Przecież nie walczę o rezultat, bieg ma być miłą wycieczką po mieście. Jednak to maraton. Hotelowe śniadanie o 6:30 zrobiło na mnie duże wrażenie. Było tam wszystko – od parówek, przez zupę krabową do sushi. Zjadłem po europejsku:). Potem szybko do metra i na start. Moje wejście czyli GATE 1 był gdzieś w okolicach stacji Shinjuku. Wszystkie bramy były tam usytuowane, a co gorsza w okolicach było kilka stacji metra zaczynających się od wyrazu Shinjuku. Nie bardzo miałem chęć studiować mapę – zdecydowałem, że pójdę za tłumem, a potem dopytam. Nie było problemu, wysiadłem niezbyt optymalnie ale szybko zorientowałem się gdzie trzeba iść. Ilość wolontariuszy i informatorów była niewiarygodna – nie sposób było się zgubić. Po małym spacerze dotarłem do swojego GATE’u. Szybka kontrola bezpieczeństwa i marsz do sektora. Po drodze lokalizacja ciężarówki gdzie oddałem depozyt i właśnie wtedy za moimi plecami usłyszałem rozmowę Polaków. Odwróciłem się i… to był Michał z Krzyśkiem. Wiedziałem, że Michał startuje ale nie sądziłem, że uda mi się go spotkać na starcie:) No to teraz wiedziałem, że nie będzie nudno. Ustawiliśmy się na starcie, gdzie spotkaliśmy kolejnych dwóch Polaków (braci Pawła i Marcina). Po krótkiej chwili strzał startera i białe konfetti – stratujemy. Prawie 40 tyś biegaczy i biegaczek, znam ten tłum. Szybko, w moich okolicach ostał się jedynie Michał. Ja nie miałem celu czasowego, chciałem dobiec w okolicach 3h30min a wszystko co lepiej to… lepiej:) Michał też wiec spory czas biegliśmy razem. Trasa w Tokyo to przegląd miasta, ułożona w kształcie krzyża przypominającego swastykę, przecinała miasto we wszystkich kierunkach . Tak swastykę, której w Japonii jest bardzo dużo. Bynajmniej nie z powodu nacjonalizmu czy upamiętniania hitleryzmu – swastyka (dewanagari) to znak symbolizujący pomyślność i powodzenie (dobro). Na 10tym kilometrze w okolicach Pałacu Cesarskiego rozdzieliliśmy się z Michałem, a ja cały czas nie mogłem napatrzyć się na to piękne miasto. Cała trasa wypełniona kibicami – wydawało mi się, że jest ich więcej niż w Nowym Jorku. Strefy z piciem i jedzeniem zorganizowane perfekcyjnie, wszystko ładnie, czysto – wielu miłych i uśmiechniętych wolontariuszy. W tym miejscu zaczął się jeden z dwóch długich odcinków z agrafką na końcu gdzie można było zobaczyć zawodników przed i za nami. Zawrotka w okolicach dworca Shinagawa i prosto na północ. W połowie dystansu jest mój „test point”. Zawsze po 21km badam moje samopoczucie – i tutaj było naprawdę dobre. Mój buff szybko znalazł się na moim nadgarstku i służył za ogromną chusteczkę – a służył bardzo często, gdyż smarkanie w Japonii nie jest mile widziane:) Na 27km niespodziankę zrobiła mi Sylwia, która w drodze na metę postanowiła mi pokibicować:) Jak ona mnie wypatrzyła w takim tłumie?:) 28km to dzielnica Asakusa (w której mieszkaliśmy) i zawrotka prawie przy Świątyni Senso-ji. Kolejne kilometry to lekkie zwolnienie, ale bez przesady – po prostu dopasowałem się do tempa tłumu. Od 34km był już wschodni odcinek trasy i dobieg do mety na wyspie Ariake. Ostatnie kilometry to kilkukrotne mijanie się z Pawłem spotkanym na starcie i dobieg do hal Tokyo Big Sight. Jest meta, jak zwykle uśmiech na twarzy, medal na szyi, koc, i pakiet regeneracyjny. Tutaj znów perfekcyjna organizacja, godna Japończyków. Na mecie spotkałem Michała, który dobiegł minutę później i razem poszliśmy odnaleźć nasze depozyty. W strefie rodzinnej czekała na mnie Sylwia, szczęśliwy i bardzo zakatarzony przebrałem się w cieplejsze ciuchy i razem udaliśmy się do hotelu. Mój czas to 3h25min37sec i miejsce 3133 na 34677 finisherów. Cóż teraz pozostało tylko (aż) zwiedzanie miasta. Maraton w Tokyo to mój trzeci Majors – niewątpliwie inny, najbardziej orientalny, chyba najfajniejszy. Nie wiem czy kiedyś pobiegnę go raz jeszcze, pewnie nie bo świat jest duży i innych fajnych biegów jest bez liku – ale Japonie na pewno odwiedzimy. Piękny kraj, mili ludzie super kultura – czego więcej chcieć:)
|
150. | 5.12.2015 | Bieg Mikołajkowy - Kabaty | Polska | | 10 | 256 | 00:38:57 | | 13 | 300 | 4% | 15,4 | 03:54 | | |
Bieg Mikołajkowy - Kabaty - [5.12.2015]
Roztrenowanie. Nie wiem czy lubię, czy nie lubię tego okresu. Przeważnie na niego czekam, ale jak już nadejdzie to nie mogę całkowicie zluzować. Teraz też. Faktem jest, że mniej biegam, ale włączyłem basen i trenażer. No a na domiar złego wystartowałem w zawodach (sic!). No może gdybym wystartował „bez napiniki” to jeszcze nie byłoby tak źle, ale przecież wyścig to wyścig. Tak do końca nie wiedziałem co nabiegnę:) Przed samym startem wcale nie planowałem szybko biec. Ale po starcie… no właśnie. Kabacki Bieg Mikołajkowy lubię. Szczególnie, ze jest to trasa typowo leśna. Atmosfera świąteczna, i przeważnie dobra (jak na tę porę roku) pogoda. Wystartowałem i od razu wbiegłem na poziom tempa równym 3:50. Szybko, nie tak miało być. Ale biegło mi się lekko. Aż za lekko. Do około 5go kilometra było super, potem się trochę zmęczyłem i zwolniłem, ale nadal było szybko. Końcówka jak zwykle jeszcze szybciej. Dobiegłem na 13miejscu, w okresie roztrenowania to nieźle. Porównując do roku ubiegłego było lepiej (o ponad minutę) choć do ubiegłorocznych wyników mam dużo zastrzeżeń. Faktem jest, że był to mój najszybszy bieg na tej trasie:)
|
149. | 11.11.2015 | XXVI Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 12342 | 00:39:51 | | 460 | 12832 | 4% | 15,1 | 03:59 | | |
XXVI Bieg Niepodległości - [11.11.2015]
Nie wytrzymam! Co jest z tym biegiem, zawsze coś musi pójść nie tak. Tym razem rozmontowała mnie okrutna kolka, która dopadła mnie przed trzecim kilometrem. A miało być tak pięknie. Tyle pracy i dupa. Ale od początku – jak było. Przygotowany byłem jak nigdy wcześniej. Czas w okolicach 38min miał być ‘bułką z masłem’ – w myślach przyzwyczajałem się do czasu 37min (marzenie to 36min59sec). Aby taki rezultat uzyskać powinienem trzymać tempo w granicach 3:42/3:45. Powinienem przez 10km a udało się tylko przez 3km. Od startu czułem, że będzie coś nie tak. Biegłem z Grześkiem, bo Arek pobiegł zdecydowanie szybciej. Biegło mi się ciężko. To nie był ten dzień. Tętno wysokie, nogi ciężkie. Czyżby to odczuwalne trudy biegu w Ostrowcu? Mimo to, do momentu gdy dopadła mnie kolka, utrzymywałem tempo poniżej 3:50. Potem się zaczęło. Od 4go kilometra było coraz gorzej. Z rozpędu i mój organizm akceptował ból kolki tylko przez 2km. Po 5tym kilometrze, zawrotka pod wiatr i się zaczęło. Całkowicie straciłem motywacje, ból był okropny a na domiar złego zaczęło mnie zatykać. Starałem się biec, nie stanąć. Tempo spadło momentami do 4:20. Tak doczołgałem się ledwo do mety. To na co mnie było jeszcze stać to finisz na tzw. „zabicie”. Z 280 pozycji po starcie spadłem na 460. Na ostatnich 5ciu kilometrach wyprzedziło mnie mnóstwo biegaczy. Bieg zakończyłem z czasem lekko poniżej 40min (39min51sec) co mnie bardzo zdziwiło. Myślałem, że zakończę grubo ponad 40min. Cóż, niewiele pozytywów mogę o tym biegu powiedzieć. Jednym małym pozytywnym akcentem może będzie to iż, mimo wszytko, był to najszybszy mój Warszawski Bieg Niepodległości (PB w tym biegu pobiłem o 23sec). W tym sezonie to już prawie koniec ścigania z czasem. Mam nadzieję, że w 2016 – BN wreszcie pójdzie mi dobrze.
|
148. | 08.11.2015 | Ostrowieckie Biegi Niepodległości 2015 | Polska | | 10 | 14 | | 00:38:17 | 28 | 222 | 13% | 15,7 | 03:50 | | |
Ostrowieckie Biegi Niepodległości 2015 - [08.11.2015]
Stało się to na co czekałem i o co zabiegałem. Pierwszy poważny bieg w moim rodzinnym mieście. Organizatorem oczywiście MOSIR w Ostrowcu. 10’cio kilometrowa trasa, wytyczona głównymi ulicami miasta ze startem i metą przy Parku Miejskim, połową trasy w ośrodku Gutwin na pierwszy rzut oka wydawała się dość płaska. Skłaniało to co niektórych do ataku na swoje rekordy życiowe. Ja jesienny koniec sezonu przepracowałem wyjątkowo mocno. Dwa biegi Niepodległości, Ostrowiecki i Warszawski miały być podsumowaniem biegowego roku 2015. Plan treningowy, który założyłem zrealizowałem w 99%. Postanowiłem, że końcówka sezonu będzie szybka. Do Ostrowca jechałem głównie porywalizować ze swoimi znajomymi, przyjaciółmi, których na starcie biegu spotkałem całe tłumy:) Fajnie biegać w takim towarzystwie. Moje miejsce zameldowania spowodowało, że mogłem zapisać się do kategorii Mieszkańców powiatu Ostrowieckiego, oraz mieszkańców Ostrowca. Organizatorzy postarali się o dość dużo kategorii i dużo nagród przyciągając tym samym do Ostrowca biegaczy z innych miast i krajów. Oczywiście nie zabrakło Ukrainy i Kenii, którzy wraz ze swoimi „organizatorami” przyjechali po wygraną i nagrody pieniężne. Mam różny stosunek do tego typu praktyk. Z jednej strony mieszkańcy Ostrowca mogli zobaczyć jak można biegać szybko, a z drugiej strony lokalni amatorzy nie mieli szans na wywalczenie czołowych miejsc . Tak czy inaczej każdy zawodnik miał jakiś cel. Jedni rywalizowali tylko ze sobą inni walczyli o miejsca, jeszcze inni (jak ja) walczyli ze swoimi przyjaciółmi, znajomymi:). Ten bieg miał być także testem przed środowym startem w Warszawie – testem, bo już na starcie wiedziałem, że dobrego wyniku nie zrobię. Tego dnia, bowiem pogoda zrobiła niespodziankę. Było dość ciepło ale i bardzo wiecznie. Wiatr w porywach wiał 10m/s co skutecznie spowalniało tempo biegu. Generalnie czułem się dobrze – tam gdzie się dało, czyli bez wiatru, wchodziłem na zakładane 3:40 – 3:45, tam gdzie wiało traciłem 10sec na kilometrze. Od początku kontrolowałem, kto jest wokół mnie, a po pierwszym kilometrze pobiegłem zakładanym tempem i w większości trasy biegłem sam – dochodząc systematycznie pojedyncze osoby oraz małe grupki. Na 3cim kilometrze, kibice: mama, tata i ciocia – dodały mi kolejne sekundy do mojego tempa. Zawrotka na Gutwinie pozwoliła skontrolować przewagę nad goniącymi:) Zawsze tak jest ,że niby się nie ścigam, ale po starcie duch rywalizacji startuje ze mną. Biegłem dość równo, bez kolki a co najważniejsze bez zatykania. Ostatni kilometr docisnąłem na maxa, było lekko z górki i chciałem zrobić test. Udało się – na zegarku widziałem tempo poniżej 3:30 – to dobrze. Jest siła. Na mecie dostałem bardzo ładny medal i czekając na kolejnych znajomych oraz Marka szybko się zregenerowałem. Gdy Marek przebiegł linię mety, zawiesiłem mu medal na szyi i razem poszliśmy przebrać spocone ciuchy. Na mecie okazało się, że miałem 3ci czas z zawodników mieszkających w powiecie Ostrowieckim i pierwszy z zawodników z Ostrowca. Super – dostałem puchar… Mam nadzieję, że Ostrowieckie Biegi Niepodległości będą się z roku na rok rozwijać. Tym samym końćzę relacje i gratuluje organizatorom – Super Impreza, dzięki: Marek, Kola, Justyna, Paweł, Paweł, Arek, Ola, Rafał… i inni których nie wymieniłem. SeeYa on Strava:)
|
147. | 11.10.2015 | III ultraMaraton Bieszczadzki | Polska | | 52 | 553 | 06:04:35 | 06:04:52 | 111 | 630 | 18% | 8,6 | 07:01 | | |
III ultraMaraton Bieszczadzki - [11.10.2015]
Wyprawa w Bieszczady zawsze chodziła mi po głowie. Są to niewątpliwie najrzadziej odwiedzane przez mnie góry. Być może z powodu bardzo słabej proporcji kilometrów na godzinę, które trzeba pokonać aby tam się dostać. 450km z Warszawy do Cisnej jedzie się ze średnią prędkością 60km/h daje czasowo mnóstwo godzin w aucie – a ja od takich wypraw (w nowej Polsce z autostradami) odwykłem. Ale cóż – padł pomysł. Trzeba go zrealizować. Bieganie po górach tak mnie wciągnęło, że ja postanowiłem wciągnąć Arka (chyba taka była kolejność). Nie wiem czy on tak samo lubi biegać po „nierównym” ale jakoś specjalnie nie krzywi się gdy ja wymyślam co chwila jakieś wspólne eventy:) Może mnie lubi i głupio mu odmówić?. No cóż, sprawdzał i pytał nie będę – ważne, że lubi piwo po i przed wysiłkiem a to w moim towarzystwie ma zagwarantowane w pakiecie. Tak więc, we dwóch, (w zasadzie 3’ech bo Arek zabrał najstarszego syna) znaleźliśmy się w Cisnej, gdzie OTK Rzeźnik organizował III ultraMaraton Bieszczadzki. Bieg górski na dystansie około 52km z sumą przewyższeń około 2600m. Bieg w liczbach był prawie połówką ultramaratonu 7 Dolin w Krynicy, więc nasze nastawienie i należny szacunek do, mimo wszystko długiego dystansu, był podzielony przez dwa. Zrobiliśmy kilka rzeczy, których przed takimi wyzwaniami podobno robić się nie powinno. Nikt nam nie powiedział - więc zrobiliśmy:) Dzień przed zawodami wpadł nam do głowy szalony pomysł aby odebrać pakiet startowy najdłuższą drogą, postanowiliśmy iść w góry. Zupełnie przypadkiem trasa Leśnej Kolei Bieszczadzkiej przebiegała pod oknami naszego pensjonatu – użyliśmy tego typu transportu aby przetransportować się z Dołżycy (3km od Pakietu Startowego) do Przysłupa (ok 13km od Pakietu Startowego – górami). W zasadzie pomysł był na tyle spontaniczny, że nie zdążyliśmy go przeanalizować. W Bieszczady zawitała zimowa -jesień, a nasze ubrania były letnio-jesienne więc już sama przejażdżka kolejką była lekkim nadużyciem stwierdzenia „przyjemne zwiedzanie”. Całe szczęście, że humory nas nie opuszczały i po wypiciu grzanego piwa na stacji w Przysłupie, ruszyliśmy na szlak. Wędrówka po pakiet była epicka – cudowne krajobrazy Bieszczad o tej porze roku. Po prostu super. Wdrapaliśmy się na okoliczny najwyższy szczyt – Jasło (1153mnpm), i jak się okazało tam tez był 44km trasy biegu. Wiec nasza wyprawa okazała się nie tylko dobrym treningiem ale także, zupełnie nieplanowanie, zrobiliśmy oględziny ostatnich 8 km trasy. W sumie poszło nam dość sprawnie bo po około 2,5h trekkingu dotarliśmy do Cisnej i odebraliśmy numery startowe i pakiety. Reszta dnia także zdecydowanie nie była podporządkowana biegowi. Zasiedliśmy bowiem w Siekierezadzie (kto był ten zna, kto nie był powinien poznać) i delektowaliśmy się grzanym piwem. Następnie udaliśmy się na nawadnianie do kolejnego baru tak aby po zmroku ruszyć po torach kolejki do naszego pensjonatu. Ten odcinek także nie został przez nas pokonany „na raz”. Mniej więcej po kilometrze zanurzyliśmy się w kolejnej knajpie aby uzupełnić, dość szybko uchodzący z nas, płyn. Zastanawiałem się nawet kiedy to odkryliśmy, że najlepiej nawadniającym płynem jest piwo. Nie wiem, chyba było dawno – a człowiek, który nam to powiedział musiał być nadzwyczaj doświadczony i mądry. Wreszcie położyliśmy się spać. Na Beer-counterze wybiło chyba 6. Czy to znak, że jutro będziemy na trasie około 6 godzin? Poranek obudził nas… melodyjką budzika. Ciemno, zimno ok 2 st.C. Start o 7:00. Mamy chyba szczęście bo 3km spaceru do startu mogłoby nas zabić – ale po wyjściu z domu spotkaliśmy miłego biegacza z okolić, który zaoferował nam transport w ciepłym samochodzie. Uff zdążymy – pomyślałem. Nawet będziemy mieli czas na oddanie depozytów i spokojną rozgrzewkę. Rozgrzewkę? Ale po co. Przecież to bieg górski. Punktualnie o 7ej wystartowaliśmy. Ale nas dużo… Wtedy to zacząłem myśleć o tym co nas może czekać na trasie. Pierwsze, rozbiegowe, 14km lekko pod górkę ale po asfalcie. Zimno nie było, nawet myślałem, żeby zdjąć kurtkę, ale dobrze, że tego nie zrobiłem. Biegłem za Arkiem. On jak zwykle musiał znaleźć sobie partnera do rozmowy, co szybko uczynił i pierwsze kilometry upłynęły pod znakiem „Radia Recław”. Po wbiegnięciu na pierwszą górę zaczęło się mniej ciekawie. Wichura podobna do tej z Verezzano-Bridge w NY, przeszywające zimno w połączeniu ze spoconymi ciuchami, lekko mnie przeraziły. Arek poczekał na mnie i poinformował, że jest mu zimno więc będzie się grzał szybkim biegiem. Faktycznie lekkie ciuchy, które mieliśmy ze sobą, były naprawdę „lekkie”. Tak to pożegnałem się z kompanem mojej podróży. Początkowo w górach biegliśmy po granicy polsko-słowackiej aby później z niej zbiec w dół i znowu wspiąć się w górę. Wyrypa pod Hyrlatą była naprawdę słuszna. Myślę, że na całej trasie biegu 7Dolin w Krynicy nie ma tak stromego odcinka. W tym momencie rywalizacji czyli na około 30km moi przeciwnicy, którzy tak licznie dotychczas mnie wyprzedzali – lekko zwolnili. Zacząłem wyprzedzać. Nie wiedząc co się takiego stało, podejrzewałem nawet bufet o napoje z mega wspomaganiem, dość zwinnie wdrapałem się na grań. Gdy w połowie wyrypy zobaczyłem grającego na kontrabasie, ubranego we frak i białą koszulę człowieka – pomyślałem, że owe napoje dodają dużo siły ale także powodują halucynacje (taki efekt uboczny). Nie, tak nie było – facet stał i grał, a ja biegnąc dotychczas na dużym komforcie, miałem po prostu więcej sił niż inni. Zbieg z Hyrlatej przez Rosochę był pierwszym sygnałem, że można. Zbiegałem szybko. Piłem tylko na punktach. Wyjątkowo jak na mnie ale zmusił mnie do tego mój stary bukłak, który swoją małą dziurką spowodował, że moje plecy były mokre i ni cholery nie dało się z niego napić. Ostania góra to wspinaczka na Okrąglik. Miałem mnóstwo siły – ciągle wyprzedzałem. Zimno już mi nie przeszkadzało (choć wiało okrutnie). Gdy dotarłem do Jasła (44km – byłem tam dzień wcześniej) wiedziałem co mnie dalej czeka. Ostanie 8km to sprint do mety z ostrym zbieganiem. Na ostatnim odcinku wyprzedziłem ok 30 zawodników. Naprawdę czułem świeżość. Chyba głowa pamiętała jeszcze biegi 100km. Na mecie czekał na mnie Arek, który zdążył już się przebrać. Ja szybko zrobiłem to samo. Jak zwykle zadowolenie z pokonanego dystansu miałem bardzo duże. Super fajna impreza, pewnie przyjadę na Rzeźnika. Moje miejsce 111 Open chyba mówi niewiele. Mnie mówi tylko tyle, że miałem duży zapas i gdybym pobiegł mocniej pierwsze kilometry (a mogłem) wynik na pewno byłby dwucyfrowy. Może następnym razem:) Teraz zagadka… co zrobiliśmy zaraz po przybiegnięciu na mete i przebraniu się??? :)
|
146. | 04.10.2015 | Biegnij Warszawo 2015 | Polska | | 10 | 7374 | 00:39:23 | | 77 | 8620 | 1% | 15,2 | 03:56 | | |
Biegnij Warszawo 2015 - [04.10.2015]
"W tym roku myślałem, że tego biegu nie pobiegnę. Nie, z powodu kosztów (choć podtrzymuje opinię z roku poprzedniego, że udział w tym biegu jest zbyt drogi), ale z powodu konfliktu terminów. Myślałem, ze Ultramaraton Bieszczadzki i Biegnij Warszawo są w tym samym czasie. Było jednak inaczej i w BW wysterowałem (za niecały tydzień mam zamiar wystartować w Bieszczadach). Trasa BW 2015 taka sama jak w latach poprzednich, ludzi tak samo dużo… generalnie wszystko podobne, oprócz koloru koszulki:) Ten jaskrawo pomarańczowy kolor zdecydowanie najfajniejszy. Jak co roku, wiedząc co będzie działo się po starcie, ustawiłem się w czubie sektora startowego. Wśród biegaczy – znane twarze tj. Robert Korzeniowski czy Mariusz Giżyński. Plan treningowy był taki, żeby sprawdzić jak działa mój silnik. Próba 3:50 to był plan maximum a poniżej 40min plan minimum. A jak poszło, średnio:) czyli 3:56min/km. Pierwsze 3 kilometry nieźle, potem górka, która wysyciła mnie aż do 7go kilometra, gdzie się pozbierałem i znów zacząłem mocniej ""naciskać na gaz"". Środkowa część trasy była ciężka, mój organizm jakoś nie zaakceptował pogody (słońca i wiatru). Męczyłem się bardziej niż zwykle, przynajmniej takie mam odczucie. Końcówka jak zwykle z górki i na wyniszczenie. Tętno max na ostatnich 100 metrach 196 bps… Uff meta. Czas 39min23sec i miejsce 77 OPEN. Z całej historii startów w BW to moja najwyższa lokata. Plan treningowy ""PSZCZÓŁEK"" w punkcie „szybki start” – zrealizowany. "
|
145. | 27.09.2015 | 37 Maraton Warszawski - Sztafeta (Bike-Beer-Breathe) | Polska | | 11,5 | 15211/1 | 00:44:19 | | | | | 15,6 | 03:51 | | |
37 Maraton Warszawski - Sztafeta (Bike-Beer-Breathe) - [27.09.2015]
„Bike-Beer-Breathe” to 5ta sztafeta 37 Maratonu Warszawskiego. Tak tym razem dystans 42 kilometrów i 195 metrów postanowiliśmy przebiec we 3ech. Arek Recław, Kuba Sieniuć i Ja. Taki to „wybieg” aby nie biec całego maratonu. Spontaniczna decyzja, spontaniczna drużyna i przemyślana nazwa zespołu. Zdecydowanie, zawody w formule zespołowej są dodatkową motywacją. Walczy się nie tylko dla siebie ale i dla drużyny. Taki „team-spirit” udzielił się nam przed startem. Po pierwsze Kuba nic nie biegał w tym roku… Po drugie Arek biegał i jeździł na rowerze ale za dużo… Po trzecie ja, który musiałem ogarnąć to niesforne mikro-stado. Zrobiłem co mogłem, a co się udało?: Zmusić Kubę aby kilka razy pobiegał – i biegał nawet tempówki oraz spowodować aby Arek, który był na Korsyce, wrócił na sobotnie wesele - tam nie pił (za dużo). Tak wiec Kuba z mikro przygotowaniem, Arek po 3ech godzinach snu i tysiącu kilometrów na Korsyce (rowerem) oraz ja, wystartowaliśmy w sztafecie i otarliśmy się o podium:). Do 3ciego miejsca zabrakło nam 2 lokat czyli 4min 16sec. A jak sam bieg. Odniosę się do mojego odcinka. Prawie 12km (startowałem jako pierwszy), z planem tempowym około 4min/km. Nie wiedziałem czy dam rade, czy przypadkiem 7Dolin jeszcze w nogach nie siedzi. Wiedziałem, na pewno, że jestem szybkościowo „zamulony”. Ustawiłem się w strefie startu, tuż za elitą, razem z trójkołamaczami. Po starcie – jakieś 500m było tłoczno, ale potem sytuacja się wyprostowała. W okolicach 2go kilometra ilość zawodników dookoła mnie była równa, mniej więcej, 5 osób, z tendencją malejącą. Biegłem, o dziwo, szybciej – w okolicach 3:51 min/km. Fajnie, bo dawałem radę. Na 6tym kilometrze była zawrotka i pod wiatr. Nie było się za kim schować więc zaczęła się walka aby nie zwolnić. Zwolniłem ale na ostatnich 2ch kilometrach. Tam biegłem z założonym 4:00. Ostatnie 400m podciągnął mnie Arek, który motywacyjnie wbił tzw „gwoździa”. Uff dobiegłem… Źle nie było. Moim zmiennikiem był Kuba, który pobiegł na drugi odcinek, a my z Arkiem poszliśmy na drugi/ostatni punkt zmiany. Tam czekając na Kubę, mieliśmy okazję zobaczyć przebiegających zawodników z czołówki. Zbliżającemu się Kubie, wbiłem gwoździa tym razem - ja. Motywując go przez ostatnie 400m - przycisnął końcówkę prawie do 4min/km. Ostatnia zmiana i półmaraton Arka. Na mecie na Stadionie Narodowym czekaliśmy z Kubą na pierwszych zawodników. Dla mnie to maraton z innej perspektywy:) Jest Arek ! Mamy 5te miejsce na 291 sztafet. Super. Nasz czas łączny to 3h 52min 18sec. „Bike-Beer-Breathe” will be back !
|
144. | 12.09.2015 | Ultramaraton 7 Dolin (100 km) | Polska | | 100 | 281 | | 14:30:06 | 184 | 450 | 41% | 6,9 | 08:42 | | |
Ultramaraton 7 Dolin (100 km) - [12.09.2015]
Ultra… co to jest ultra bieganie? Pewnie wie to ten co tego doświadczy. Dodatkowo ultra bieg po górach jest czystą (w dobrym tego słowa znaczeniu) dezynfekcją organizmu. W moich planach startowych na ten rok pojawiły się biegi Ultra po górach, w tym jeden 100km. Tradycyjnie najdłuższy dystans Festiwalu Biegowego w Krynicy – Ultramaraton 7 Dolin. Była to już moja trzecia batalia z tymże biegiem. Do tej pory był remis 1:1 (raz bieg ukończyłem na mecie, a raz na 66km). Także, tradycyjnie do Krynicy pojechaliśmy w składzie Gapmont Running Team (Arek, Paweł, debiutant Jacek i Ja). Z Arkiem zmierzyliśmy się z pełnym dystansem, Paweł z Jackiem z dystansem 34km. W tym roku było kilka nowinek, m.innymi krótsze dystanse startowały tak aby finishować w Krynicy a nie jak w latach ubiegłych w Rytrze i w Piwnicznej. To spowodowało, że my z Arkiem po 2óch godzinach snu (ok 2giej w nocy) musieliśmy się pakować na start a Jacek z Pawłem jeszcze smacznie chrapali. Moja recepta na ten bieg była prosta (podyktowana doświadczeniem z lat ubiegłych) a mianowicie: rozpocząć bardzo ostrożnie, redbull, żele,cola i kabanosy w przepakach, koszulka i skarpetki w Piwnicznej oraz magnez i ibuprom do 35km oraz Brooxy PureGrit3 na nogach. Pogoda zapowiadała się świetna. Niezbyt gorąco, pochmurno i bez deszczu. Wystartowaliśmy o 3.00 i zaczęło się psychiczne piekło. Nie wiem dlaczego przed biegiem byłem bardzo dobrze zmotywowany i nastawiony a po starcie moja psycha runęła z hukiem o ziemie. Mniej więcej do 21km (Schronisko na Hali Łabowskiej) nie mogłem się rozluźnić, ciągle myśląc o pozostałym dystansie i kilkunastu pozostałych godzinach wysiłku. Zastanawiałem się dokąd dobiec? Czy tylko do 36km (do Rytra) czy zakończyć na 66km (w Piwnicznej). Całe szczęście, że razem ze wschodem słońca, mój mózg przestawałem na pozytywne myślenie. Od początku trasy biegliśmy z Arkiem razem. Ciekawe czy on biegł ze mną bo chciał, czy dlatego, że popruła mu się czołówka i nic nie widział:)? Uznajmy, że tak chciał. Na Pierwszym przepaku, w Rytrze, moja psychika dostała dużą porcję pozytywnej informacji – cały podbieg od mostu na Dunajcu do Hotelu Perła Południa podbiegłem, co nie zdążyło się nigdy wcześniej. W Rytrze „zainstalowałem” kijki, znałem dobrze trasę i wiedziałem, że na podejściu do Przechyby się przydadzą. Na tym przepaku był także start biegaczy walczących z trasą 64km. Gdy oni czekali na start, my z Arkiem ruszyliśmy dalej. Widomo było, że prędzej czy później będą nas wyprzedzać. I tak się stało, ale łatwo nie mieli. Fragment trasy z Rytra na Radziejową jest mega wyrypą. Kolejny punkt żywieniowy toHala Przechyba. Tu był nasz ostatni wspólny posiłek – nasz, czyli z Arkim. Ja zostałem lekko z tyłu. Ale ponieważ świat nie lubi puski, na tym odcinku spotkałem mojego kompana z zeszłego roku – Huberta, który dobiegł do mnie i przekazał duża dawkę optymizmu. Hubert z kumplem biegli 64km. Moje „radio” było już dość wyczerpane, ale oczywiście uprzyjemniliśmy sobie bieg rozmową o tematach różnych:) Radziejową dopadliśmy szybciej niż myślałem (rok temu droga się bardzo dłużyła). Potem Eliaszówka i sławetny zbieg do Piwnicznej. Od tego momentu zacząłem śledzić czas. Wiedziałem, że Jacek i Paweł wystartują z Piwnicznej o 12:00 (rok temu tam dotarłem 12:09) – w tym mogłem być szybciej. Skalkulowałem, że jeżeli zbieg mnie nie „zabije” to mogę być nawet 20 min szybciej. Tak się tez stało. W Piwnicznej spotkałem Pawła i Jacka oraz Arka. Niestety miałem troszkę zbyt mało czasu aby dalej zabrać się z nimi. Wystartowali o 12tej – ja kilka minut później. Porównując moje samopoczucie do lat poprzednich, było zdecydowanie lepsze. Łomnica-Zdrój i 3 sąsiadujące hopki przeszły spokojnie, zbieg do Wierchomli i podbieg do przepaka także. Dobiegając do parkingu hotelowego gdzie był przepak widziałem Arka i Pawła jak ruszali w dalszą drogę. Na tym punkcie spotkałem Huberta, który pomógł mi znaleźć miejsce do siedzenia i przyniósł jedzenie – taki suport jest extra:) Okazało się, że Hubert skończył w Piwnicznej i dalej już się relaksował. Dla mnie, od teraz miało się zacząć cierpienie. Podejście pod wyciągiem narciarskim. Rok temu moje nogi co raz sygnalizowały mi, że już dosyć. Tym razem poszło dość gładko. Wydaje mi się, że organizatorzy lekko zmodernizowali początek podejścia – ale nie miało to zbytniego wpływu na stromiznę. Mój kompan Suunto Ambit 3 podpowiadał mi ile jeszcze do szczytu co całkiem nieźle wpływało na moje samopoczucie. Opcja nawigacji i Punktów na mapie, w sunciaku jest rzeczywiście dobrze zrealizowana. Kolejnym etapem trasy były połoniny bacówki i zbieg do Szczawnika. Teraz już byłem u siebie. Znałem te tereny bardzo dobrze. Teraz celem było dotarcie do ostatniego punktu czyli Bacówki nad Wierchomlą – 6km lekko pod górkę. Na ostatnim punkcie wiedziałem, że już jestem w domu – 12km do mety. Skontrolowałem czas i po krótkim pobycie w punkcie żywieniowym ruszyłem dalej. Byłem pewien, że poprawie czas z poprzedniego roku – pytanie było, o ile? Liczyłem, że coś około godziny, ale na styk. Chciałem aby była to godzina a nie np.: 59 min. Przekalkulowałem pozostały teren i potrzebne tempo. Biegłem większość odcinka, cały zbieg do Krynicy i finisz na deptaku z tempem lekko powyżej 5 min/km. Dotarłem… Meta. Spiker czyta moje nazwisko:) Zawodnicy leżący na ziemi, a ja? Odbieram medal, butelkę wody i dzwonie do chłopaków, gdzie są… Byli już na piwku (w znanym miejscu). Idę do nich, podejście pod górę, kurcze jak dobrze się czuje:) Nie zajechałem się, wynik poprawiony o ponad godzinę, mogę pic piwo, mogę jeść, mogę chodzić – cudownie. Ultramaraton 7 Dolin 2015 ukończyłem z czasem 14h30min06sec na 184 miejscu OPEN.
|
143. | 30.08.2015 | Triathlon Krasnik 2015 - d.olimpijski | Polska | | 10 | 330 | 00:47:17 | | 11 | 34 | 32% | 12,7 | 04:44 | | |
Triathlon Krasnik 2015 - d.olimpijski - [30.08.2015]
Żołądkowy łomot… tak w skrócie można nazwać mój start w Kraśniku. Dystans olimpijski (choć rower + 5 kilometrów), który kończył tygodniowy okres walki z wirusem był nie lada wyzwaniem. Po pierwsze: zero mocy, po drugie: bardzo gorąco, po trzecie: antysportowy d-day before:) Ale co tam – zaplanowany start musi być zaliczony. Tym razem, mniej więcej, od połowy pływania wiedziałem, że nie ma co się napinać, bo może być tylko gorzej. Wyluzowałem, aby dopłynąć, jak zwykle cały czas Kraulem, ale tym razem z niezwykle ciężkimi rękami. Stawka zawodników w liczbie około 40 nie powodowała problemów w wodzie, potwora z LohNess też nie widziałem:) . Cały czas myślałem, że ja i mój kompan po prawej stronie zamykamy stawkę. Zawody w mojej głowie zakończyły się na pływaniu (po 4tym zakładaniu czepka na głowę – jak ja tego nienawidzę). W Kraśniku wystartowałem z Kolą i jego znajomymi, którzy przez pływanie przebrnęli expresem (w porównaniu do mnie). Ja z wody wyszedłem (o dziwo) na 27 miejscu co świadczyło, że za mną jest jeszcze ponad 10ciu zawodników. Na trasie rowerowej gdzie dopuszczono draft, przez krótką chwilę nawet trochę przycisnąłem ale spięty żołądek szybko podpowiedział „wolniej”. Od tego momentu wiozłem się na dość dużym komforcie, który czasami zaburzany był podjazdami i podmuchami wiatru. Zawodników na trasie było na tyle niewielu, że drafing, mimo iż dopuszczony, to był dość utrudniony. Na 2gim i 3cim okrążeniu jechałem w zawodnikiem, z którym trochę współpracowaliśmy ale generalnie mój organizm na nic spektakularnego nie pozwalał. Dałem 2 zmiany a potem odpuściłem. Rower zakończyłem z 21 czasem. Wiedziałem, że bieg odpuszczam – postawiłem sobie target „wszystko poniżej 5min/km biorę w ciemno”. Tak też biegłem – początkowo nawet lekko szybciej, choć i tak wydawało mi się, że idę. Było gorąco, temperatura ponad 31 st.C. Pierwsze 5km to walka z brzuchem, masakra, ale bolało. Nie pamiętam takiego bólu. Nogi mogły biec, tętno też niewielkie ale z dorego biegu nici:) Dobrze, że moja głowa traktuje PACE 5min/km jak szybki marsz więc psychicznie było elegancko. Puściło mnie na 6tym km – wtedy dopiero zacząłem przyśpieszać, ale samoistnie bo sam nie chciałem. Widziałem Kole jak biegnie ok 600 m z przodu i byłem zaskoczony. Myślałem, że jest dużo dalej. Ostatecznie prawie go dogoniłem:) Tak czy inaczej na tych zawodach wypociłem całe świństwo, które gnębiło mnie od tygodnia. Na metę dobiegłem zaraz za Kolą na 18m (super). Była to 2ga połowa stawki ale jestem bardzo zadowolony. W przyszłym roku się poprawię – haha. Czas całkowity to 2h45m09s (18 miejsce na 34 skalsyfikowanych). Moje Czasy: pływanie 00:35:03 / 27| T1 00:01:47 | rower 01:19:36 / 21| T2 00:01:26 | bieg 00:47:17 / 11
|
142. | 09.08.2015 | IRONMAN 70.3 Gdynia Triathlon - Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 1123 | 01:40:10 | | 222 | 1811 | 12% | 12,6 | 04:45 | | |
IRONMAN 70.3 Gdynia Triathlon - Półmaraton - [09.08.2015]
… i stało się:) Pierwsza w Polsce impreza z cyklu IRONMAN 70.3, która odbyła się w Gdyni. Po perypetiach z rejestracją, która wymagała nerwów ze stali wystartowałem w naprawdę dużej, dobrze zorganizowanej - triathlonowej imprezie. Weekend w Gdyni zaczął się w piątek - w Bytowie, gdzie gościł mnie Arek z rodziną. Było super. Sobota to już Gdynia, odbiór pakietów startowych a potem delikatny, jak na nas, melanż. Sama impreza przygotowana profesjonalnie ale tak naprawdę to oprócz paru różnic typu: więcej obostrzeń regulaminowych, bogatszy pakiet startowy, wyższa opłata i wszechobecne logo IRONMAN – nie było. Poprzednie imprezy, bez IM, były także wzorowe. Tym razem zmiana w pływaniu: starty falowe (duży plus) oraz trasa „w morze i z powrotem”, oraz 3ry (nie 4ry) pętle biegowe. Rower prawie taki sam. Z Arkiem wystartowaliśmy w grupie „zielonej” i zarazem najliczniejszej. Pływanie, znów jak na mnie, przewidywalnie. Początkowo trochę chaosu, ale po 400m było już dobrze. Niespodzianka w połowie - statek, który (zgodnie z regulaminem) należało opłynąć, lekko zdryfował i opływanie stało się nieaktualne:) o czym zasygnalizowali ratownicy. Strefa zmian dość daleko czyli czas w T1 oscylował w okolicach 6/7min. Ja tym razem chciałem szybko, ale szybko nie było. Rowerowo całkiem nieźle, choć oczywiście „kolarze” robili mnie jak chcieli. Tempo rowerowe ok 33km/h to duży postęp w porównaniu do lat ubiegłych. Końcówkę jeszcze lekko przycisnąłem. T2 mała modyfikacja, nie ubrałem skarpetek, co pokutuje do dziś (mega odciski) – a czas nie specjalnie dobry. Właśnie w T2 doszedł mnie Michał, który wystartował 10 min później. Mój triathlon jak zwykle zaczął się na bieganiu. Całe szczęście pogoda była łaskawa i z 35st C dzień wcześniej odpuściła 10 kresek. Do biegu wystartowałem dosyć płynnie. Bez rowerowego odrętwienia. Dużo piłem, trochę jadłem, dużo wyprzedzałem. To wyprzedzanie zawodników, którzy objechali mnie na rowerze czy opłynęli kraulem jest mega fajne. Teraz dopiero mogłem się wyżyć. Oczywiście na biegu doszedł mnie Arek, który kończył ostatnią rundę, a mnie została jeszcze jedna. On jako jedyny biegł naprawdę szybko. Buty zaczęły mnie „wku….ć” dopiero po 10tym kilometrze, kiedy dobrze namokły (a oblewałem się sowicie). Początkowo biegłem w okolicach 4:20 ale pod koniec (przed finishem) w okolicach 4:50/5:00. Na koniec szybki sprint do mety i pełnia szczęścia. Na mecie byłem mniej zmęczony niż w latach poprzednich, dodatkowo poprawiłem rekord trasy o ok 17min. Kończąc przytoczę standardową formułkę:) Satysfakcja z ukończenia kolejnego triathlonu na dystansie długim z czasem: 5h18m36s (576 miejsce na 1811 skalsyfikowanych). Moje Czasy: pływanie 00:43:19 / 1309| T1 00:06:11 / 1246| rower 02:45:05 / 901| T2 00:03:51 / 1012| bieg 01:40:10 / 222
|
141. | 25.07.2015 | VII Półmaraton Ziemi Puckiej | Polska | | 21,0975 | 477 | 01:27:50 | 01:27:51 | 42 | 501 | 8% | 14,4 | 04:10 | | |
VII Półmaraton Ziemi Puckiej - [25.07.2015]
Koniec urlopu nad morzem podsumowałem startem w jednej z moich ulubionych imprez biegowych – VII edycji Półmaratonu Ziemi Puckiej. To był mój 4ty raz kiedy pokonywałem trasę tegoż biegu. Jak jest w Pucku pisałem już wcześniej więc teraz więcej o samym biegu. Zupełnie nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Początek sezonu i kolejne starty na tym dystansie pokazały że jest siła aby biegać dobrze poniżej 1:30. Trochę bałem się o moją obolałą stopę. Z jednej strony miał być luźny start, ale z drugiej jak zwykle walka o dobry czas. Wystartowałem ostrożnie, ale prawie z pierwszego rzędu:) i od razu wyprzedziła mnie z 100 biegaczy. Początkowo biegłem 4:15/4:20 za kilkuosobową grupką ale cały czas wyprzedzali mnie inni biegacze. Taka sytuacja utrzymała się do 3km gdzie po wybiegnięciu z Pucka „wszedłem w bieg”. Dogoniłem „moją” grupę i zacząłem sukcesywnie dochodzić kolejnych biegaczy. Na 10 kilometrze tempo wzrosło do 4:05/4:10. Padający deszcz i lekki wiaterek nie przeszkadzał – wręcz pomagał. Wiedziałem jaka będzie pogoda więc wystartowałem w stroju TRI – lepszy na taką pogodę. Po zbiegu w kierunku zatoki postanowiłem powalczyć o czas. Ciągle wyprzedzałem. Na ścieżkach w Rzucewie nabrałem kolejnych sił – Pace skoczył do 4:00. Ostatnie 3km pobiegłem szybko – na zegarku pojawiało się nawet 3:45. Na ostatnich metrach, na stadionie, doszedłem jeszcze jednego zawodnika – szybki finisz i czas na mecie 01h 27min 50sec co dało 42 czas OPEN. Jest dobry akcent przed zawodami IM70,3 w Gdyni.
|
140. | 19.07.2015 | Triathlon Gdańsk 2015 - d.1/4 IM | Polska | | 10,55 | 310 | 00:43:30 | | 69 | 526 | 13% | 14,6 | 04:07 | | |
Triathlon Gdańsk 2015 - d.1/4 IM - [19.07.2015]
Jak w roku ubiegłym moje wakacje nad Bałtykiem wzbogaciłem o dwa starty. Pierwszym był Triathlon Gdański 2015, który drugi raz z rzędu rozgrywany jest na dystansie 1/4 IM. W sytuacji gdy zawody w Ełku nie zostały zorganizowane ten start był moim pierwszym wielodyscyplinowym startem w sezonie. Miał być lekki i bezstresowy – i był ale dopiero w od momentu wejścia do wody. Przed samym startem niestety był niezły stres. Praktycznie przed samym Gdańskiem (na obwodnicy trójmiasta) zorientowałem się, że rower na moim dachu jest przypięty dodatkowym zapięciem rowerowym, do którego kluczyk został na kempingu. Na szczęście w tym dniu ruch na drodze, sygnalizacja świetlna i wszystkie inne czynniki sprzyjające dynamicznej jeździe bardzo mi sprzyjały. Udało się:) Zdążyłem na start. Bez śniadania (ale to chyba gdańska tradycja) wystartowałem - chodź ze strefy zmian wyszedłem prawie ostatni. Żele, które miałem ze sobą oraz te, które otrzymałem w pakiecie startowym dały radę. Na starcie spotkanie z Michałem, szybka wymiana uprzejmości:) i ruszyliśmy. 950m kraulem było wyjątkowo bezstresowe, parę zatorów przy bojach ale ogólnie luz. „Potfora z lochness” nie było. Treningi na Zatoce zrobiły swoje. Nawigacja także nie szwankowała. Z wody wyskoczyłem po 20min 37sec (354 miejsce). Jak na mnie – nieźle! Potem do T1 niestety boso, a problemy z moim nadłamanym (lub złamanym) palcem u nogi nie wróżyły nic dobrego przy bieganiu. Całe szczęście źle nie było (adrenalina znieczula wszystko). W T1 zabawiłem jak w dobrym barze:) Ponad 4,5 min. Szukanie roweru, zakładanie skarpetek na mokre stopy, etc… Mało kto tyle tam zabawił. Trasa rowerowa podobna jak rok temu. 4ry pętle w okolicach Amber Areny, kilka krótkich podjazdów, generalnie cały czas w pozycji czasowej. Na każdym okrążeniu widziałem Michała, który sukcesywnie mi odjeżdżał. Utrzymywałem stałe tempo w okolicach 30km/h. Po drodze mijając kolejnych zawodników. 45km przejechałem z czasem 1h17m i był to 187 rezultat. W T2 lepiej – choć też długo bo ponad 2,5 min. Wreszcie bieg. Choć bałem się stopy to jednak wiedziałem, że tam będzie już z górki. I tak było – po pierwszym kilometrze rozbiegnięcia włączyłem tempo w okolicach 4:05 co pozwalało mi na dość komfortowe wyprzedzanie kolejnych rywali. 10,5 kilometra pokonałem w 43,5 min co było 69 wynikiem. Całe zawody ukończyłem na 168 miejscu. Superfajny medal na mecie, super pogoda, świetna organizacja, wynik lepszy niż rok temu – czego chcieć więcej. Może tylko większego uporządkowania w strefie zmian – bo tam straciłem min 3min a to pozbawiło mnie około 40tu pozycji. Ale miał być fun – więc nie narzekam. Moje Czasy: pływanie 00:20:35/354 | T1 00:04:33 | rower 01:17:16/187 | T2 00:02:34 | bieg 00:43:30/69
|
139. | 14.06.2015 | I Puchar Gór Świętokrzyskich (Bieg 45km) | Polska | | 45 | 44 | | 04:20:19 | 14 | 51 | 27% | 10,4 | 05:47 | | |
I Puchar Gór Świętokrzyskich (Bieg 45km) - [14.06.2015]
Wreszcie moje Góry Świętokrzyskie. Przyszedł czas i na nie. I Puchar Gór Świętokrzyskich i ostatni bieg Festiwalu Biegowego w Krajnie czyli 45km biegania w Świętokrzyskim Parku Narodowym (były także inne biegi). Bieg dość kameralny gdyż wystartowało w nim nieco ponad 50 osób czyli połowa limitu zgłoszeń. Stało się tak głównie z powodu wysokiej temperatury bo na liście startowej zgłoszonych zawodników było znaczne więcej. Tego dnia na termometrach słupki pokazywały blisko 30 st C. Start o godz 8:30 zapowiadał, że może być naprawdę ciężko. Na starcie kilku znajomych z Ostrowca (Paweł, Kami, Rafał) i super rodzinna atmosfera. Biegi górskie charakteryzują się inną, „cieplejszą” atmosferą, jest to bardziej przygoda a mniej ściganie - choć duch rywalizacji także daje znać o sobie ale jest to bardziej motywator niż presja wyniku. Trasa zapowiadała się wyśmienicie. Zupełnie nie wiedziałem jaki czas mogę osiągnąć. Myślałem, że będzie to coś pomiędzy 5 a 6 godzin. Na trasie prawie 1 km podbiegów, 3 mocne góry, ciepło – nie kalkulowałem czasu. Przed startem, krótka odprawa i do dzieła. Zaczęliśmy, tam gdzie mieliśmy skończyć czyli w ośrodku Sabat Krajno. Następnie krótki odcinek asfaltowy z dobiegiem do bramy Parku Narodowego gdzie zaczęła się wspinaczka pod Łysicę (612 m.n.p.m – najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich). Drogę tą znam dość dobrze i wiedziałem, że całości nie podbiegnę. Podbiegłem większość:). Na tym etapie byłem w okolicach 14go miejsca. Duża grupka zawodników pobiegła znacznie szybciej. Na szczycie wyprzedziłem jedną zawodniczkę i dalej pobiegłem sam. Zbieg do Kakonina był super, cała maszyna pracowała optymalnie. W lesie nie było ekstremalnie gorąco, a woda którą zabrałem na trasę skutecznie chłodziła organizm. Potem zaczął się podbieg na Łysą Górę (594 m.n.p.m). Początkowo po asfalcie i polach następnie po lesie. Krajobrazy - przepiękne. Na punktach odżywczych super ludzie, aż przyjemnie było zatrzymać się chwile i pożartować:). Bardzo szybko dobiegłem do Klasztoru na Łysej Górze, ten podbieg zrobiłem cały. Nie zatrzymałem się. Następnie zbieg do Nowej Słupi, gdzie kolejny punkt z wodą i początek dłuuuugiej „autostrady” leśnej w kierunku Bodzentyna. Na tej prostej zacząłem odczuwać zmęczenie. Był to 25 kilometr a ja delikatnie odczuwałem standardowy dyskomfort mięśnia płaszczkowatego (w okolicach Achillesa). Na szczęście nie był on uciążliwy. Moje górskie Brooksy dość dobrze spisywały się na kamieniach, a i także na grząskich błotowiskach. Kolejny punkt z wodą ( i colą ) to 31km. Stamtąd zaczął się najgorszy odcinek. Asfaltowa droga, poza lasem i ostro pod górę. Tam też wyprzedziło mnie dwóch biegaczy, którzy od dłuższego czasu biegli w moich okolicach. Wyprzedzili mnie po krótkiej wymianie zdań:) na puncie żywieniowym. Zdecydowanie lepiej biegło mi się od 36go kilometra. Tam kolejne wzniesienia, ale już nie asfalt tylko ścieżka w lesie. Ostatni punkt był na 37 kilometrze. Tam także wspaniali ludzie i miła atmosfera. Po krótkiej pogawędce zacząłem przedostatni niewielki podbieg. Potem długi zbieg, gdzie postanowiłem sprawdzić moje mięśnie czterogłowe. Działały prawie bez zarzutu. Na tym etapie biegu moja głowa przestawiła się w tryb oczekiwania na metę i coraz trudniej było mi się motywować . Biegłem, z krótkimi przerwami na szybki spacer pod górkę. Na 42km dogoniłem zawodniczkę z Ukrainy, która miała problemy ze skurczami łydek. Jedyne co mogłem zrobić to zaoferować wodę z moich zapasów, chwilę pobiegliśmy razem ale po wybiegnięciu z Parku Narodowego (miejsce w którym byłem jakieś 4 godz. temu) zawodniczka musiała kolejny raz się zatrzymać. To był ostatni kilometr. Znowu asfalt, pod góre, ale meta blisko. Biegłem, nie szedłem, widząc zawodników na horyzoncie. Byli zbyt daleko abym ich dogonił, ale znacznie się zbliżyłem. Ostatni zbieg 500m i meta. Uff. Można odpocząć. Bieg ukończyłem na 14 pozycji OPEN z czasem lekko ponad 4h20min. Organizatorzy w regulaminie i na medalu napisali, że trasa ma 44km, na odprawie dowiedziałem się, że ma 46km – faktycznie miała około 45km. Super impreza, mam nadzieje, że będzie kontynuowana.
|
138. | 07.06.2015 | III Bieg Północy Władysławowo - Jastrzebia Góra | Polska | | 16 | 42 | | 01:11:24 | 10 | 108 | 9% | 13,4 | 04:28 | | |
III Bieg Północy Władysławowo - Jastrzebia Góra - [07.06.2015]
Długi czerwcowy weekend zaowocował przebiegnięciem około 53km w trzech odsłonach. Kaszubski tryptyk zakończyłem mocnym startem w III Biegu Północy. Trasa trudna, z Władysławowa do Jastrzębiej Góry i z powrotem. W sumie 16 kilometrów, z których pierwsze 8 to bieg po plaży (pod mocny zachodni wiatr) następnie podbieg pod latarnie morską w Rozewiu oraz pofałdowaną ścieżką przez las do Obelisku „Gwiazda Północy” w Jastrzębiej Górze. Na starcie obok mnie stanęło około 115 biegaczy, którzy najwyraźniej chcieli zakończyć weekend porządnym, mocnym akcentem. Wystartowałem w czubie stawki, po zbiegu z Centniewa na plażę byłem na około 8 pozycji. Grupka ścigaczy pognała do przodu. Na plaży, maksymalnie, co mogłem zrobić to biec w tempie około 4:45 min/km. Piach, fale i bardzo silny wiatr w twarz na nic więcej nie pozwolił. Przez 5 kilometrów biegu po piachu było naprawdę ciężko. Do 5go kilometra wyprzedziło mnie parę osób, kilku zawodników wyprzedziłem ja. Delikatnie, sytuacja poprawiła się po wbiegnięciu na betonową opaskę klifu w Rozewiu, choć wiatr dalej centralnie „w mordę”. Na 6 km wspiąłem się na schody pod latarnie morską, biegłem, powoli ale biegłem (nie szedłem). Na szczycie czekał na mnie Arek, który poinformował mnie o mojej pozycji. Byłem 10. Leśna droga do Jastrzębiej pozbawiła mnie jeszcze dwóch lokat. Na zwrotce wiedziałem, że wreszcie pobiegnę z wiatrem więc przyśpieszyłem - tak jak wszyscy:). Ostatnie 5 kilometrów to próba wprowadzenia do mózgu programu pt.: „gonić”. Przed sobą (jakieś 150/200m) widziałem dwóch zawodników. Łatwo nie było – ale z każdym kilometrem delikatnie się do nich zbliżałem. Tempo podkręciłem do ok 4 min/km i na 1,5 km przed metą obu zawodników miałem w zasięgu. Z pierwszym uporałem się szybko, drugi skapitulował dopiero na ostatnich 150 metrach przed metą, gdzie podobnie jak w Podkowie Leśnej włączyłem Turbo. Bieg zakończyłem na 10 pozycji OPEN z czasem nieco ponad 1h11min. Przez większą część trasy tuż za sobą miałem motywatora Arka, który jadąc na rowerze przekazywał mi informacje dotyczące sytuacji na trasie. Na mecie SPECJAL od organizatorów, chwila odsapnięcia i losowanie nagród. Nawet coś wylosowałem:)
|
137. | 31.05.2015 | III Podkowiańska Dycha | Polska | | 10 | 535 | 00:38:08 | | 10 | 437 | 2% | 15,7 | 03:49 | | |
III Podkowiańska Dycha - [31.05.2015]
Długo decydowałem co i gdzie pobiec w ostatni dzień maja. Byłem zapisany na 10tkę na Ursusie – zmienili termin, chciałem się zapisać na 10kę w Pruszkowie lub w Podkowie Leśnej – skończyły się zapisy. Ostatecznie po wymianie mailowej z organizatorami z Podkowy zdecydowałem tam pojechać i zarejestrować się na miejscu. Nie był to tradycyjny bieg po asfalcie, ale urozmaicony bieg po kostce brukowej, asfalcie a przede wszystkim po lesie. Podkowa Leśna – widziałem ją kiedyś, z góry, podczas lotu balonem z moją żoną. Piękna miejscowość położona w lesie. Start i meta biegu zorganizowane były w Parku Miejskim, gdzie organizatorzy zrobili wielki rodzinny festyn. Na starcie stanęło ok 500 osób. Punktualnie o godz. 11 rozległ się strzał startera i ruszyliśmy. Ponieważ ustawiłem się dość wysoko – ruszyłem szybko z grupką liderów. Taki był plan. Po 500m delikatnie odpuszczając. Po 1km byłem na 8 miejscu. Wiedziałem, że tempo ze startu jest zbyt duże – nie dam rady biec 3:20min/km. Zwolniłem do około 3:50 obserwując co będzie się działo. Na 2gim kilometrze wyprzedziła nie kilkuosobowa grupka (6cio, może 7io osobowa), za którą postanowiłem się utrzymać. 3ci kilometr to „wejście w bieg”. Powoli przechodziłem do przodu. Byłem 14ty, 13ty. Na 5km trasa w lesie zaczęła wznosić się delikatnie pod górkę i złapałem lekką zadyszkę. Zadyszkę, nie kolkę – przypomniałem sobie wtedy słowa Fabio Aru, który na Giro di Italia po jednym z etapów powiedział, że wygrywa się dzięki sile psychicznej. Potem minąłem kolejnych zawodników. Na 3km przed metą dobiegłem do zawodnika biegnącego na pozycji nr 9. Twardy gość – nie dawał się. Co ja lekko do przodu – on też. Biegliśmy tak do 9km, gdzie wyprzedził nas jeden z zawodników. Wtedy zaczęła się walka o miejsce w czołowej dziesiątce. Mój rywal zaatakował na 500m przed metą. Dawał z siebie wszystko (słychać było po oddechu). Utrzymałem się kilka kroków za nim ale a gdy zorientowałem się, że już bardziej nie przyśpieszy, na 150 m przed metą - włączyłem TURBO finisz. Wtedy Mój PACE pokazał 3:11 min/km a HR 195. Na metę wpadłem 10ty! Super niespodziewany czas 38:08 i miejsce nr 2 wśród „age grouperów” M30. Forma jeszcze daje radę:)
|
136. | 17.05.2015 | I PZU Gdańsk Maraton | Polska | | 42,195 | 241 | 03:16:54 | 03:17:03 | 121 | 1809 | 7% | 12,9 | 04:40 | | |
I PZU Gdańsk Maraton - [17.05.2015]
Kolejne miasto „obsikane” :). Tak nazywam miejsca gdzie przebiegłem królewski dystans. Tym razem kolejne polskie miasto – Gdańsk. Mój wiosenny tryptyk maratoński zakończył się na 1 PZU Gdańsk Maraton (po Paryżu i Orlenie). Miał to być maraton na deser – i był. Choć w trakcie paryskiego biegania mówiłem sobie, że jak dobiegnę do mety to na wiosnę już nić więcej nie pobiegnę. W Paryżu do mety dobiegłem i potem pobiegłem Orlen a teraz Gdańsk. Weekend przed maratonem do „sportowych” nie należał. Długa piątkowa podróż na półwysep Helski (przez Ełk) i „Kite” weekend spowodował, że w niedzielę o 5:00 wstałem z niezłym kacem (nie alkoholowym). Szybkie pakowanie i droga do Gdańska gdzie byłem już przed 7:00. Odebrałem pakiet i siedząc w samochodzie czekałem na Arka, który był w bardziej komfortowej sytuacji (spał w Gdańsku). Tego dnia śniadania nie było, Arek kupił mi hot-doga na stacji benzynowej żebym nie padł na pysk. Rano zimno (wiatr), ale w odróżnieniu od wielkich maratonów, depozyty i sam start to tylko 10 min oczekiwania. Wszystko blisko, bez zbędnego chodzenia – extra. Start i Meta na terenie Amber EXPO obok stadionu Amber Arena to super miejsce do takich imprez. Na starcie spotkaliśmy Marcina Soszkę, którego poznaliśmy w Tallinie i razem ruszyliśmy do walki z trasą. Pierwsze kilometry to miła niespodzianka - bieg przez korytarz ECSu (Europejskiego Centrum Solidarności), następnie Długi Targ i Starówka a potem dłuuuuuga prosta do Sopotu. Tam Arek i Marcin oderwali się delikatnie. Ja biegłem „na czuja” – bałem się, że niesportowe życie w ostatnich dniach skutecznie da mi się we znaki. Pamiętałem, że w nogach mam już dwa maratony a także odczuwałem dziwny (delikatny) ból w prawej łydce. Biegłem poniżej swojego progu. Nie wiedziałem co będzie więc biegłem lekko, choć to „lekko” często bywało tempem 4:30 i szybciej. Wiatr cały czas w twarz, aż do 20km potem lekko z boku a potem znów w twarz (do 28go km). Czekałem na znajomy z Triathlonu Gdańskiego park Ronalda Regana. Tam było już fajnie – z wiatrem i z górki, cały czas równe tempo, choć na chwilę dopadł mnie dziwmy ból w środkowej części lewego kolana – ale tak jak szybko przyszedł, tak szybko odszedł. Na 32 km dogoniłem Marcina, który miał kłopoty ze achillesami i musiał je „reanimować”. Na 7 kilometrów przed metą wiedziałem, że maraton ukończę, widziałem już stadion, ale jeszcze do mety kawałek. Na ostatniej zawrotce (37km) przybiłem 5’ke z Arkiem, który był jakieś 500 m przede mną. Potem - 40 kilometr to wbieg na stadion, runda honorowa, wybiegnięcie i ostatni kilometr do mety. Tam wiało okrutnie. Meta w hali Amber Expo, medal, woda potem extra masaż i prysznic. To wszystko… a nie jeszcze zupa pomidorowa i małe piwo do Arka:) Ta impreza to naprawdę dobrze zorganizowany maraton. Ukończyłem go z czasem 3h16m54s na 121 miejscu OPEN. Czekam na zdjęcia od Wasyla, który był w kilku miejscach na trasie. Jeżeli organizacja imprez w Polsce będzie nadal się tak rozwijała, nie wiem co będzie za kilka lat – może SPA na mecie dla Finisherów?:)
|
135. | 10.05.2015 | Sztafeta Ekiden 2015 | Polska | | 10 | 408 | 00:39:39 | | | | | 15,1 | 03:58 | | |
Sztafeta Ekiden 2015 - [10.05.2015]
Do rywalizacji w sztafecie maratońskiej EKIDEN powróciłem po 2’óch latach przerwy. Duch biegowy we firmie się odrodził. Młodzież przejęła pałeczkę i teraz trochę jako oldboy wystartowałem w pierwszej drużynie Raiffeisen Leasing Runners. Moje dotychczasowe starty w tego typu imprezach kończyły się zróżnicowanymi czasami. Jeden najszybszy (do niedawna PB na dystansie 10km) to ok 38,5 min, reszta to już czas ponad 40 nawet 42 min. Tym razem chciałem powalczyć. Trasa w parku Szczęśliwickim czyli 3,5 km od domu zorganizowała mi rozgrzewkę (3,5 km na EKIDEN i 3,5 km po EKIDENIE). Niestety dzień wcześniej i spontaniczna impreza z grillowaniem skutecznie osłabiła moją formę. Obudziłem się z kacem – i małą motywacją do ścigania. Drużyny zawieść nie można więc doprowadziłem się do porządku i pobiegłem na start. Nie wiem czy dobrze czy źle ale padało:) Pierwsza zmiana już była na trasie. Ja startowałem jako drugi czyli klasycznie 10km. Szybkie ogarnięcie strefy zmian, co jest gdzie i już czekam na swoją kolej. Koledzy z zespołu powiedzieli, że trzeba mieć średni PACE poniżej 4min więc lekko nie będzie. Wystartowałem szybko, niesiony dopingiem, pierwszy kilometr 3:45 – wiedziałem, że to tempo nie jest na dziś. Na trasie były 4 pętle, duża ilość zakrętów oraz lekkie podbiegi i zbiegi. Tętna nie kontrolowałem – ale było wysokie. Cóż – dzień wczorajszy… 3’cie kółko było najgorsze, ale starałem się trzymać 4min/km. Na ostatnim okrążeniu wiedziałem, że wytrzymam – końcówkę przyśpieszyłem tak, że maksymalne zmierzone tętno skoczyło do 193 bps. Czas na mecie (na zmianie) to 39min 39 sec. Ufff jak dobrze, że już koniec. Koledzy z teamu także pobiegli godnie co dało 3 miejsce wśród ok 40 sztafet bankowych. W generalce zajęliśmy 29 miejsce wśród 770 sztafet. Młodzieży się jeszcze nie dałem – choć dni są chyba policzone:). Super impreza, był fan, jest puchar.
|
134. | 26.04.2015 | III Orlen Warsaw Marathon 2015 | Polska | | 42,195 | 1727 | 03:09:58 | 03:10:09 | 489 | 7358 | 7% | 13,3 | 04:30 | | |
III Orlen Warsaw Marathon 2015 - [26.04.2015]
Co za dziwna sytuacja:) Dwa główne cele PB w Maratonie plus możliwość zapisu na Boston Marathon 2016 miałem zrealizować w Paryżu. Padło na Paryż bo wiedziałem, że późniejsze maratony, w tym Orlen, dwa tygodnie później, będę biegł na zmęczeniu. Aby to zrobić musiałem pobiec szybciej niż 3h10min. W Paryżu nie zrealizowałem żadnego z celów. Dodatkowo, ten bieg odczułem okrutnie. Nie chce więcej takich doznań... Ale im bliżej biegu w Warszawie tym bardziej, z mojej głowy, wymazywałem przeżycia z Paryża. Na starcie w OMW 2015 miałem już jasno sprecyzowany cel. Biec, jak długo się da - na tzw komforcie. U mnie komfort oznacza tętno do 165 bps. W Paryżu więcej niż 165bps zegarek pokazał już na 2gim km. Teraz, w momencie przeskoku tętna na 170 miałem ocenić dystans, samopoczucie i podjąć decyzje – co dalej. Na starcie ustawiłem się „w czubie” stawki. Razem z Arkiem i Grześkiem, Marek i reszta chłopaków przeszła odrobinę dalej. Po wystrzale startera chwilę było troszkę ciasno, ale już po 500 metrach biegłem swoim rytmem z tempem (tętno < 160). Ponieważ wystartowałem wolniej niż w Paryżu, pogoda także była chłodniejsza, tętno poniżej progu utrzymywałem do ok 28km. Biegłem na planowanym „komforcie” obserwując tętno. Widziałem, że i tak biegnę szybko. Szybciej niż na 3h10m. Do 3:10 w połowie dystansu nadrabiałem nawet ok 5 min. Wiedziałem także, że zwolnię. Jak najdłużej chciałem utrzymać niskie tętno. Po 30km kiedy to zegarek pokazał >170 bps, zwolniłem i wtedy moja nadróbka zaczęła topnieć. Policzyłem, że wszystko co pobiegnę poniżej 4:45 będzie gwarantowało sukces. Niestety nie wziąłem pod uwagę faktu iż mój zegarek doliczył, do dystansu, ok 300m. Spokojnie biegłem kolejne kilometry, porównując w myślach moje zmęczenie w danym momencie do zmęczenia w Paryżu. Prawde mówiąc - nie było co porównywać. Teraz czułem się wyśmienicie:). Na 40tym km zobaczyłem, że mimo iż kilometry pokonuje szybciej niż 4:40 to na metę mogę nie zdążyć (w czasie <3h:10min). Wtedy postanowiłem powalczyć. Ile się dało przyśpieszyć – przyśpieszyłem (ale mały podbieg na moście Świętokrzyskim na wiele nie pozwolił). Potem z górki, długa prosta i skręt na stadion. Wiedziałem, że to już ostatni kilometr. Metę i zegar zobaczyłem jak pokazywał 3:09:30 (czas brutto). Ile jeszcze: 200 m? Nie wiedziałem ile mam różnicy do czasu netto. Biegłem na maksa i na mecie (brutto) zobaczyłem 3:10:09. Ale ile to jest netto? Zegarek zatrzymałem na 3:10:00… i jaki mam czas? Odebrałem medal, szybko po depozyt i w umówione miejsce czyli do namiotu masaży. Tam już czekał Arek, który pobił PB o kilkanaście sekund, a ja? Nie wiem… W końcu sms od organizatora: czas netto 3h09min58sec. Haha – udało się zejść poniżej 3h10min. Mogę zapisać się na Boston Marathon:). Marek dobiegł do mety także nie ekstremalnie zmęczony. Jego czas 3h28min31sec nie jest PB ale w jego obecnej formie pokazuje duży potencjał. Podtrzymuje stwierdzenie, że Orlen Marathon to najlepiej zorganizowany maraton w Europie. Jedno do czego się można przyczepić to trasa – nudna jak flaki z olejem. Jeżeli władze Warszawy nie pozwolą na zorganizowanie maratonu w bardziej „malowniczej” scenerii to będzie słabo. Nie chcę już biegać do Powsina przez osiedlę gdzie cieciem był Stanisław Anioł.
|
133. | 12.04.2015 | Paris Marathon 2015 | Francja | | 42,195 | 8518 | 03:10:41 | | 2145 | 40157 | 5% | 13,3 | 04:31 | | |
Paris Marathon 2015 - [12.04.2015]
Na fali sukcesów biegowych (życiówki w półmaratonie i biegu na 10km) nieoczekiwanie do głowy przyszło mi poprawienie zrobienie PB w maratonie. Wybrałem bieg w Paryżu - bo był pierwszym maratonem w moim kalendarzu biegów w 2015r. Tak naprawdę, przyszło mi do głowy, że spróbuje złamać 3h (wrrrrr) Rok temu moja głowa nie przyjęłaby takiej informacji. Na ten bieg miałem trzy plany A,B i C. Plan A to 2:59:59, plan B to target na Boston Marathon (<3:10) a plan C to PB czyli poniżej 3:10:33. Do Paryża pojechaliśmy składem z NY: Arek, Kuba i ja (gdzie wymyśliliśmy z Arkiem - Boston). Paryż miał mi dać przepustkę na Bostoński Maraton. Byłem zmotywowany, głowa przyjęła atak na 3h. Start w Paryżu to start w jednym z największych biegów maratońskich w Europie. Ten fakt spowodował, że baliśmy się tłoku na początku trasy. Nic takiego się nie stało, szerokie Champs Elysees oraz start sektorowy dały radę. Wystartowaliśmy razem z sektorem na 3h15min ale od początku bieglismy zdecydowanie szybciej. Szybko dopadliśmy grupę z pierwszym Pacemakerem na 3h15 min potem kolejnym, biegnąc równo w tempie 4:15. Po drodze minęliśmy Louwr wraz ze swoimi ogrodami, potem ogromny park a w zasadzie lasek deVincennes - wtedy było jeszcze zgodnie z planem. Połowa trasy i czas 1:29:56 - na styk, ale chyba robiłem dobrą minę do złej gry. Nie biegłem na komforcie z Wiązownej gdzie mój PACE był o ponad 15sec lepszy. Przeczuwałem, że zaraz może stać się coś niedobrego. W okolicach 26 km stało się - długi tunel i mój organizm zredukował tempo o jakieś 10sec. Zwolniłem i wiedziałem, że to nie koniec opadania z sił. Do mety jeszcze około 16km a ja słabnę. Od tego momentu zacząłem liczyć kolejne metry. Minąłem Wieżę Eifel'a, na która zerknąłem jednym okiem tak szybko, że ledwo zobaczyłem jaki ma kształt. Od 30 km to już była walka mojego organizmu z moim mózgiem. Ciągle wmawiałem sobie, że nie mogę stanąć, że jeszcze kilometr, jeszcze 500m - muszę wytrzymać. Podczas tej walki przypomniał mi się mój 2gi maraton (Poznań) i 5ty (Dębno) gdzie przeżywałem podobne historie. Ostatnie kilometry to niekończący się Lasek Buloński. Tam także nie byłem jeszcze pewien, że dobiegnę do mety. Moje tempo spadło do okolic 5:00. Od 25 km już nie myślałem o złamaniu 3h. Walczyłem aby dobiec do mety, nie dojść czy doczołgać się ale dobiec. Po raz kolejny - udało się ale z moich przedstartowych planów nie zrealizowałem żadnego. Nie złamałem 3h, nie pobiegłem lepiej niż mój PB z Warsaw Orlen Marathon 2014. Do życiowki zabrakło 7sec:) W drugiej części trasy nie walczyłem już o nią. Od 30km nie kontrolowałem czasu tylko dystans. Zapas z pierwszej części pozwolił na uzyskanie na mecie czasu 3h10min41sec. No cóż Boston musi poczekać. W tym wszystkim należy znaleźć też pozytywy - forma jest, może nie na cały maraton, ale jest. Rok temu za wynik 3:10 dałbym się pokroić. Dodatkowo mój mózg pokierował tak resztą ciała, że nie stanąłem. Przebiegłem kolejny maraton - tym razem w super miejscu. Arek ukończył bieg z czasem 3:01:34 czyli w odróżnieniu ode mnie, na drugiej połówce, stracił niecałe 2min ( ja prawie 11min). Kuba dobiegł do mety z czasem 3:54:57 i co też nie było PB. Teraz tylko 2 tygodnie regeneracji i Orlen Warsaw Marathon – co tu zrobić? To jest pytanie?...
|
132. | 29.03.2015 | 10 Połmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 6829 | 01:28:18 | 01:28:43 | 662 | 12958 | 5% | 14,3 | 04:11 | | |
10 Połmaraton Warszawski - [29.03.2015]
Dziesiąty, jubileuszowy Półmaraton Warszawski – rekord frekwencji w biegach masowych w Polsce. Zawodników na mecie – prawie 13tyś. Dla mnie to ostatni długi bieg przed startem sezonu – Maratonu w Paryżu. Dwa tygodnie do startu nie ma co szaleć, tak powiedział trener Pszczółkowski. Tak więc za jego radą, miało być, i było dość spokojnie. Na starcie dużo znajomych. Jacek, Paweł, oczywiście trenejro Pszczółek, Arek, Robert…. trzeba by długo wyliczać. Przed startem spotkaliśmy też Kolę z rodziną, który miał ambitny plan pobiec 1h30min. Dobrze się składało, bo ja chciałem właśnie tak biec. To miało być moje tempo maratońskie. Start i meta, z uwagi na spalenie się betonowego Mostu Łazienkowskiego (jedyny taki przypadek na świecie) został przeniesiony w okolice Placu Piłsudskiego. Po krótkiej rozgrzewce (Arek miał kaca więc długiej rozgrzewki być nie mogło) stanęliśmy na starcie we trzech. Dookoła nas pacemakerzy na 1:25 i 1:30 – wypatrywaliśmy znajomych ale tłum był tak wielki, że nie sposób było się odnaleźć. Po starcie tłok i tak do ok 5go kilometra. Jak na dużych światowych imprezach. Biegliśmy oczywiście lekko szybciej niż zakładane 4:15min/km. To wpływ fali nośnej:). Tempo ustabilizowaliśmy dopiero w okolicach 7go km, gdzie była zawrotka na Mokotowie. Pogoda wyśmienita – cale szczęście, że ubrałem się krótko. Kola dawał rade, od 8go km zostając jednak lekko z tyłu. My z Arkiem biegnąc za Maćkiem Dowborem, przeanalizowaliśmy całą anatomie jego biegu i doszliśmy do wniosku, że trzeba wyprzedzać. Utrzymywaliśmy stałe tempo pomiędzy 4:10 a 4:15 - biegnąć lekko. Uff, co za super sprawa biegać w takim tempie z dość dużą rezerwą. Tunel na Wisłostradzie jak zwykle spowodował, że mój zegarek (GPS) zwariował, ale nie to było dziś ważne. Biegliśmy na czas w okolicach 1h29min. Ostatnie dwa kilometry to szalony pomysł Arka aby górkę pod Konwiktorską pobiec szybciej. Tak tez zrobiliśmy – tempo skoczyło do 3:50, a ostatnie półtora kilometra nawet niżej. Arek wyprzedził mnie o 15sec na mecie. Był jednak na koniec trochę świeższy (to pewnie przez wygraną walkę z kacem). Dobry bieg, dobra atmosfera, dobra pogoda, dobre wyniki – Kola dobiegł w okolicach 1:36 czyli na drugiej połówce stracił 6-7 min, ważne że zrobił PB. Reszta chłopaków także zadowolona. Na mecie spotkanie ze znajomymi – o dziwo i Kwidon’ek się także pojawił. Ogólnie fajna impreza, to mój 6ty start w Warszawie na tym dystansie i zarazem najszybszy, choć w zamyśle był jednak tylko szybszym treningiem.
|
131. | 22.03.2015 | SzybkoPoWoli 2015 - etap. 1 | Polska | | 10 | 133 | | 00:38:49 | 16 | 154 | 10% | 15,5 | 03:53 | | |
SzybkoPoWoli 2015 - etap. 1 - [22.03.2015]
To mój lokalny bieg. Chodź na Woli już nie mieszkamy, to jednak sentyment (i nadal niezbyt duża odległość od domu) sprawiają, że Park Szymańskiego czy Park Moczydło często trafiają na mapę mojego biegania. Rok temu, z różnych przyczyn, ani razu nie dotarłem na start biegu organizowanego przez Janka Golenia o ciekawej nazwie „SzybkoPoWoli”. Jest to cykl 5ciu biegów w Parku Szymańskiego, gdzie zawodnicy mają do pokonania 4ry pętle (po 2,5km każda). Łącznie 10km po fajnej trasie. Z uwagi na niezaplanowaną niedzielę postanowiłem sprawdzić trasę i wystartować w pierwszym biegu cyklu. W ten weekend pogoda była piękna – słonecznie, chodź sobotę od niedzieli różniła znaczna różnica temperatur. W sobotę +10 st.C a w dzień startu w niedziele okolice 0 st.C. Na starcie spotkałem Artura Pszczółkowskiego, który wraca na trasy biegowe. Po krótkiej rozgrzewce byliśmy gotowi do startu. Jak zwykle na starcie, do przodu pobiegła ok 20 osobowa grupka szybszych biegaczy. Ja zacząłem 3:40 min/km, i o dziwo czułem komfort. Mniej więcej połowa okrążenia była pod wiatr, który tego dnia dawał się znacząco we znaki. Długa prosta wzdłuż fontann sprawiała, że musiałem walczyć aby PACE nie wzrastał powyżej 4:00 min/km. Pierwsze 2,5 kółka nieźle, bez problemów, potem lekka kolka i zadyszka, ale na ostatnim kilometrze już, z powrotem, dobrze, Imprezę zakończyłem z czasem lekko poniżej 39 min na 16 miejscu OPEN. Od startu do mety kontrolowałem tempo oraz stawkę przede mną i za mną. Po za samym startem nikt mnie nie wyprzedził – ja natomiast kilka osób „połknąłem”.
|
130. | 14.03.2015 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 6 | Polska | | 9,3 | 532 | | 00:45:40 | 93 | 310 | 30% | 12,2 | 04:55 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 6 - [14.03.2015]
Wycieczka po medal, wycieczką po KOMa a ostatecznie lajtowy bieg ze skręconym stawem skokowym. Tak można podsumować ostatni bieg w Falenicy (nie zaliczany do cyklu). Pojechałem zaatakować czas Arka zrobiony na falenickiej pętli czyli jedno kółko na maxa a reszta „jak się da”. Start jak zwykle z ostatnią grupą i ambitny pierwszy kilometr w tempie 4:09. Niestety po 3cim podbiegu zwichnąłem kostkę (winny: falenicki korzeń). W tym momencie mój szybki bieg się skończył. Zwolniłem do 5:10 cały czas odciążając lewą nogę, która na zbiegach dość mocno bolała. Na szczęście nie było to duże zwichnięcie – dobiegłem do mety z czasem powyżej 45min, co w tegorocznym cyklu było moim najgorszym osiągnięciem ale porównując do lat poprzednich – prawie najlepszym. Tegoroczna Falenica znacząco wpłynęła na moją formę. Zyciówki w półmaratonie i 10km to m.innymi jej zasługa. Najlepszy czas, który jest moim falenickim PB to 42min pozwolił na zakończenie cyklu na miejscu 77 [OPEN] i 17 [M35]. Falenica rządzi – ale ceremonia nagradzania zwycięzców i rozdawania medali okropna – organizatorzy muszą ten temat przemyśleć (mnie cierpliwości nie wystarczyło – medal odebrał mi Jarek).
|
129. | 08.03.2015 | VIII Bieg Kazików - Radom | Polska | | 10 | 555 | 00:37:14 | | 63 | 1009 | 6% | 16,1 | 03:43 | | |
VIII Bieg Kazików - Radom - [08.03.2015]
Kolejne mury padły:) Po życiówce w półmaratonie (tydzień temu) przyszedł czas na policzenie się z PB na 10km (życiówka z 2009r). Dobrze się złożyło bo przy okazji biegu Kazików w Radomiu mogłem odwiedzić Ostrowiec. Nastawienie było bojowe – choć od połowy tygodnia męczyła mnie jakaś „menda” żołądkowa. Nawet zastanawiałem się czy szybki bieg w Radomiu wchodzi w rachubę. Ale co tam – forma jest więc trzeba biec. Dodatkowej motywacji dodała mi informacja, że w tym biegu ma wystartować wielu znajomych z Ostrowca (wśród nich także Marek). Do Radomia zabraliśmy Kolę, który, na poważnie, wziął się za sport:) Myśli nawet o Tri… Radomski Bieg Kazików miał w tym roku ósmą odsłonę i został poprowadzony na 5km pętli w samym centrum Radomia. Od samego startu pobiegłem mocno, nawet początkowo poniżej 3:30 (ale było lekko z góry). Chłopaków z Ostrowca zostawiłem za plecami, aby nie musieć kombinować na finiszu. Dość szybko „peleton” się rozjechał a mnie, od mniej więcej 3go km, przypadło biec z małą grupką, gdzie 3 dziewczyny walczyły o podium. Trasa w Radomiu była pofałdowana z dużą ilością zakrętów. Początek pętli z górki a końcówka pod górkę. Cały czas walczyłem, lekko zwalniając w końcówce biegu. Wielkiej kolki nie było (była delikatna). Do 9km trzymałem się mojej grupki, ale pod koniec musiałem uznać wyższość dziewczyn:) Niemniej jednak czas na mecie wielce satysfakcjonujący: 37min 14sec – to moja nowa życiówka w biegu na 10km. Dało to średnie tempo – poniżej 3:45. Miejsce w klasyfikacji generalnej: 63 a w mojej grupie wiekowej (M30): 21. Super bieg przy super pogodzie w fajnej (jak na Radom) scenerii.
|
128. | 01.03.2015 | XXXV Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 599 | 01:24:05 | | 69 | 1043 | 7% | 15,1 | 03:59 | | |
XXXV Wiązowna Półmaraton - [01.03.2015]
Yeeeah:) Wreszcie padł. Długo wytrzymał ale skapitulował. Chodzi oczywiście o mój Personal Best w półmaratonie. W maju 2009r podczas mojego 4go półmaratonu pobiegłem 1h 26min 36sec (mBank Półmaraton w Łodzi). Od tamtego czasu upłynęło duuużo czasu (doszło kolejnych 28 półmaratonów). Przez te prawie 6 lat nawet nie zbliżyłem się do życiówki z Łodzi. Najbliżej, aczkolwiek daleko, byłem na mecie Półmaratonu Warszawskiego z 2013r. Teraz w Wiązownej wystartowałem po raz 7. Start tam to dobre rozpoczęcie sezonu – choć w tym roku (z powodu braku zimy) sezon otworzyłem zdecydowanie wcześniej. Po raz pierwszy miałem plan – powalczyć z leciwym PB. Dodatkowo, starty w Falenicy i na Kabatach mówiły mi, że forma jest. Pytanie tylko: czy to forma na 21km czy tylko na 10km?. Start w gronie znajomych i dużej reprezentacji Gapmont Running Team (Marek, Paweł, Jacek i Arek, który po kawałku swojej osoby odsprzedał do różnych klubów) oraz paru znajomych z biegania i pracy. Moje przygotowanie do biegu prawie perfekcyjne (jak na mnie). Nawet mój Suunciak dostał specjalną aplikacje, którą napisałem, dzień wcześniej, aby „mówił” mi jak daleko jestem od 1h26m. Przed startem krótka rozgrzewka, ale bez przesady. Miałem w planie biec „negative split” zaczynając od ok 4:10 a kończąc na 4:05. Plany te wzięły „w łeb”. Zaraz po starcie Arek przedarł się do przodu i spowodował, że mój pierwszy kilometr biegłem z tempem 3:55. Widziałem to ale moje tempo wydało mi się dość komfortowe. Chyba moja strefa komfortu się przesunęła:) Arka widziałem cały czas - jakieś 100 m z przodu. Postanowiłem, że gram VaBanque. Nie zwolniłem do 4:10. Biegłem pomiędzy 3:55 a 4:00. Piąty kilometr – wszystko super, nie ma nawet kolki (próbowała – ale odpuściła, wiedziała chyba, że dziś na mnie nie ma mocnych). Na 10 kilometrze i na nawrotce nadal przewaga Arka była podobna (max 150 m). Wtedy oceniłem swoje samopoczucie – jako dobre. W tym roku Wiązowna była dość ciepła 7 st. C i prawie bez wiatru. Prawie bo pierwsza połowa lekko pod wiatr (i pod górkę), druga z wiatrem i z górki. Warunki optymalne. Po 10 tym kilometrze widziałem wszystkich znajomych, którzy byli za mną i okrzykiem dopingowali mnie go walki. Biegłem równo – cały czas na zegarku tempo oscylowało pomiędzy 3:55 a 4:05. Czułem się świetnie. Piętnasty kilometr z czasem poniżej 1h to także moje PB na 15km (do tej pory 1h03min – wywalczone w Bełchatowie). Do mety silnik pracował optymalnie. Co prawda Arek mi uciekł bo w drugiej części biegu znacznie przyśpieszył, ale to nie było ważne. Ważne było to, że 2km przed metą mój zegarek (z moją aplikacją) ciągle pokazywał -1:51 co oznaczało, że jestem prawie 2min szybszy od zakładanego czasu 1h:26min. Na metę wpadłem z uśmiechem i czasem 1h 24min 05sec – co dało 69 miejsce OPEN (i co najważniejsze PB pobity o około dwie i pół min). Na koniec dodam (bo co tu jeszcze pisać), że wynik w mojej głowie podkręcił trenejro Pszczółek, który na starcie przypomniał mi, że jego PB jest lekko powyżej 1h25min. Vivat Wiązowna - Arek i paru znajomych także poprawili swoje życiówki, a Arek zajął 2 miejsce w kategorii dziennikarzy:).
|
127. | 21.02.2015 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 5 | Polska | | 9,3 | 532 | | 00:42:00 | 53 | 461 | 11% | 13,3 | 04:31 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 5 - [21.02.2015]
Na koniec punktowanej Falenicy znowu PB na tej trasie. Wprawdzie został jeszcze jeden etap „niepunktowany” to już mogę powiedzieć, że był to mój trzeci (2013, 2014 i 2015) i zarazem najlepszy start w falenickim bieganiu. Cały cykl ukończyłem na 77m. [OPEN] i na 17m. [G10 35]. Rok temu było… dużo dalej. Ale teraz o samym starcie. Warunki, jak zwykle w tym roku, bardziej wiosenne niż zimowe – frekwencja dość wysoka. Nawet Arek i Wojtek się wybrali. Nie powiem, była lekka napinka. Arek wydmy dawno nie biegał, a na pewno chciał pobiec szybko. Na tyle szybko aby zdobyć KOMa (STRAVA). Ja z Pawłem żadnych segmentów nie planowaliśmy, ale przynamniej ja zamierzałem powalczyć na całej trasie. Arek wystartował mocno i na pierwszej pętli odjechał mi jakieś 300m. Segment zdobył, ale kosztowało go to tym, że w połowie drugiego okrążenia zobaczył coś, czego dawno nie widział:) Moje plecy. Trasa była niezła, twarda – stworzona pod moje Adidasy. Jak zwykle na początku drugiego okrążenia – kolka, która mnie trochę spowolniła – odpuściła na ostatnim okrążeniu. Po trasie było jeszcze krótkie spotkanie z Kubą i Wojtkiem, którzy wystartowali z wcześniejszą grupą. Ostatnie kółko to walka o utrzymanie tempa. Dużo ludzi na trasie, jak zwykle spowodowało, że kilka dobrych sekund straciłem na szukaniu optymalnej ścieżki w tłumie. Na mecie znalazłem się z czasem równo 42 min co dało mi 52 miejsce OPEN. Arek półtorej minuty później (no cóż – chciał mieć KOMa to go ma).
|
126. | 14.02.2015 | GP Warszawy 2015 - Kabaty (bieg 1) | Polska | | 10 | 821 | | 00:39:01 | 37 | 406 | 9% | 15,4 | 03:54 | | |
GP Warszawy 2015 - Kabaty (bieg 1) - [14.02.2015]
Po kilku latach powrót na GrandPrix Warszawy. Katalizatorem był bieg Mikołajkowy (rozgrywany na dokładnie tej samej trasie) gdzie pobiegłem tak szybko, że sędziowie nie zdążyli dobrze zanotować czasu:) czego wynikiem było dodanie mi ok 40 sekund. W ten weekend postanowiłem przetestować moją formę oraz trasę raz jeszcze. Pogoda była wymarzona, choć niestety mróz w nocy i odwilż (słońce) w dzień spowodowały, że szczególnie pierwsza i ostatnia część trasy była niezłym bagnem. Kolejne kilometry, w lesie kabackim, przeplatały się błotem i ślizgawką, ale już nie było tak źle jak na początku. Ruszyłem z nastawieniem do walki. Od początku biegłem lekko poniżej 4min/km. Czasem ktoś mnie wyprzedzał, czasem ja kogoś:) Biegłem dość równo, bez kolki (podkreślam) – utrzymując stały dystans do mojego wypatrzonego na starcie rywala (kiedyś mnie ogrywał), ale teraz w kilku biegach jest lekko za mną. Taki to mój „nieznajomy” przeciwnik. W tym biegu także przegrał ale do ok. 6go km biegł 50-100 metrów przede mną. Ostatnie kilometry należały do mnie. Odstawiłem go na jakieś 50sec. Do mety dobiegłem w czasie 39min 01sec co jest b.dobrym wynikiem jak na początek sezonu. Miejsce 37 OPEN daje satysfakcje i może sprawi, że na Kabaty jeszcze w tym roku wrócę.
|
125. | 07.02.2015 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 4 | Polska | | 9,3 | 532 | | 00:42:35 | 85 | 517 | 16% | 13,1 | 04:35 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 4 - [07.02.2015]
Czwarty, z rzędu, start na falenickiej wydmie przyniósł kolejna życiówkę (i to o ponad pół minuty). Faktycznie, w tym roku trenuje i nie daje się infekcjom co widać w wynikach. Rok temu 4ty etap Falenicy biegłem lekko poniżej 47min a teraz poniżej 43min. Tym razem (wreszcie) było delikatnie biało, a co ważniejsze bardziej twardo. Tak bardziej twardo, ale bardziej ślisko. Na śnieżną ślizgawkę moje Adidasy są bezkonkurencyjne. Już tradycyjne, w tym roku, wystartowałem z ostatnią grupą – co pewnie ma jakiś negatywny wpływ na wynik, choćby z faktu ciągłego wyprzedzania. Wystartowałem całkiem żwawo:) na tyle, że już pod koniec pierwszego okrążenia dopadła mnie „falenicka żmija” czyli kolka, która towarzyszy mi od początku sezonu. Odpuściła na drugim okrążeniu, ale spowodowała, że ostatnie dwa podbiegi robiłem na oparach. Cały czas myślałem, aby poprawić czas z drugiego etapu i zbliżyć się do czasów z 1ego oraz 3ego etapu. Udało się to z nawiązką. Choć w czasie biegu wydawało mi się to niemożliwe. Pobiegłem poniżej 43 min. Wow – fajnie. Nowa życiówka w Falenicy to 42:35 co dało (odległe) miejsce 85 na 517 startujących. W generalce oczywiście spadłem 66 (OPEN), 14 (G10 M35). Patrząc na rok poprzedni – to i tak mega awans.
|
124. | 24.01.2015 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 3 | Polska | | 9,3 | 532 | | 00:43:12 | 67 | 452 | 15% | 12,9 | 04:39 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 3 - [24.01.2015]
Nic nowego o Falenickiej Wydmie nie napiszę – temat został wyczerpany. Wiadomo, wszystko super, moja forma także. To był mój dotychczas najszybszy bieg na tej trasie. Niestety mój kompan, ostatnich startów – kolka, odezwała się znowu. No nic, chyba już potrafię sobie z nią radzić. Ten start w Falenicy, jak i dwa poprzednie nie przypominał biegania zimowego – raczej jesienne lub wiosenne. Czekam na śnieg i lód:). W wynikach, jak nigdy wcześniej – w całym cyklu G10 OPEN miejsce 37 a w G10 M35 miejsce 7. Niestety, wiadomo, że sytuacja się zmieni… Już czekam na następny start i na Mikołaja:)
|
123. | 10.01.2015 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 2 | Polska | | 9,3 | 532 | | 00:43:42 | 93 | 617 | 15% | 12,8 | 04:42 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 2 - [10.01.2015]
Tym razem tak lekko nie było, choć nie było też bardzo ciężko. Chyba to wpływ alkoholizacji dzień wcześniej:) Tak czy inaczej było fajnie, mimo odwilży i opadów deszczu trasa był tylko trochę gorsza od grudniowej. Mój numer pozwala na start w 3’ej grupie więc od samego początku miałem ciężko. Prawdopodobnie biegnąc optymalną ścieżką, startując z pierwszą grupą, zaoszczędziłbym kilka cennych sekund bym. No nic, wyprzedzanie po piachu pod górę też ma swoje zalety – szczególnie treningowe. Tym razem biegaczy na starcie było mnóstwo (chyba rekord frekwencji) i spowodowało to, że cały mój bieg, od samego początku do końca, był walką także z wolniejszymi zawodnikami. Jacek, Paweł i Jarek zostali z tyłu a ja pogoniłem za Kubą, który startował w pierwszej grupie. Dogoniłem go gdzieś w połowie dystansu. Dwa razy próbowała mnie „kolka” ale po chwili odpuszczała. Adidasy Kanadia TR4 miały teraz co robić. Grząskie podłoże wspaniale się z nimi komponowało. Czas na mecie to 43:42 czyli prawie 30 sec gorzej niż ostatnio. Dało to 92 pozycję wśród 608 uczestników. Jest walka, w końcu ma być PB w generalce:)
|
122. | 13.12.2014 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 1 | Polska | | 9,3 | 532 | | 00:43:15 | 68 | 587 | 12% | 12,9 | 04:39 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2015 - etap. 1 - [13.12.2014]
Wreszcie kolejna Falenica. Czekałem na ten cykl cały rok. Ostatnie biegi pokazują, że z formą nie jest najgorzej więc mój zamiar na ten bieg był prosty „powalczyć”. Oczywiście walka miała być wirtualna z moim najlepszym czasem na tej trasie. Śniegu nie było, około 7 st. C więc dość optymalnie. Najlepszy mój czas na tej trasie to lekko poniżej 45 min. Zwyczajowo do Falenicy pojechaliśmy z Jarkiem i Pawłem. Zmiany regulaminu spowodowały, że otrzymałem numer startowy uprawniający mnie do startu w ostatniej 3’ej grupie zawodników biegnących 10km. Trudno, trzeba było przyjechać wcześnie to i numer startowy byłby inny. Ale nie ma co… najwyżej będę wyprzedzał. I tak się stało, cała trasa usłana była biegaczami, a ich wyprzedzanie robił mi wielką frajdę. Biegłem dosyć szybko, mój Polar pokazywał PACE poniżej 5 min/km. Kurcze lubię tą wydmę, choć na drugim zbiegu prawie skręciłem kostkę. Dogoniłem biegaczy z zielonymi i niebieskimi numerami – kolki, o dziwo nie było. Dwa pierwsze okrążenia naprawdę nieźle, ostatnie już troszkę gorzej – ale z rezerwa na szybki finisz. Do mety dotarłem z czasem 43:15 co jest o półtorej minuty lepiej od mojego PB w Falenicy. Wow – coś tu jeszcze mam do zrobienia. Wracam za miesiąc.
|
121. | 06.12.2014 | Bieg Mikołajkowy - Kabaty | Polska | | 10 | 92 | | 00:40:00 | 21 | 397 | 5% | 15,0 | 04:00 | | |
Bieg Mikołajkowy - Kabaty - [06.12.2014]
Miał być, klasycznie, Półmaraton Św Mikołajów w Toruniu ale mój organizm powiedział, że choć jeden dzień w tygodniu musi się wyspać więc półmaraton poszedł w zapomnienie. Z jednej strony szkoda bo była to już pewnego rodzaju tradycja, z drugiej nie – bo miałem okazję dzień wcześniej w sobotę pobiec Bieg Mikołajkowy na Kabatach. Możliwość startu dostałem od Martyny, która, z powodu kontuzji, musiała zrezygnować. Na Kabatach, na dokładnie, tej samej trasie startowałem kilka lat temu i dobrze wspominam tamten bieg. Było cieplej bo nie był to bieg Mikołajkowy tylko jeden z Biegów GP Warszawy. Teraz zimno (około 0 st. C), choć jak na szybkie zawody – dość komfortowo. Wystartowałem z czołówką, która mnie szybko pozostawiła w tyle. Kobiety wystartowały 5 min wcześniej więc od 2go kilometra zaczął się delikatny tłok na trasie. Biegłem dość szybko dochodząc kolejnych zawodników, którzy po szybkim starcie słabli. W okolicach 7go km doszedłem zawodnika, którego goniłem od początku biegu i w tym samym momencie mnie dogoniła 3 osobowa grupa biegaczy. Postanowiłem się utrzymać, ale lekko nie było. Wyczuwałem nierówne tempo, co chwila ktoś miał ochotę na atak:) Wytrzymałem do 9go km i tam zaatakowałem ja. Przyśpieszyłem i szybko zrobiłem ok 50m przewagę na grupą. Na ostatnich metrach był max, na plecach usłyszałem zbliżającego się zawodnika ale do końca nie odpuściłem. W wynikach jestem na 21 miejscu open (ex aequo z zawodnikiem, który mnie gonił). Czas z wyników to równo 40 min. Niestety to nie jest prawda. Mój zegarek pokazał 39min 20sek, na metę nie wpadłem równo z żadnym zawodnikiem (mierzony czas: tylko brutto). Dodatkowo na zdjęciach z biegu widać, że obaj z moim konkurentem dotarliśmy do mety pomiędzy zawodnikiem na pozycji 12 i 13 w wynikach czyli w okolicach 39 min i paru sekund. Puki co moje odwołanie u sędziego nic nie dało (cisza w eterze). Poza wynikami – bieg super. No i barszcz czerwony z uszkami na mecie….
|
120. | 22.11.2014 | 9 Bieg Entre.pl | Polska | | 10 | 170 | 00:40:16 | 00:40:16 | 24 | 223 | 11% | 14,9 | 04:02 | | |
9 Bieg Entre.pl - [22.11.2014]
Bieg Entre.pl rozgrywany od 2’uch sezonów na warszawskim Moczydle zawsze jest w moim kalendarzu. Głownie z uwagi na lokalizacje ale i sentyment. Tym razem trasa taka jak w roku ubiegłym czyli trzy pętle w skład których wchodziła lubiana przeze mnie górka w parku Moczydło. W tym roku na starcie stanęło kilku znajomych i to spowodowało, że zamiast lekkiego treningu był porządny bieg. Trasa urozmaicona, asfalt, kostka, trawa, żwir – słowem wszystko co bieg trialowy powinien posiadać. Po starcie, znając trasę biegłem na 80%, wiedziałem, że będzie ciężko. Od początku 50m z przodu biegł jeden z moich znajomych i to spowodowało, że jak zwykle załączył mi się program: gonić. Na pierwszej pętli dystans utrzymywałem, potem zacząłem lekko niwelować stratę. Udało mi się to połowie dystansu. Po wyprzedzeniu kolegi odezwała się moja (ostatnio częsta) kolka. Nie nawiedzę jej. Myślałem tylko o tym aby mocno nie zwolnić. Od połowy trasy wyprzedziło mnie 3ech zawodników, ja jednego. Na ostatnich dwóch kilometrach kolka lekko odpuściła a ja biegłem na 100%. Uało się, do mety dobiegłem na 24tym miejscu (3ci w M35) niewyprzedzony przez nikogo ze znajomych. Wynik mnie zadziwił. Tylko parę sekund gorzej niż na Biegu Niepodległości gdzie trasa była zdecydowanie szybsza. Czy to wina niedomierzonego dystansu? Czy fakt, że lubie trasy interwałowe i góry. Muszę to sprawdzić.
|
119. | 11.11.2014 | XXVI Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 6522 | 00:40:14 | | 468 | 12295 | 4% | 14,9 | 04:01 | | |
XXVI Bieg Niepodległości - [11.11.2014]
Kolejny Klasyk – Bieg Niepodległości, który w moim kalendarzu znajduje się od dłuższego czasu (6ty start), czwarty na tej samej trasie. W tym roku to bieg na totalnym braku przygotowania, moje treningi to moje starty w zawodach. Tydzień po maratonie, jetlagu i lekko przeziębiony – pomyślałem, że może pobije życiówkę:) No może zbliżę się do 38min 59 sec. Nie często biegam 10km, a dwa ostatnie biegi na 5km były obiecujące. Taki szaleńczy plan miałem. Na starcie znów z Arkiem – chyba starty razem to nasze przeznaczenie. Pomyślałem, że się z nim utrzymam. Niestety utrzymałem się ale tylko 1,5km – potem już było gorzej. Biegłem równo, lekko poniżej 4 min na km ale niestety to nie dało oczekiwanego wyniku. W połowie dystansu widziałem na zegarku 19:30 więc nie było źle… potem musiałem zwolnić, chociaż zegarek zaczął pokazywać PACE poniżej 4 min. Biegło mi się słabo – maszyna więcej nie wykręcała. Biegłem na złamanie 40min. Jeszcze km przed metą sprawdziłem zegarek i było na styk. Ostatni kilometr wycisnąłem maxa – niestety PACE 3:55 nie wystarczył. Na mecie uzyskałem czas 00:40:14 – wszystko przez 100 dodatkowych metrów, które pokazał mój zegarek i tym mnie oszukał. Zwale na niego:) Chociaż wiem, że na nic więcej nie zasłużyłem. Miała być życiówka (choć w nią nie wierzyłem)… i była bo na tej trasie w tym biegu i w tym terminie był to mój najlepszy czas… Ale do PB daleko.
|
118. | 08.11.2014 | Avail Heroes of the Island | USA | | 5,7 | 66 | | 00:21:32 | 2 | 69 | 3% | 15,9 | 03:47 | | |
Avail Heroes of the Island - [08.11.2014]
Ostatni dzień w NY i jeszcze jeden bieg:) Sprawdzając zawody w intrenecie wpadliśmy na pomysł zarejestrowania się na 5km bieg na wyspie Roosvelt Island w NY. Był to bieg charytatywny w którym wystartowało ok 70 zawodników a w zasadzie zawodniczek – bo była ich większość. Bieg w fajnej scenerii, na wyspie, gdzie trzeba było dotrzeć kolejką linową tuż obok mostu Queensboro. Na starcie niewielu rywali, ale chęć konkurowania ogromna:). Od startu biegliśmy we 4ech, ale po małym problemie z trasą (gdzie ona jest) na czoło wyszedł jeden rywal z Ameryki:), szybko poradził sobie z nim Arek, na 3cim km wyprzedziłem go też i ja. Biegłem szybko, kontrolując rywala za plecami. Na 200 m przed metą mój rywal postanowił sprawdzić siebie (i mnie) w sprincie. Nie dałem się, do ostatniego metra biegnąc na maxa, utrzymałem 2gie miejsce. Arek był pierwszy a Kuba „zaraz za podium” – bo zgubił trasę i ochota do biegu go opuściła. W zasadzie bieg miał 3 mile a nie 5km – może powinien mieć 5km, ale miał więcej – taka to Amerykańska fantazja:) Fajnie było pobiegać ostatniego dnia w NY – ciekawe kiedy tam wrócę…
|
117. | 02.11.2014 | New York City Marathon 2014 | USA | | 42,195 | 6377 | 03:29:13 | | 4085 | 50564 | 8% | 12,1 | 04:57 | | |
New York City Marathon 2014 - [02.11.2014]
Kilka lat czekania i stało sie:) Pierwszy maraton poza Europą. Pierwszy i największy na świecie - New York City Marathon. Kiedyś nawet nie była to sfera marzeń, teraz, stało się rzeczywistością. Jestem Finisherem NYCM. A jak to się zaczęło? Poprostu pomysł. W 2011 roku, razem z Arkiem Recławem, zapisaliśmy sie pierwszy raz na loterie, która miała dać nam możliwość startu w NY. Niestety jak to loteria - nie dała. Trochę na otarcie łez zarejestrowaliśmy sie na Maraton w Atrenach. Potem rok 2012 tez brak powodzenia, 2013 także, aż w końcu po 3'ech nieudanych losowaniach mieliśmy Guarantee Entry w 2014. Dodatkowo, w tym roku wylosowany został także Kuba Gierczak i razem w trójkę mieliśmy możliwość stanięcia na starcie NYCM. Już sama wyprawa do NY to dużo emocji. Przyleciałem w piątek - Helloween, Ameryka oszalała ma punkcie przebierania:). W sobotę odwiedziliśmy EXPO, odebraliśmy pakiety startowe i wróciliśmy na Greenpoint gdzie gościła nas ciocia Arka. Ja cały czas miałem w głowie piosenkę Kazika:) Natalia w Brookilinie. Greenpoint, Greenpiont jest wieliki na wieki... Jak to tradycyjnie przed maratonem z Arkiem, zupełnie nie biegowo - kilka piw potem spać. Pobudka o 5tej, taksówka już czekała aby zabrać nas na dolny Manhattan - Whitehall Ferry. Promem z Manhattanu na Staten Island, piękny widok na WorldTrade Center One. Dalej z portu autobusem do miasteczka przy moście Verezzano. W tym miejscu trzeba powiedzieć, ze pogoda spłatała nam niesamowitego figla. Huraganowy wiatr, który wiał z północy na południe powodował, że odczuwalna temperatura nie pozwalała na komfortowe oczekiwanie na start. Wszyscy ubrani w stare swetry, od cioci, do wyrzucenia, czekaliśmy w Wave1 na start. Wreszcie ruszyliśmy na most, hymn USA, napinka przedstartowa i strzał startera. Biegniemy, nasz Wave biegł po dolnej jezdni Verezzano. Wiało tak strasznie, że ja jedna ręką trzymałem numer startowy a drugą czapkę. Po pierwszym kilometrze myślałem tylko o jednym: czy to będzie pierwszy maraton, którego nie ukończę? Zimno i wietrznie...całe szczęście, ze za mostem było zdecydowanie lepiej. Nie komfortowo, bo wiatr w porywach zatrzymywał nas skutecznie. Biegłem z Arkiem, Kuba z tyłu walczył o życiówkę, my nie. Trasa prowadziła przez Brooklyn, mnóstwo kibiców, zespołów, takiej atmosfery nie doznałem w żadnym europejskim biegu. Ameryka:) biegliśmy równo i dość szybko z PACE ok 4:40, porzebiegliśmy przez Greenpoint, gdzie ogromna grupa Polaków kibicowała swoim rodakom, to było przeżycie I wielka wrzzawa gdy wypatrzyli orzełka na mojej koszulce. Nie da sie opisać:) Potem mostem na Queens. Wtedy dopadła mnie kolka, ostatnio często tak mam ale na krótszych biegach. Nie mogłem sobie z nią poradzić przez dłuższy czas. Wtedy znacznie zwolniliśmy. Całkowicie rozbroił mnie długi most Queensborough, a następnie długa First Avenue, cała pod wiatr. Wiedziałem, że biegu nie oddam, nie walczyłem o czas wiec chociaż tu miałem komfort. Do samego końca biegliśmy z Arkiem, krótka zawijką na Bronx'ie i potem prosto do Central Parku. Ostatnie kilometry to już euforia mety... Co tam sie dzieje!!!... Kibice, którzy są na całej trasie robią niewyobrażalną robotę. Na metę wpadliśmy z czasem 03:29:13, szczęśliwi jak... dzieci:) odebraliśmy medal, recovery pack, nasz depozyt i poszliśmy do umówionej knajpy UnoChicago Grill - celebrować zwycięstwo:). To był najtrudniejszy maraton z moich płaskich maratonów. Wiatr, zimno, zmęczenie, jetlag oraz co by nie mowić moja końcówka sezonu, nie dały pobiec szybciej. Choć gdyby nie kolka, która mi towarzyszyła pewnie pare minut zaoszczędzilibyśmy. Ale nie oto chodziło, NYCM to wydarzenie, które jest warte przeżycia nawet bez dodatkowych bonusów w postaci życiówek lub extra czasów. Biegiem w tym mieście trzeba sie delektować z każdym metrem trasy. Setki okrzyków 'good job', 'looking good' powodują, że nie ma mowy o braku motywacji. Następnego dnia wróciliśmy do CentralParku na Celebration Monday. Kupiliśmy New York Times i wygrawerowalismy medal. Cały Nowy Jork chyba biegł maraton. Wszędzie biegacze z medalami. Maraton ukończyło ok 50tys biegaczy:) ciekawe kiedy ta maraton-mania sie skończy. Oby nigdy. Teraz gdy to pisze jedziemy Geeyhound'em z Atlantic City do Washingtonu i planujemy kolejny start:)
|
116. | 19.10.2014 | I Bieg Instytutu Lotnictwa | Polska | | 5 | 367 | 00:19:04 | 00:19:04 | 20 | 331 | 6% | 15,7 | 03:49 | | |
I Bieg Instytutu Lotnictwa - [19.10.2014]
Od jakiegoś czasu spragniony byłem startu na 5km. Na fali dobrych wyników biegowych, bez większego treningu, chciałem się sprawdzić w szybkim biegu. Wybór, dość spontanicznie padł na Pierwszy bieg Instytutu Lotnictwa. Trasa przy lotnisku w Warszawie, alejkami Instytutu Lotnictwa, super – widok lądujących i startujących samolotów, na wyciągnięcie ręki. Nie była to trasa do bicia rekordów, głównie z uwagi na ilość zakrętów. Na jedne pętli (1670m) było ok 21 skrętów! Czad. Wystartowałem z czołówką i biegłem z Pace lekko poniżej 4ech minut. Na trasie wyprzedziłem jedną osobę a wyprzedziło mnie 3. Finalnie, nie dało się mocniej, ukończyłem na 20tym miejscu OPEN. Bieg zorganizowany wzorowo – medale, koszulka, parking, woda, owoce no i sceneria – wszystko świetne. Dla mnie to pierwszy bieg (od kilku lat) gdy mój zegarek zanotował max tętno równe 194 uderzenia serca. Ciekawe, ale to wina całkowitego braku szybkich, krótkich treningów. Generalnie czas 19m 4 sek daje mi informacje, że jak się przygotuje to 18 czy nawet 17 min jest w zasięgu.
|
115. | 12.10.2014 | MosirGutwinRun 2014 - etap 6 (10,5km) | Polska | | 10,548 | 493 | | 00:43:01 | 3 | 30 | 10% | 14,7 | 04:05 | | |
MosirGutwinRun 2014 - etap 6 (10,5km) - [12.10.2014]
W tym roku cykl MosirGutwinRun zacząłem kiedy się kończył:). Wystartowałem tylko w ostatnim cyklu. Teraz inaczej niż rok temu – do wyboru dwa dystanse (5,2 km oraz 10,5 km), trasa także inna. Wystartowałem w obu. Pierwszy bieg na ok 5km, jak zwykle w lesie, po terenie. Zacząłem szybko z ekipa młodzików. Po 1 km grupa zaczęła mi nieznacznie odjeżdżać. Biegłem w tempie poniżej 4 min/1 km czyli jak na mnie dość szybko. Cały czas kontrolowałem dystans i czas aby na mecie zameldować się w okolicach 20 min. Tak się stało, mój czas 20:17 i 5te miejsce. Drugi bieg to już inna bajka, było wiele rywalizujących zawodników w grupach wiekowych. Ja walczyłem o nic. Plan był taki aby podciągnąć Marka w okolice 44min, obrona drugiego miejsca w M40. Finalnie nie udało się, Marek miał długa przerwę treningową i w M40 spadł na 3 miejsce (też pudło). Pierwszy km biegliśmy razem – potem, widząc oddalającą się grupkę rywali postanowiłem ich dogonić i trochę zwolnić ich tempo, taki plan chytrus:). To też się nie udało:) Dogoniłem ich, w tej grupie także była rywalizacja – Kola, który walczył o podium musiał zyskać 30 sec nad przeciwnikiem. Plan miał prosty – do 5km razem a potem próba ucieczki. Przykleiłem się do niego i próbowałem pomóc. Przyśpieszyliśmy o kilka sekund na km, ale czujny Paweł Wosiek urwać się nie dał. Na 7km nasze tempo zaczęło delikatnie spadać, więc ja wymyśliłem sobie kolejny cel. Dogonić zawodnika „w zielonej koszulce”. Jak zdecydowałem tak zrobiłem. Dogoniłem go 1,5 km przed metą, chwilę „powiozłem” się na jego plecach, ale potem pobiegłem do przodu. Na ostatnich metrach przyśpieszyłem tak, że na mecie wypracowałem ok 100m przewagi nad wyprzedzonym i znacznie zbliżyłem się do kolejnego rywala. Na metę wpadłem z 3cim czasem. Generalnie, fajna impreza, pierwszy raz biegłem dwa szybkie biegi jednego dnia. Może w przyszłym roku uda się zaliczyć cały cykl.
|
114. | 12.10.2014 | MosirGutwinRun 2014 - etap 6 (5,3km) | Polska | | 5,274 | 493 | | 00:20:17 | 5 | 50 | 10% | 15,6 | 03:51 | | |
MosirGutwinRun 2014 - etap 6 (5,3km) - [12.10.2014]
W tym roku cykl MosirGutwinRun zacząłem kiedy się kończył:). Wystartowałem tylko w ostatnim cyklu. Teraz inaczej niż rok temu – do wyboru dwa dystanse (5,2 km oraz 10,5 km), trasa także inna. Wystartowałem w obu. Pierwszy bieg na ok 5km, jak zwykle w lesie, po terenie. Zacząłem szybko z ekipa młodzików. Po 1 km grupa zaczęła mi nieznacznie odjeżdżać. Biegłem w tempie poniżej 4 min/1 km czyli jak na mnie dość szybko. Cały czas kontrolowałem dystans i czas aby na mecie zameldować się w okolicach 20 min. Tak się stało, mój czas 20:17 i 5te miejsce. Drugi bieg to już inna bajka, było wiele rywalizujących zawodników w grupach wiekowych. Ja walczyłem o nic. Plan był taki aby podciągnąć Marka w okolice 44min, obrona drugiego miejsca w M40. Finalnie nie udało się, Marek miał długa przerwę treningową i w M40 spadł na 3 miejsce (też pudło). Pierwszy km biegliśmy razem – potem, widząc oddalającą się grupkę rywali postanowiłem ich dogonić i trochę zwolnić ich tempo, taki plan chytrus:). To też się nie udało:) Dogoniłem ich, w tej grupie także była rywalizacja – Kola, który walczył o podium musiał zyskać 30 sec nad przeciwnikiem. Plan miał prosty – do 5km razem a potem próba ucieczki. Przykleiłem się do niego i próbowałem pomóc. Przyśpieszyliśmy o kilka sekund na km, ale czujny Paweł Wosiek urwać się nie dał. Na 7km nasze tempo zaczęło delikatnie spadać, więc ja wymyśliłem sobie kolejny cel. Dogonić zawodnika „w zielonej koszulce”. Jak zdecydowałem tak zrobiłem. Dogoniłem go 1,5 km przed metą, chwilę „powiozłem” się na jego plecach, ale potem pobiegłem do przodu. Na ostatnich metrach przyśpieszyłem tak, że na mecie wypracowałem ok 100m przewagi nad wyprzedzonym i znacznie zbliżyłem się do kolejnego rywala. Na metę wpadłem z 3cim czasem. Generalnie, fajna impreza, pierwszy raz biegłem dwa szybkie biegi jednego dnia. Może w przyszłym roku uda się zaliczyć cały cykl.
|
113. | 05.09.2014 | Biegnij Warszawo 2014 | Polska | | 10 | 9100 | 00:39:32 | 00:39:56 | 124 | 8873 | 1% | 15,2 | 03:57 | | |
Biegnij Warszawo 2014 - [05.09.2014]
Długo zastanawiałem się czy wystartować, 10km za 80pln?, może trzeba odpocząć?… myślałem. Decyzja była trzyetapowa, zarejestrowałem się, odebrałem pakiet – a ostatecznie zdecydowałem o starcie. Decyzja zapadła przeddzień biegu, gdy byłem na imprezie firmowej, która kończyła się rano w niedziele (dzień biegu). Dałem rade wstać rano, wrócić z hotelu Narvil do domu, chwila z rodziną i potem szybko na bieg. Na starcie byłem o czasie, a że samochód zostawiłem ok 1,5 km od startu – przeprowadziłem, wyjątkowo (jak na mnie) rozgrzewkę biegową. Na starcie spotkałem kumpli, którzy mieli cele: życiówka, 40min, etc… Ja celu nie miałem. Mało biegam, a jak już to długie biegi więc 10km było dystansem średnim, do którego przygotowany nie byłem. Dla mnie to szybki bieg. Wystartowaliśmy, pobiegłem za kolegą, który deklarował 40min, ale w tłumie szybko się zgubiliśmy. Biegłem równo, o dziwo poniżej 4 min na 1km. Myślałem, dobra, pobiegnę tak ile dam rady, potem zwolnię. Do 5go km był jak zwykle tłok, potem zrobiło się przyjemnie. Podbieg na Spacerowej mnie nie ruszył, wyprzedzałem całe tłumy. Potem już luźno, dobiegłem do dwóch (nieźle biegnących) dziewczyn i wyprzedziłem je. Jedna odpuściła, a druga pobiegła za mną. To był potrzebny motywator, bo akurat poczułem lekką kolkę (ostatnio często mi się zdarza). Biegłem z pace ok 3:50 czując na plecach oddech jednej z dziewczyn. Na 8km wiedziałem, że będzie dobry wynik, nie zwalniałem tym bardziej, ze ostatni km to długi zbieg. Na owym zbiegu kolejna kolka – tym razem już na nią nie zważałem. Biegłem szybko ale dziewczyny (obie) mnie wyprzedziły:), choć tylko w czasach brutto. Na metę wpadłem z czasem poniżej 40 min, co mnie bardzo ucieszyło, bo był to 3’ci mój rezultat, a ostatni raz poniżej 40min pobiegłem 10km w 2011r. Bieg jak zwykle fajny, choć nie warty 80pln wpisowego.
|
112. | 28.09.2014 | 36 Maraton Warszawski | Polska | | 42,195 | 7865 | 03:27:06 | 03:29:00 | 818 | 6675 | 12% | 12,2 | 04:54 | | |
36 Maraton Warszawski - [28.09.2014]
Maraton Warszawski zawsze biorę pod uwagę. Jest pod koniec września (super pogoda do biegania), no i jest w Warszawie. Tym razem nie planowałem szybkiego startu, trzy tygodnie po ultra to zdecydowanie zbyt mało (dla mnie) aby myśleć o dobrych czasach. Wystartowałem bo chciałem ocenić moją formę na długim dystansie, przy umiarkowanym tempie. Planowałem 3:30 lub 3:45, choć znając siebie pierwszy cel był bliższy. Wiem, że coś może się stać i spowodować, że pobiegnę szybciej niż planowałem. Aby tak się nie stało, na starcie szukałem znajomych, którzy mieli podobne cele. Szukałem i znalazłem. Trzech kolegów z Ostrowca i dwóch z pracy. Okazało się, że rozpiętość wyników mieści się pomiędzy 3:15 (za szybko), a 3:45 (może być). Stanąłem razem z Pawłem, Rafałem i Tomkiem. Cel 3:30, to mi się podoba – PACE w okolicach 4:57 (chyba). Wystartowaliśmy, szybciej:) niż zakładaliśmy (PACE 4:50). Wszystko super, dla mnie tempo wyśmienite, choć od 10go kilometra czułem dyskomfort w nogach. Odezwało się 7 Dolin:). Ultra na dystansie 100km nadwyrężyło moje ścięgna i stawy, teraz to czułem. To na pewno duży minus ultra biegów, ale wielkim plusem był upgrade głowy. Teraz 42km nie wyglądało strasznie. Pierwszy raz czułem, że to nie jest daleko. Maraton jak zwykle zrobiony perfekcyjnie, dużo wody, bananów, etc… Trasa znana, wielokrotnie pokonywana, tym razem z lekką (chyba) modyfikacją na Ursynowie. Do 24go km biegliśmy razem w czwórkę, żartując, opowiadając anegdoty. Utrzymywaliśmy tempo. Potem, było ciut gorzej. Agrafka w Wilanowie dała możliwość oceny kto jest przed nami. Szybko zobaczyliśmy Pawła z targetem na 3:15, który był jakieś 6/7 min przed nami (3:15 mu odjeżdżało). Ponieważ nasze tempo spadało a ja czułem się dobrze, uknułem plan, którego chciałem uniknąć. Znalazłem cel – dogonić Pawła. Przyspieszyłem o jakieś 10sec. Szybko odszedłem od grupy, potem okazało się, że drugi Paweł też przyśpieszył, dogonił mnie ale potem lekko odpuścił. Biegło mi się dobrze, choć z coraz większym bólem nóg. Kilometry mijały szybko (szybciej niż na innych maratonach). Na 39 km dodatkowo zmotywowali mnie kibice (Arek, Paweł i Artek). Łyk wody od Arka z bidonu i ostatnie 2,5 km do mety. Wyprzedzałem lawinowo:) Dobrze działa to na psychikę, inni nie mogą a ty możesz. Ostatnie metry i meta na Narodowym. Uff, jestem. Pawła nie dogoniłem, brakło 2 min 9 sec, ale i tak satysfakcja ogromna. Sprawdziłem się, nieoczekiwanie negative split (1:44:03 do 1:43:03 obie połówki) wyszedł mi całkiem fajnie. Target 3:30 zrealizowany z prawie 3min zapasem. Na mecie masaż, spotkanie z towarzyszami przygody i do domu. Kolejny maraton przebiegnięty.
|
111. | 06.09.2014 | Ultramaraton 7 Dolin (100 km) | Polska | | 100 | 671 | | 15:32:31 | 283 | 501 | 56% | 6,4 | 09:20 | | |
Ultramaraton 7 Dolin (100 km) - [06.09.2014]
Stało się:) wreszcie posmakowałem finiszu na Krynickim deptaku. To moje drugie podejście do Ultramaratonu w górach czyli biegu 7 Dolin. 100 km trasa Beskidu Sądeckiego to wyzwanie, które może powodować strach przed bólem, może ale nie musi. Rok temu przed startem miałem wielkie obawy, w tym roku kompletnie nie. Pomyślałem, że strach i tak mi nic nie da bo przecież…. no właśnie co? Zawsze mogę skończyć wcześniej? Choć podświadomie czułem, że dam rade. Rok temu popełniłem błędy (buty, zbyt szybkie tempo na początku, braki w odżywianiu), w tym roku wyciągnąłem wnioski. Nowe buty, opanowanie, IBUPROM na trasie, zawsze pełny Camelbak, Cola, kabanosy… wszystko działało na moją głowę. Nie myślałem nawet o dość ważnym fakcie braku kilometrów na treningu. W roku ubiegłym, przed owym startem, przebiegłem ok 1000km (średnio 110 miesięcznie). W ty o 30% mniej czyli 670km (75 miesięcznie). Pewnie dla niektórych to warunek dyskwalifikujący. Start do biegu w nocy o 3:00, pobudka przed 2gą, chyba nie spałem. Idziemy na start Arek, Paweł i ja. Razem z nami kilku szaleńców ale już na deptaku przy starcie widzimy tłumy. Oddaliśmy torby na przepaki, szybkie zdjęcie i go…. Zaczęło się tak szybko, że nawet nie podwinąłem moich opasek kompresyjnych – wisiały na kostkach aż do Czarnego Potoku. Na Jaworzynę biegliśmy z Arkiem (Paweł startował 20min później bo do przebiegnięcia miał 36km). Potem się rozdzieliliśmy, tzn. Arek pobiegł szybciej. Do Hali Łabowskiej było ciemno, pełna koncentracja i wpatrywanie się w oświetlony punkt na drodze, który zapewniała czołówka. Cały czas myślałem aby nie upaść (jak rok temu). Dodatkowo obserwowałem zachowanie moich stóp, które także rok temu dostały niezły wycisk już w tym miejscu. Tym razem nowe Brooksy Pure Grip spisywały się fenomenalnie do samego końca. Techniczny zbieg do Rytra pokonałem zadziwiająco dobrze. Doświadczenie, spowodowało, że wyprzedzałem. Rytro, most i pierwsze oznaki zbliżającego się skurczu w łydce (z przodu). Udało się je opanować i pierwszy przepak (36km) osiągnąłem bez większych problemów. Na przepaku kabanos i cola, ten zestaw był przygotowany i nieźle się sprawdził. Szczególnie - cola. Na przepaku spotkałem zawodnika, z którym mijaliśmy się na zbiegu wielokrotnie (kurcze nie znam numeru). Razem też ruszyliśmy dalej. Teraz wyrypa do schroniska „Przehyba” – oj biec się nie da. Miejscami lekki trucht ale głównie wspinaczka. Było na tyle stromo, że „załączyłem” moje wspomagające kijki i całkiem sprawnie wdrapałem się do schroniska. Mój towarzysz został lekko z tyłu, ale dołączył do schroniska wtedy gdy ja już dostatecznie dobrze wypełniłem się pomarańczami, które obok mnie kroiła dziewczyna z obsługi. Dawno nie wciągnąłem tylu pomarańczy:) Z „Przchyby” ruszyliśmy po ok 15min, a że tam jest „agrafka” widzieliśmy zawodników, którzy z wyczekiwaniem wypatrują „pit-stopu”. Po kilku kilometrach, mój towarzysz znów „odpadł”, kurcze w łydkach spowolniły go znacznie. Dalej pomknąłem sam. Radziejowa, Eliaszówka i zbieg do Piwnicznej, który rok temu załatwił mnie dokumentnie, w tym roku wydawały się zdecydowanie łatwiejsze. Wody nie zabrakło – ale widok wiader z wodą (w tym samym miejscu co rok temu) wywołał duży uśmiech na mojej twarzy. Woda u tych gospodarzy smakuje wyśmienicie. Dwa kubki i w drogę. Piwniczna i przepak w innym miejscu niż rok temu przywitały mnie dużym tłumem biegaczy. Większość z nich już kończyła – ja nie. O dziwo w Piwnicznej spotykam siedzącego na ziemi Arka, który całkowicie nie miał ochoty kontynuować przygody. Namawiam go – ale bez skutecznie. W piwnicznej zmiana skarpetek, „obiad” pogawędka z Arkiem i naprzód. Od teraz ma zacząć się hardcore. Faktycznie strome podejścia w pełnym słońcu robią swoje – ale woda w plecaku ratuje życie. Chyba zażyty IBUPROM też. Nogi niosą, choć bieg to żaden. Większość podejścia. Truchtam na płaskim i szybciej na zbiegach. Gdzie ta Łomnica? Wreszcie jest, jeszcze jedna górka i będzie asfalt do Wierchomli. Zbieg do Wierchomli poszedł nieźle, choć „czwórki” paliły okrutnie. Chyba przyzwyczaiłem się do tego bólu – bo biegłem. Na asfalcie, po lekkim odpoczynku w szybkim marszu – zmusiłem się do biegu. Wyprzedziłem parę osób, czułem się jak na 78 km całkiem dobrze. Myślę, że nie było różnicy w odczuwaniu zmęczenia od 50km. Dyskomfort wszedł w faze „boli” – ale na tyle nie drastyczną, że „ściany” nie doznałem. Na trasie do Wierchomli po raz kolejny spotkałem mojego znajomego z Rytra, który tym razem odpoczywał na trawce:). Wyprzedził mnie na przepaku w Piwnicznej. Spotkałem go jeszcze raz w Wierchomli ale wtedy ja przepak opuszczałem a on do niego dobiegał. To było nasze ostatnie spotkanie. Teraz miało się zacząć najgorsze - podejście po trasie narciarskiej w Wierchomli. Znałem te miejsca i wiedziałem co mnie czeka. Całe szczęście, że słońce odpuściło, ale nadciągnęła burza. Deszczu z niej wiele nie było, przynajmniej na stoku, ale pioruny mnie lekko zdeprymowały. W połowie podejścia znowu dopadły lekkie przepowiednie skurczy, na szczęście „porozmawiałem” z nimi i odpuściły. Drogę do Szczawnika znałem jak własną kieszeń. Jaworzynka, polana z bacówką i zbieg po nartostradzie. Ten zbieg do przyjemnych nie należał. Dużo kamieni i stromo. Na szczęście do Szczawnika dotarłem w jednym kawałku bez „wywrotek”. Długi marsz do bacówki „nad Wierchomlą” – tam chyba nikt nie biegł. Ja też nie. Te 3km odpoczywałem. Maszerowałem ale szybko. Padał lekki deszczyk, tak do samego schroniska. Po drodze przypominałem sobie jak fajnie byłoby zjeżdżać tędy na rowerze, jak wielokrotnie czyniłem. Czekałem najpierw na „mostek”, potem „domek”, potem składowisko drewna – wszystkie te miejsca pamiętałem doskonale. Wrzeście skręt w lewo i już niedaleko do „pit-stopu”. Bacówka nad Wierchomlą to ostatni punkt 12km przed metą. Wiedziałem, że limit 17 godzin mi nie zagraża, ale postanowiłem postarać się o 15h a nie 16h. Rok temu limit był 16h więc kiepsko byłoby dobiec, mieszcząc się w tegorocznym limicie natomiast przekraczając ubiegły. Na punkcie byłem maksymalnie 5 minut. Droga na Runek była już mokra, deszcze zrobiły swoje. Szybko się tam wdrapałem i zacząłem zbieg do Krynicy. Na tej trasie moje Brooksy dostały najbardziej. Błoto weszło wszędzie. A tak naprawdę to ja wielokrotnie wszedłem w błoto. Tej drogi nie znałem, ale jak dotarłem do wyciągów narciarskich w Słotwinach wiedziałem, że jestem blisko. Ścieżką przez las potem przeszkoda w postaci 200 m powalonych drzew (na 98 km to niezłe wyzwanie) i już słyszałem muzykę i spikera z mety. Wreszcie koniec lasu, Poczta w Krynicy i zbieg na deptak. Chyba już mnie nic nie bolało. Euforia pełna. Kto ukończył to wie co to znaczy samotnie pokonać 300 metrów deptaka przy skandujących i bijących brawo kibicach. Na metę wpadłem szczęśliwy z czasem 15h32min. Spiker wyczytał moje imię i nazwisko oraz dodał pamiętne zdanie „synuś portki sobie uwalałeś” – Miał rację. Dalej co było jest nie ważne i mało interesujące. Przygoda skończyła się po przebiegnięciu mety. Zrobiłem coś wielkiego – dla siebie:) Czas 15:32:31, miejsce 283 na 501, którzy ukończyli w limicie.
|
110. | 10.08.2014 | Herbalife Triathlon Gdynia (IM 70.3) - Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 332 | 01:50:18 | | 441 | 1317 | 33% | 11,5 | 05:14 | | |
Herbalife Triathlon Gdynia (IM 70.3) - Półmaraton - [10.08.2014]
Drugi Halfironman w Gdyni to impreza, na którą długo czekałem. Po pierwsze, bardzo wkręciłem lub wpływałem się w triathlon a po drugie to super impreza. Jak w roku poprzednim dzień przed startem pojawiłem się w strefie zmian i zostawiłem rower. Potem lekki melanż na półwyspie i rano razem z Arkiem sunęliśmy na start. Na starcie zawodników więcej niż rok temu wiec i spodziewana pralka większa. Stresu związanego z pływaniem już nie było, mój „potwór z głębin” już się nie pojawił, pojawili się natomiast inni zawodnicy, którzy płynąc wszystkimi stylami byle nie kraulem, skutecznie utrudniali mi życie. Pływanie to był koszmar… Chaos jaki panował w wodzie był olbrzymi. Dopiero na ostatnich metrach zrobiło się luźniej. W przyszłym roku ustawie się z przodu. Mam dość „żabkowiczów”. W wodzie straciłem (prawie) okulary i kilkukrotnie czepek. Organizatorzy nawet zafundowali 50m płyciznę, gdzie można było stąpać po dnie:) Taki dowcip z ich strony. Rower przewidywalnie, choć 8 min lepiej niż w roku poprzednim. Pewnie to zasługa pozycji czasowej, którą zapewnił mi mój stary/nowy CUBE. Lemondka, siodełko i sztyca FF pochyliły mnie znacząco. Na końcówce trasy rowerowej (w tym roku dwie duże pętle) zacząłem mieć lekkie problemy z żołądkiem, które towarzyszyły mi przez połowę biegu. W T2 sikanie pod krzakiem nie pomogło:) ale dołożyło mi z 20 sec. Bieg zacząłem szybko, ale po pierwszym kilometrze zwolniłem do ok 5:15. Ból brzucha nie dał mi szybciej biec. Cztery pętle nie zmęczyły mnie tak jak rok temu - było lepiej. Gdyby ból przeszedł wcześniej pewnie byłoby super.W zakładanym tempie ok 4:50 biegłem na ostatnich 4ech kilometrach. Meta i „piątka” z Łukaszem Grassem, który jak przed rokiem komentował zawody z linii mety. Sierpień przyszłego roku też pod znakiem Gdyni, ale teraz pod szyldem IronMan70.3 Gdynia. Satysfakcja z ukończenia kolejnego triathlonu na dystansie długim z czasem: 5h35m45s (734 miejsce na 1317 skalsyfikowanych). Moje Czasy: pływanie 00:42:27/1064 | T1 00:06:56/1072 | rower 02:52:47/960 | T2 00:03:17/980 | bieg 01:50:18/441
|
109. | 26.07.2014 | VI Półmaraton Ziemi Puckiej | Polska | | 21,0975 | 190 | 01:34:12 | 01:34:19 | 79 | 569 | 14% | 13,4 | 04:28 | | |
VI Półmaraton Ziemi Puckiej - [26.07.2014]
Kolejny półmaraton nad morzem. IV Półmaraton Ziemi Puckiej to impreza, którą bardzo lubię. Po pierwsze jest w wakacje, po drugie nad zatoką pucką, po trzecie ma super urozmaiconą trasę. Rok temu potraktowałem go jako dobry trening przed triathlonem w Gdyni – w tym roku zrobiłem tak samo. Nie będę pisał o organizacji, trasie i atmosferze bo o tym już pisałem rok temu. Napisze o moim cierpieniu na ostatnich 5ciu kilometrach. Generalnie bieg pobiegłem dobrze – nawet szybko jak na Puck. Tempem z pierwszych 15km oscylowałem w okolicach 1h:32min. Skończyło się na 1:34 bo koszmarna kolka dorwała mnie i ni cholery nie chciała opuścić. Dawno nie byłem tak zgięty:) Na trasie byłem razem z Michałem Kucharskim z Gdańska i Pawłem Wośkiem z Ostrowca – Michał utrzymał temp na ostatnich kilometrach i dołożył mi około półtorej minuty. Rok temu byłby daleko za mną – postęp zrobił ogromny. Ja, mimo kolki, dałem rade dobiec do mety i o dziwo pobiegłem lepiej niż rok temu na tej samej trasie:). Ciekawe czy to dobry prognostyk przed Gdynią.
|
108. | 19.07.2014 | Triathlon Gdańsk - d.1/4 IM | Polska | | 10,55 | 274 | 00:46:00 | | 61 | 408 | 15% | 13,8 | 04:22 | | |
Triathlon Gdańsk - d.1/4 IM - [19.07.2014]
Na triathlon w Gdański wybrałem się ponieważ był niedaleko:). Niedaleko od Chałup a tam właśnie spędzałem wakacje. Dystans 1/4 IM czyli 950swim,45bike,10,55run był super okazją do testu mojej wytrzymałości ogólnej oraz nowej „czasowej” pozycji na rowerze. Pływanie w okolicach mola w Gdańsku Brzezinach było… przewidywalne. Nic poza ogromnym tłokiem na pierwszej boi mnie nie zdziwiło. Mój czas także. Ważne, że nie miałem żadnego „deep blue fear”, który czasami dopada mnie podczas pływania w wodach otwartych. Potem szybka T1 i rower. 4ry pętle w okolicach PGE Areny z duża ilością zakrętów i dziur w asfalcie szybko zweryfikował słabe przykręcenie mojej lemondki. Na 20tym kilometrze czyli 142 dziurze w asfalcie moja kierownica nie wyglądała profesjonalnie, zresztą jak i moja pozycja, lekko skrzywiona w lewą stronę. Szczęśliwie dotarłem do T2 i tam już było lepiej. Wyprostowałem się. 2 pętle biegu po parku im. Ronalda Regana w upale nie były straszne do około 6go km. Potem upał dał mi się we znaki i już bardzo chciałem wbiec na metę. Stało się to po około 2h32 min. Ogólnie impreza b.udana, dużo kibiców i piękna sceneria. Trochę zabrakło jedzenia na trasie. Szczególnie na biegu coś bym przekąsił bo czułem, że tracę siły. Meta usytułowana na gdańskim molo zachęcała do kąpieli w morzu. Może tu jeszcze wrócę. Zawody ukończyłem z czasem 02:32:48 i 103 miejsce na 408 zawodników. Miejsce, oczywiście zawdzięczam tylko i wyłącznie biegowi, który ukończyłem z 61 czasem. Moje Czasy: pływanie 00:21:06/212 | T1 00:02:49 | rower 01:21:31/135 | T2 00:01:29 | bieg 00:46:00/61
|
107. | 08.06.2014 | BEKO Ełk Triathlon 2014 - d.olimpijski | Polska | | 10 | 413 | 00:46:08 | | 42 | 216 | 19% | 13,0 | 04:37 | | |
BEKO Ełk Triathlon 2014 - d.olimpijski - [08.06.2014]
Ełk Triatlon – powtórka. Po ubiegłorocznych, nieukończonych zawodach w Ełku, przyszedł czas na powtórkę. Rok temu jezioro Ełckie postanowiło, że wpłynie na moją psychikę i nie pozwoli mi przepłynąć 1500m. Po ok 1/3 dystansu musiałem się poddać. W tym roku miało być inaczej. Z jednej strony było, bo zawody ukończyłem ale część pływanie znowu delikatnie mnie zdenerwowała. Mniej więcej w tym samym momencie znowu stres i brak możliwości wypuszczania powietrza pod wodą. Na szczęcie tak jak szybko przyszło, tak szybko udało mi się sytuacje opanować. Okazało się jednak, że straciłem kurs i płynę zupełnie w inną stronę. Szybko się pozbierałem dotarłem do boi nawrotowej, w drugiej części było już zupełnie dobrze. Potem strefa zmian, lekkie problemy z błędnikiem, szukanie okularów i jazda rowerem. Nie przygotowałem rzeczy w strefie zmian więc szukanie zajmowało trochę czasu. Rower początkowo dobry, potem dała o sobie znać woda z jeziora, którą połknąłem, ale ogólnie nie było źle. Trasa rowerowa w Ełku to (7 pętli po centrum) 40km interwałów. Dodatkowo wiatr, który znacznie spowalniał. Wiedziałem, że Ci którzy wyprzedzają mnie na rowerze powinni mieć się na baczności podczas biegu. Tak tez było bieg to sama przyjemność. Na dystansie olimpijskim (1500/40/10) jest 10km biegu. Nie jest to dystans, który robi na mnie wrażenie. Biegłem od początku w granicach 4:30 min/km. Bardzo dużą radość sprawiało mi wyprzedzanie kolejnych zawodników. Biegłem lekko i równo. Trasa wzdłuż promenady jeziora (3 pętle) – pięknie. Na trasie rowerowej i biegowej kibicowała mi Sylwia z Oskarem. To był dodatkowy motywator. Oskarowi chyba nawet triathlon się bardzo spodobał:) Na metę wbiegłem z czasem 02:39:02 i 106 miejsce na 220 zawodników. Miejsce zawdzięczam tylko i wyłącznie biegowi, który ukończyłem z 42 czasem. Moje Czasy: pływanie 00:27:38/176 | T1 00:03:42/182 | rower 01:20:04/122 | T2 00:01:29/158 | bieg 00:46:09/42
|
106. | 11.05.2014 | 20 Praga Marathon | Czechy | | 42,195 | 2272 | 03:22:50 | 03:25:16 | 775 | 6038 | 13% | 12,5 | 04:48 | | |
20 Praga Marathon - [11.05.2014]
Kolejny „wyjazdowy” maraton zaplanowałem w Pradze. Weekend w stolicy Czech na pewno nie będzie nudny. I nie był. Polecieliśmy większą ekipą, co gwarantowało dobrą zabawę przed i po maratońską. Mój brat: Marek, Jacek i Paweł nastawieni byli na bicie rekordów życiowych. Ja nie. Po niespodziewaniej życiówce w Orlen Marathon – w Pradze miałem taktykę, biec z Markiem czyli na złamanie 3:30. Pakiety odebrane, niedziela rano start. Ładna pogoda – na bieganie jak znalazł. Start na Starym Mieście potem praktycznie wzdłuż Wełtawy po jednej i po drugiej stronie. Trasa w większości po asfalcie, miejscami po kostce brukowej. Nie były to dwie duże pętle, ale trasa na niektórych odcinkach przebiegała tak samo. Szczególnie demotywujące było to, że na 4tym kilometrze był też 34. Kilka razy też trasa zawijała i można było obserwować biegaczy z tyłu. Właśnie w ten sposób widzieliśmy 3razy Pawła. Na 20tym kilometrze dodatkowe chłodzenie zaserwował lekki deszczyk. Biegło mi się ciężko (brak świeżości), choć biegliśmy w tempie 4:40, czasami lekko szybciej. Od około 15go kilometra zacząłem czuć ból obu ścięgien Achillesa. Tak miałem już do końca, czasem ból był silniejszy, czasem słabszy. Marek biegł równo i świeżo. Na połówce nawet chciał przyspieszyć, ale ja nie za bardzo:). Myślałem o ostatnich kilometrach i ewentualnej kontuzji. Do 30 km było ciężko, potem chyba z racji coraz mniejszego dystansu do mety biegłem już mniej zestresowany. Ostatnie kilometry to jak zwykle walka aby utrzymać tempo. Nie straciliśmy wiele. Na metę przybiegliśmy razem z czasem 3h 22min 50sec. W tym biegu miałem na luzie być zającem ale zupełnie tak nie było. Nie wiem czy gdyby nie Marek, który poprawił żywciówkę o ponad 7min, to czy utrzymałbym takie tempo – chyba nie. Paweł i Jacek dotarli do mety w podobnych do siebie czasach. Jacek z niezłą życiówką. Paweł z doświadczeniami i koniecznością zmian w treningu. Po biegu wszyscy razem celebrowaliśmy wyniki w praskim barze Domecek:) Praga ma dobrze zorganizowany Maraton, jedyny minus to konieczność spaceru do strefy zmian po ukończeniu biegu. Na finiszu maratonu nawet kilkaset metrów może przysporzyć sporo problemów.
|
105. | 02.05.2014 | X Półmaraton Węgorza - Węgorzewo | Polska | | 21,0975 | 256 | 01:29:43 | 01:30:03 | 55 | 378 | 15% | 14,1 | 04:15 | | |
X Półmaraton Węgorza - Węgorzewo - [02.05.2014]
Weekend majowy w tym roku zaplanowaliśmy na mazurach w Ełku. Weekend był długi więc jak zwykle sprawdziłem co „biegowego” będzie działo się w okolicach. Szybka decyzja i zapisałem się na 10tą edycję Półmaratonu Węgorza w Węgorzewie. Moja mapa biegów nie jest bardzo bogata w tych okolicach więc ucieszyłem się, że przyjdzie mi przebiec tuz obok wielkich jezior mazurskich. Już sam start był nietuzinkowy:) Honorowy start i pętla na rynku w Węgorzewie potem do autokaru aby udać się do Sztynortu, gdzie usytuowany był start półmaratonu. Trasa przebiegała po malowniczej drodze biegnącej przy jeziorach: Dargin, Kirsajty, Mamry, Harsz, Święcajty. Sam start spod pałacu w Sztynorcie vis a vis mariny jachtowej. Autokary przywiozły biegaczy ok półtorej godziny przed startem więc mogłem nacieszyć się okolicą mariny oraz znaną w środowisku żeglarzy knajpą Zęza. Tutaj w mojej głowie rozegrałą się wojna pomiędzy pływaniem, bieganiem i piwem:) Wygrał bieg. Na starcie stanęło ok 400 osób w tym, jak się okazało 2’óch znajomych z pracy. Mój zamiar był prosty – nie zmęczyć się bardzo (za tydzień maraton) a fakt iż trasa płaska nie jest skutecznie wybił mi z głowy atak na życiówkę. Pogoda tego dnia była „biegowa” nie za ciepło, nie za zimno tylko ten porywisty wiatr, który wiał prosto w twarz - delikatnie przeszkadzał. Wystartowałem spokojnie i do 7go kilometra biegłem z kumplem z pracy, który, w odróżnieniu ode mnie porywał się na Personal Best. Biegliśmy na około 1:35. Taki czas mnie satysfakcjonował. Od 7go km zostałem sam i przyśpieszyłem. Biegło mi się dobrze z PACE około 4:05-4:10. Piękne widoki i bardzo rozciągnięty „peleton” spowodował, że postanowiłem wyprzedzać. Łykałem biegaczy jeden po drugim, tak mniej więcej do 18go km. Po drodze pokonując dość długi podbieg do Węgorzewa. Końcówka, czyli ostatnie 2 km to zbieg i płasko do mety. Wiedziałem, że będę gdzieś na granicy 1:30, co po pierwszych wolnych kilometrach, dawało super wynik. Tak się skończyło – na mecie 1:29:43. Myślę, że gdyby nie wiatr, podbiegi i moje początkowe nastawienie na 1:35 bez walki, wynik mógłby oscylować w okolicach PB. X Półmaraton Węgorza to impreza udana, lokalna, z bardzo malowniczą trasą. Może nie na bicie rekordów, ale turystycznie godna polecenia.
|
104. | 13.04.2014 | II Orlen Warsaw Marathon | Polska | | 42,195 | 1687 | 03:10:33 | 03:11:11 | 403 | 5814 | 7% | 13,3 | 04:31 | | |
II Orlen Warsaw Marathon - [13.04.2014]
Orlen Warsaw Marathon podejście drugie. Drugie bo pierwszego nie ukończyłem zupełnie jak Henryk Szost. Różnica między nami była tylko taka, że on skończył w okolicach 30km a ja nawet nie stanąłem na starcie. Dzień przed zawodami, odbierając numer startowy doznałem kontuzji pleców i ostry ból skutecznie odebrał mi możliwość startu. W tym roku miało być inaczej. Myślałem, że pobiegnę ale raczej spokojnie szlifując spóźniającą się formę na start w Pradze. Mój plan został lekko zweryfikowany po dwóch startach na dystansach o połowę krótszych w Wiązownej i Warszawie. Tam poszło mi całkiem nieźle i to bez większego zmęczenia. Weryfikacja planu polegała na tym iż w Orlen Maratonie zaplanowałem sobie 10cio kilometrowy odcinek testowy. Jak po 10tce będzie dobrze to biegnę szybko i walczę, a jak będzie średnio – to zwalniam (tak do tempa w okolicach 3:30). W tym roku odebrałem pakiet startowy także w sobote (mając w pamięci ubiegły rok – nie robiłem gwałtownych skłonów). Całość miasteczka biegowego budziła podziw. Orlen to jednak profesjonaliści. Dla kontrastu - wystawcy na EXPO przeciętni:) W dzień startu – kolejką SKM na stadion (przebieżka na stacje bo mało czasu) i razem z chłopakami (Pawłem i Jackiem) na start. Tam spotkaliśmy Arka, który rok temu na Orlen’ie złamał 3h. Szybkie przebieranie – szukanie plastrów i na start. Ile tu ludzi. Bieg na 10km przyciągnął chyba z pół polskiego świata biegowego. Wystartowałem ze strefy 3h-3:30h gdzieś koło Pacemakera na 3:15. Pogoda wymarzona, atmosfera wspaniała. Biegłem na tętnie ok 160 co dawało mi komfortowe warunki do biegu a w połączeniu z tempem około 4:28 sugerowało dobry wynik. Każdy kilometr upływał szybko, podbieg na ul. Idzikowskiego też mnie nie ruszył. Dalej do półmetka w Powsinie – jest dobrze. 25 i 30km zacząłem analizować co będzie gdy utrzymam tempo. Prognozowany wynik był bardzo dobry w okolicach 3:09, 3:10. Wiedziałem, że gdzieś poczuje, że to maraton. Tak się tez stało na 38km, jednak nie było to nic strasznego ale komfort biegu się zmniejszył. Było to tak blisko mety, że specjalnie się tym nie przejąłem. Wyprzedzałem biegaczy i bez grymasu na twarzy pozowałem fotoreporterom na moście Świętokrzyskim. Meta na błoniach Stadionu Narodowego, głośna muzyka i dopingujący kibice dali dodatkową energię na ostatnich metrach. Czas netto 3:10:33 to moja nowa życiówka poprawiona o ponad 6min. Tak z niczego był bardzo dobry bieg. Cieszę się, tym bardziej, że teraz na luzie będę mógł zwiedzać Pragę. Po biegu, kolejny raz zaskoczyła mnie organizacja imprezy. Strefa masaży to wzór do skopiowania dla największych na świecie. Pełna profeska, numerki, leżaki, brak kolejek, baseny z lodem. Moja „postartowa” forma była naprawdę dobra. Tego dnia mógłbym biec dużo dalej. Słowem, wszytko extra. Tak więc stało się – debiut w Orlen Maraton uważam za udany.
|
103. | 30.03.2014 | 9 Pólmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 1274 | 01:33:16 | 01:34:19 | 984 | 11149 | 9% | 13,6 | 04:25 | | |
9 Pólmaraton Warszawski - [30.03.2014]
Miał być mocniejszy i dłuższy trening… i był. 9 Półmaraton Warszawski przebiegnięty z niezłym czasem i na dużym komforcie. Biegłem z Markiem celując w okolice 1:30-1:35. I udało się. Ma mecie byliśmy po 1:33:16 – obaj z takim samym czasem netto:) Trasa znana, a tempo w okolicach 4:20 nie powodowało, że wskakiwałem ponad próg. Fajnie bo to jest dobry prognostyk na rozpoczynający się sezon. Marek zrobił życiówkę a ja pobiegłem fajny bieg. Za 2 tygodnie Orlen Maraton i zobaczymy jak będzie.
|
102. | 15.03.2014 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 6 | Polska | | 9,3 | 113 | | 00:44:52 | 60 | 294 | 20% | 12,4 | 04:49 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 6 - [15.03.2014]
Falenica epilog. Nie ma już walki o pozycje w cyklu – wszystko wiadomo. W tym roku gorzej niż w ubiegłym. Miejsce OPEN – 167, miejsce M35 – 39. Wiadomo dlaczego – w okresie roztrenowania biegać szybko się nie da. Marek, debiutujący w tym roku, w generalce wyprzedził mnie o 29 pozycji. Ale o biegu, niby etap 'o pietruszkę' ale ja chciałem się sprawdzić – jak wygląda forma po miesiącu treningów. I jest lepiej, znacznie lepiej. Pobiegłem na rekord trasy i wydaje mi się, że z zapasem. Nigdy w Falenicy nie pobiegłem tak szybko, wzniesienia pokonując delikatnie a na zbiegach pełna moc. Pogoda do biegania była optymalna, nawet mocny wiatr, który czasami hulał po lesie nie przeszkadzał. Po biegu wichura i ulewa. Organizatorzy powinni pomyśleć jak usprawnić proces rozdawania medali, ładnych medali:) Szkoda, że to koniec (w tym sezonie).
|
101. | 02.03.2014 | XXXIV Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 711 | 01:36:38 | 01:37:10 | 238 | 758 | 31% | 13,1 | 04:35 | | |
XXXIV Wiązowna Półmaraton - [02.03.2014]
Pierwszy sprawdzian w tym sezonie. Sprawdzian tego jak daleko odpłynąłem od formy z poprzedniego roku. Grudzień, styczeń i luty praktycznie bez treningu, dodatkowo choroba, która nie chciała się skończyć spowodowała spadek formy. Pytanie tylko jak duży. Do Wiązownej jak co roku pojechać chciałem. Teraz też pojechałem ale z dość dużą obawą nawet o to czy ukończę. Celowałem w wynik lekko poniżej 1h50min. Mój target podyktowany był głową i ostatnim treningiem biegowym, który pokazał, że na 8km trasie ciężko mi utrzymać tempo 5min/km. Stanąłem w strefie 1:45 i wystartowałem. Pogoda jak na Wiązowną nietypowa:) Ciepło 7 st. C, lekki wiatr na pierwszych 10km w twarz, z powrotem w plecy. Rok temu było -7 st C. Początkowo biegłem spokojnie, ale niesiony emocjami zamiast planowanego tempa 5min biegłem 4:45. Kontrola tętna – jest OK. Dwa żele energetyczne – na styk. Pierwszy przed startem drugi na połówce dystansu. Biegło mi się dobrze, po 4tym km wszedłem w bieg i wszystko grało. Startował Robert, Arek i Wojtek. Wojtek z tyłu, Arek daleko z przodu ale gdzie Robert. Wiedziałem, że celuje na ok 1:40 więc prawdopodobnie będę miał problem z dotrzymaniem mu tempa. Nie wiedziałem gdzie jest? Za mną czy przede mną. Okazało się, że jest z przodu, dogoniłem go na 7ym kilometrze. Chwilkę biegliśmy razem ale ja czułem się na tyle dobrze, że pobiegłem szybciej. Chwilę przed zawrotką oczywiście piątka z Arkiem (biegł szybko – ale nie na życiówkę). Na półmetku także zobaczyłem biegnącego kelnera, który kiedyś wyprzedził mnie na 10km. Powiedziałem wtedy, że to wstyd i nigdy już kelner mnie nie pokona. Teraz był jakieś 500m z przodu. Przyśpieszyłem bo czułem się dobrze. Z 4:45 tempo wzrosło do 4:30. Piątka z Wojtkiem, który był z tyłu. Na plecach czułem Roberta. Nie wiedziałem czy goni czy nie. Na 14tym km spojrzałem na zegarek, który pokazywał tempo 4:10/4:15 – szybko, bardzo szybko:) Kelner zrobił swoje, gonie go, tylko nigdzie go nie ma. Myślę: na pewno też przyśpieszył. Meta się zbliżała a ja czułem, że jeszcze mam rezerwy. Pamiętam takie półmaratony w Wiązownej gdzie od 15km jechałem na oparach. Dzisiaj nic – jest siła, nogi biegną, wszystko super. Do mety dotarłem z czasem 1:36:38, wyprzedzając do półmetka kolejnych zawodników. Niestety nie kelnera:( Na mecie dopiero okazało się, że kelner jest za mną o jakieś 4min. Musiałem go przeoczyć:) Pierwszy raz (chyba) miałem szybszą 2gą połówkę niż pierwszą. Jestem zadowolony. Silnik pracuje i nie bardzo się zamulił.
|
100. | 25.01.2014 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 4 | Polska | | 9,3 | 113 | | 00:46:43 | 130 | 407 | 32% | 11,9 | 05:01 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 4 - [25.01.2014]
Wreszcie prawdziwa zimowa Falenica:) Temperatura około -13 stopni i biało. Tak naprawdę to zastanawiałem się czy z moim obecnym wytrenowaniem to warto się w taki mróz wybierać, ale było warto. Wreszcie moje adidasy (zimowe) miały używanie, choć biegłem asekuracyjnie. Za tydzień wyjazd na narty więc kontuzja byłaby fatalna. Biegło mi się raczej ciężko, bez świeżości, choć świeżością powinienem epatować. W tym biegu wystartował też Marek, który dołożył mi na mecie prawie minutę. Odjeżdżał mi na zbiegach niemiłosiernie. Ale nie ma co marudzić – trzeba wziąć się do roboty. O atmosferze i całej imprezie nie piszę – bo była „jak zawsze”. Fajnie, że spadł śnieg i kolejny etap pewnie też będzie biały.
|
99. | 11.01.2014 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 3 | Polska | | 9,3 | 113 | | 00:46:25 | 173 | 570 | 30% | 12,0 | 04:59 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 3 - [11.01.2014]
Ehhh, co by tu napisać o biegu, który jak zwykle był świetny. Bardzo lubię biegać w Falenicy więc może nie jestem obiektywny. Może poszukać minusów? Na pewno organizatorzy stoją już przed decyzją o wdrożeniu elektronicznego pomiaru czasu. Przy tak dużej ilości uczestników obecny system sprawia coraz więcej kłopotów. Chyba to tylko jeden minus. Mój bieg… cóż, ja w dalszym ciągu w fazie roztrenowania i siły oraz mocy brak. Niemniej jednak udało się zrobić czas około 46 i pół minuty, a to tylko dzięki Markowi, który debiutował na falenickiej wydmie i na 3cim okrążeniu mnie wyprzedził. Wtedy moja głowa przełączyła się w tryb „gonić”:) Przełączyła się z trybu „czy gonić” – bo od samego początku w polu mojego wzroku był zawodnik, który ostatnio wyprzedził mnie na ostatnich metrach. Tak biegłem, biegłem i zastanawiałem się czy go dogonię czy też nie. Finalnie dogoniłem:) ale tylko dzięki Markowi, który na ostatnich 2km, wyprzedzając mnie, spowodował, że znacznie przyspieszyłem. Marka, nie dogoniłem (był 1sec przede mną), ale mojego konkurenta wyprzedziłem (także o 1 sec).
|
98. | 28.12.2013 | Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 2 | Polska | | 9,3 | 113 | | 00:47:09 | 162 | 480 | 34% | 11,8 | 05:04 | | |
Warszawskie Biegi Górskie - Falenica 2014 - etap. 2 - [28.12.2013]
Nowy sezon, w zasadzie końcówka starego, ale nowa Falenica - bo cykl 2014. Pierwszy bieg mi uciekł, w drugim wystartowałem. Cóż można powiedzieć, impreza jak zawsze świetna, moja forma niestety nie:) Jestem w okresie roztrenowania, takie małe wakacje biegowe i jak widać po wyniku wakacje się udały. Może, jak na moją przygodę z falenicką wydmą, czas nie jest zły, ale trzeba zauważyć, że do tej pory wszystkie rundy biegłem w śniegu i lodzie. Czas 47 minut to niby OK, ale rok temu w śniegu po kostki pobiegłem prawie minutę szybciej. Teraz do mety dotarłem „na oparach”, a pod koniec wyprzedzali mnie znajomi, którzy normalnie na 10km trasie zostają daleko w tyle. Całe szczęście, że już niedługo styczeń i początek treningów.
|
97. | 08.12.2013 | XI Półmaraton Św Mikołajów - Toruń | Polska | | 21,0975 | 2354 | 01:36:29 | | 264 | 3669 | 7% | 13,1 | 04:34 | | |
XI Półmaraton Św Mikołajów - Toruń - [08.12.2013]
Półmaraton na koniec sezonu – fajna sprawa. Biegam ten toruński bieg od 5ciu lat, tak wyszło, ze się przyzwyczaiłem. W tym roku najbardziej niepewna była pogoda, zimno czy ciepło, wietrznie (Orkan Ksawery) czy nie… Początkowo miał być toruński weekend z żoną, ale z powodu niepewnej pogody była niedziela z Arkiem:) Pierwszy raz i chyba ostatni - start półmaratonu odbył się na nowiutkim moście na Wiśle. Most faktycznie okazały. Start lekko się opóźnił, co nie podobało się zmarzniętym Mikołajom. Wstrzał armaty Bractwa Kurkowego i start spowodowały, że wreszcie przestałem marznąć (na termometrze było ok -2 st.C ale tego dnia było mi naprawdę zimno). Pierwsze kilometry jakieś ciężkie. Nie wiedziałem czy chce mi się czy też nie. Odblokowałem się dopiero w okolicach toruńskiej starówki. Kolejna blokada (niewielka) był na ok 10tym kilometrze. Puściła szybko ale cały bieg był jakiś dziwny. Biegło mi się lekko, jak Arek był dwa kroki przede mną to mi się nie chciało, jak był obok i za mną to mi się chciało. Cały czas tempo ok 4:30. Wszystko było super, nawet lód i śnieg w lesie. Na 14tym km poczułem „siłę” – końcówka była szybsza i ogólnie to mój jeden z nielicznych długich biegów gdzie ostatnie kilometry przyśpieszałem. Na całym dystansie wyprzedziliśmy około 100 zawodników. Na metę wpadliśmy razem w czasie około 1h36min. To tyle o niedzieli, którą dwóch wariatów spędziło tak, że wstało o świcie jechało 250km aby w mrozie pobiec 21km a potem wrócić kolejne 250km i stwierdzić że tak samo ciemno jest po dotarciu do domu jak w momencie wyjazdu…
|
96. | 01.12.2013 | MosirGutwinRun 2013 - etap 5 | Polska | | 5,22 | 70 | | 00:20:15 | 17 | 68 | 25% | 15,5 | 03:53 | | |
MosirGutwinRun 2013 - etap 5 - [01.12.2013]
Ostatni bieg z cyklu ostrowieckich biegów. Wprawdzie sezon już się skończył to 5cio kilometrowe biegi potrafię pobiec na akceptowalnym poziomie. Tak było i tym razem – tempo, lekko poniżej 4min/km i czas 20min 15sec (5220m) dały 17tą pozycję w wyścigu, 11tą pozycję OPEN w cyklu 5ciu biegów oraz 2gą pozycję w kategorii M30. Jest medal, jest podium, jest uśmiech. Ostrowieckie bieganie rośnie w siłę. Gapmont Running Team w cylku MosirGurwinRun 2013 stanął 3 razy na podium: Mateusz (3 miejsce M-mł), Marek (2 miejsce M-40) i ja (2 miejsce M-30).
|
95. | 16.11.2013 | 8 Bieg Entre.pl | Polska | | 10 | 83 | 00:41:46 | 00:41:51 | 33 | 240 | 14% | 14,4 | 04:11 | | |
8 Bieg Entre.pl - [16.11.2013]
Lokalny bieg na Woli, w parku na Moczydle gdzie często biegam treningowo. Trasa wymagająca z podbiegami, na starcie ok 250 osób – super. Znowu wysokie tętno, bo i wysokie tempo:) Nigdy nie mogę biec na 70% - zawsze musi być prawie max. Na 9km zostałem wyprzedzony przez innego zawodnika, który okrzykiem zmotywował mnie do długiego finiszu. Dopadłem go na 10m przed metą i wyprzedziłem:) Rzadko zdarza mi się taki finisz – satysfakcja wielka. Jak zwykle organizator Entre się postarał i zorganizował lokalny bieg wzorowo.
|
94. | 11.11.2013 | XXV Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 6897 | 00:40:28 | | 447 | 10157 | 4% | 14,8 | 04:03 | | |
XXV Bieg Niepodległości - [11.11.2013]
Kolejny raz 11 listopada wystartowałem w Biegu Niepodległości. Sezon i forma już dawno za mną, ale tak z rozpędu udało się pobiec w czasie nieco powyżej 40min. To najlepszy czas w mojej historii tego biegu. Trasa jak zwykle świetna 5km do przodu i potem z powrotem. Dwa małe podbiegi nad al. Jerozolimskimi czyli standard:) Z początku delikatnie, potem szybciej, mała zadyszka na 5km i potem już do mety. Ostatnie 2km na najwyższym tętnie czyli max. Niestety mój max w tym czasie to 3:50 min na km. Kiedyś jeszcze zrobię życiówke na tym dystansie.
|
93. | 03.11.2013 | MosirGutwinRun 2013 - etap 4 | Polska | | 5,22 | 70 | | 00:20:19 | 12 | 84 | 14% | 15,4 | 03:54 | | |
MosirGutwinRun 2013 - etap 4 - [03.11.2013]
Czwarty z cyklu 5ciu biegów ostrowieckiego GrandPrix. Ominąłem już 2 biegi więc trzeba było wreszcie stanąć na starcie. Generalnie, moje kondycja jest na krzywej zniżkowej ale dramatu nie ma. 2ga część biegu zdecydowanie lepsza od pierwszej. Na początku było słabo, nogi ciężkie i szybki oddech. Nie wiem czy lubie biegać 5km - ale napewno się na ten dystans nie obrażam:) Czas - średni i 12pozycja na mecie. Ważne, że ten kto miał mnie wyprzedzić - wyprzedził, a ten kto miał być z tyłu - był. Plan jest taki aby w ostatnim biegu tego cyklu pobiec tak jak chcę.
|
92. | 06.10.2013 | Biegnij Warszawo 2013 | Polska | | 10 | 1021 | 00:41:23 | | 213 | 11856 | 2% | 14,5 | 04:08 | | |
Biegnij Warszawo 2013 - [06.10.2013]
Ten bieg mi nie przypał do gustu. Startuje w nim już kolejny raz ale chyba jestem już zbyt wymagający. Niby wszystko OK. Bieg ulicami Warszawy, wielu kibiców itp… ale coś tu przestaje grać. Bieg z udziałem blisko 12tyś uczestników, tłum, przepychanie na starcie, start z pierwszej linii osób, które ledwo biegną ehhh… Pobiegłem bo zapłaciłem w chwili uniesienia po ostatnim BW, ale z tym biegiem kończę przygodę. Pierwsze 2km ciężko, miedzy ludźmi z czasem ok 4:30min/km, potem szybciej ale też w wielkim tłoku. To tylko 10km, startując - myślałem o życiówce, ale szybko się z niej wyleczyłem. Czemu nie ma stref startowych??? Pytam, czemu???. Na domiar złego na 4 km rozwiązał mi się but. Cóż moja wina. Ostatnie 4ry km biegłem już jak chciałem 3:50 min/km. Koniec końców czas (kiepski) 41:23 i miejsce w drugiej setce startujących. Jedno co, to fajna koszulka, ale nie mam jej gdzie trzymać (bo szafka z koszulkami już nic nowego nie przyjmuje).
|
91. | 29.09.2013 | 35 Maraton Warszawski | Polska | | 42,195 | 2005 | 03:30:21 | 03:31:57 | 1215 | 8506 | 14% | 12,0 | 04:59 | | |
35 Maraton Warszawski - [29.09.2013]
35ty Maraton Warszawski miał podwójne znaczenie. Podwójne bo zaczynał maratońską przygodę mojego brata Marka i tym samym kończył mój eksperymentalny sezon z pod znaku Triathlonu i Ultra. Wiedząc, że o wynik walczył nie będę, specjalnie się do niego nie przygotowywałem. Czasami tak jest, że są rzeczy ważniejsze od samego wyniku. W tym starcie chciałem towarzyszyć bratu w jego walce z dystansem maratońskim. Tak też było, ustawiliśmy sobie cel na około 3h30min, choć jak to bywa w debiucie – cel celem, rzeczywistość weryfikatorem. Cel wydawał się realny biorąc pod uwagę wyniki pólmaratońskie brata. Marek ostatni półmaraton skończył z czasem 1h33min. Niedziela rano, bardzo rano:) start – Stadion Narodowy w Warszawie. Zaczęliśmy szybciej: 4:45, spodziewając się, ze pod koniec trochę zwolnimy. Tak też było – półmetek na luzie, trzymając tempo. Lekko zwolniliśmy po 30km, cały czas kontrolując wskaźniki. Końcówka, jak zawsze, to biegnięcie głową, nie nogami. Na 38km, Marek zapytał: gdzie jest ten most:) chodziło o Most Poniatowskiego z którego już było widać metę. Most był niedaleko, ale ostatnie 4ry kilometry to już pełna walka. Wręcz wojna, ale wygrana:) Po delikatnych problemach na moście, Marek zacisnął zęby i dokończył dzieło. Udało się. Wpadliśmy na metę razem (choć czasy pokazują, że osobno – 1sek różnicy) z czasem 3h33min20sek. Dla mnie to kolejny maraton a dla Marka:) pewnie pierwszy z wielu:). Gratuluje mu osiągnięcia mety i dziekuje za fajny bieg.
|
90. | 07.09.2013 | Bieg 7 Dolin - Krynica-Piwniczna (66km) | Polska | | 66 | 298 | | 09:17:40 | | | | 7,1 | 08:27 | | |
Bieg 7 Dolin - Krynica-Piwniczna (66km) - [07.09.2013]
Krynicki Ultramaraton 7 Dolin – 100km. To był plan na tegoroczną jesień. O tym starcie mógłbym pisać bardzo dużo a i tak nie oddało by to wszystkich moich doznań, przemyśleń oraz wzlotów i upadków jakie towarzyszyły mi w trakcie biegu. Dlatego napiszę niewielę. Od razu wspomnę, że 100km nie pokonałem – pokonałem 66km i na checkpoint’cie w Piwnicznej zakończyłem zmagania. Byłem z siebie zadowolony. Nie chciałem ryzykować kontuzji, która zbliżała się szybkimi krokami (czułem to). Generalnie popełniłem parę błędów, które w sumie nieźle mnie wyhamowały. Wyciągnę wnioski, przeanalizuję ten start i na pewno bogatszy o doświadczenia pomyślę, jak do 66km dołożyć kolejną cegiełkę. Puki co jest to mój pierwszy bieg Ultra, który zakończyłem z czasem 9h 17min. Pokonałem kolejną bariere…ale szczytu jeszcze nie widać.
|
89. | 01.09.2013 | MosirGutwinRun 2013 - etap 1 | Polska | | 5,22 | 70 | | 00:20:03 | 5 | 48 | 10% | 15,6 | 03:50 | | |
MosirGutwinRun 2013 - etap 1 - [01.09.2013]
Pierwszy z cyklu 5ciu biegów ostrowieckiego GrandPrix. Wreszcie ostrowieckie bieganie ruszyło. Trasa dobrze mi znana, wielokrotnie pokonywana ale na rowerze. Wynik zgodny z oczekiwaniami. Ponieważ do przebiegnięcia było ponad 5km stąd wynik lekko ponad 20min. Na plecach cały czas ktoś mi wisiał ale od startu do mety udało się wyprzedzić 2óch zawodników i stąd 5ta lokata na mecie. Zawody udane w rodzinnej atmosferze. Mam nadzieję, że w tym sezonie jeszcze tam pobiegnę.
|
88. | 25.08.2013 | #15 Parkrun Warszawa - Park Skaryszewski | Polska | | 5 | A630948 | | 00:18:57 | 12 | 115 | 10% | 15,8 | 03:47 | | |
#15 Parkrun Warszawa - Park Skaryszewski - [25.08.2013]
Sobota godz 9:00 start w Parku Skaryszewskim. Parkrun czyli impreza bez zbędnych formalności, to mi się podoba. 5km porannej przebieżki, zmieniło się w całkiem szybki bieg. Już chyba tak mam, że jak biegnę w grupie to załącza mi się duch rywalizacji sportowej. W tą sobotę tak mi się włączył, że zupełnie niespodziewanie pobiegłem poniżej 19min. Super.
|
87. | 11.08.2013 | Herbalife Triathlon Gdynia (IM 70.3) - Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 148 | 01:52:02 | | 315 | 964 | 33% | 11,3 | 05:19 | | |
Herbalife Triathlon Gdynia (IM 70.3) - Półmaraton - [11.08.2013]
No i „pierwsze koty za płoty”, a w zasadzie drugie. Po nieudanym starcie na dystansie olimpijskim w Beko Ełk Triathlon, gdzie „zalała” mnie woda z jeziora Ełckiego, przyszedł czas na trudniejszy triathlonowy sprawdzian. Herbalife Triathlon w Gdyni na dystansie długim (tzw. Half Ironman lub Ironman 70.3). Pływanie: 1,9km, rower: 90km, bieg: 21,1km – tyle trzeba pokonać aby stanąć na mecie. Mnie najbardziej przerażało pływanie w Zatoce Gdańskiej, rower i bieganie miało być już „z górki”. Ponieważ ma być to relacja biegowa - skupię się na samym półmaratonie, który był ostatnią konkurencją triathlonu. Dodam tylko, że poprzednie dwie: pływanie i bieganie poszły mi całkiem nieźle. Ale wracając do samego biegu – pierwszy raz zaczynałem biec dystans półmaratonu będąc już nieźle zmęczonym. Zakończenie 90km na rowerze i bieg w strefie zmian pokazał mi, że bieganie nie jest takie proste jak zwykle bywało. Nogi powyginane, jak z waty – a przecież bieg miał być moim „asem w rękawie”. Wybiegłem na 4ry pętle po Gdyni, trochę podbiegu, trochę zbiegu, płasko na promenadzie nad zatoką i mnóstwo kibiców. Wymarzona atmosfera do biegania. Zegarek zostawiłem przypięty do roweru więc nie wiedziałem jak biegnę – po prostu biegłem. Na trasie doszedł mnie Arek Recław, doszedł bo on był na ostatnim okrążeniu a ja na pierwszym. Podobno wyglądałem słabo. Tak się tez czułem i pierwsze dwa okrążenia biegłem bardzo ciężko. Kolejne dwa już lepiej. Moje nogi załapały, że trzeba przestawić się na bieg. Wyprzedziłem Michała Kucharskiego, paru celebrytów, którym bieg sprawiał dużo problemów. Cały czas goniłem Darka Letkowskiego, który skończył rower kilkadziesiąt sekund przede mną. Goniłem, goniłem ale nie dogoniłem. Pomyślałem, że szwagier ma „dzień konia” i półmaraton biegnie na swoją życiówkę. Na mecie okazało się jednak, że dobiegłem szybciej. Zupełnie nie wiem gdzie Darka minąłem. Meta na Skwerze Kościuszki, zielony dywan, piątka przybita z Łukaszem Grassem, medal i kwiaty od żony – niezastąpione. Impreza bardzo udana, organizacja rewelacyjna. Satysfakcja z ukończenia pierwszego triathlonu z czasem: 5h46m50s (493 miejsce na 988 skalsyfikowanych) dodała mi skrzydeł i zacząłem myśleć o pełnym dystansie IM… Ale to jeszcze długa droga… Moje Czasy: pływanie 00:44:10/785 | T1 00:07:26/787 | rower 03:00:17/596 | T2 00:02:55/645 | bieg 01:52:02/316
|
86. | 27.07.2013 | V Półmaraton Ziemi Puckiej | Polska | | 21,0975 | 529 | 01:34:51 | 01:34:56 | 58 | 615 | 9% | 13,3 | 04:30 | | |
V Półmaraton Ziemi Puckiej - [27.07.2013]
Początek pierwszego w życiu 3’tygodniowego urlopu postanowiłem zaakcentować startem w Pucku. Ten półmaraton biegłem już trzy lata temu i było dość przyjemnie. Teraz było bardzo podobnie. Podobna temperatura (ok 30 st.), słońce i trasa przez kaszubskie miasteczka. Podobnie, choć nie tak samo. Organizatorzy zmienili trasę dzięki czemu bieg stał się sporo trudniejszy. Doszły podbiegi, całkiem sporo szutrowej drogi i leśne ścieżki. Na bieg wybrałem się rowerem, 15km z Chałup było świetną rozgrzewką. Biegło mi się dobrze, ok 18km pierwszy raz pomyślałem, że mógłbym już być na mecie. Równo, około 4:30 na km, czyli jak ostatnio, dobiegłem do mety z czasem 1:34:51. Polecam ten bieg – uwielbiam Bałtyk i Zatokę Pucką, na którą mogłem sobie patrzeć podczas biegu. A po biegu jak zwykle w Pucku – piwo na mecie.
|
85. | 30.06.2013 | I Półmaraton Żarnowiecki - Czymanowo 2013 | Polska | | 21,0975 | 238 | | 01:34:48 | 55 | 181 | 30% | 13,4 | 04:30 | | |
I Półmaraton Żarnowiecki - Czymanowo 2013 - [30.06.2013]
Bieganie na północy Polski, w moim wypadku, to przede wszystkim bieganie w wakacje. Będąc na półwyspie korzystam z okazji i biegam w różnych fajnych miejscach. Tym razem padło na okolice jeziora Żarnowieckiego a konkretnie Półmaraton Żarnowiecki (dookoła jeziora) ze startem i metą w Czymanowie. W biegu wystartowaliśmy z Darkiem, który na fali życiówek GRT postanowił też swoje nabiegać. Ja jak zwykle ostatnio, bez poważnych planów postanowiłem, że pobiegnę 4:30/km. Biegnąc w takim czasie powinniśmy na mecie być w okolicach 1:35 co dla Darka byłoby niezłą życiówką. Od startu przez pierwsze 5km razem potem już sam realizowałem wymyślony na szybko plan. Plan o nazwie 4’ry i pół. W biegu wystartowało około 200 zawodników więc tłumu nie było. Z kilometra na kilometr doganiałem kolejnych biegaczy - robiłem swoje. Na zegarku kilometry oscylowały od 4:26 do 4:34, trasa piękna, asfaltową drogą do 11go kilometra potem betonowe płyty i kawałek drogi leśnej. Od 16go kilometra znowu asfalt, z wiatrem i lekko z górki. Kolejni zawodnicy zwalniali a ja swoje 4:30. Na mecie czas 1:34:48, śednia 4:30 – Plan zrealizowany. Darek zrobił życiówkę 1:40 z haczykiem. Cały bieg bardzo udany, pogoda, organizacja i przede wszystkim super krajobraz jeziora Żarnowieckiego. Kolejny debiut imprezy biegowej w tym roku i kolejny, moim zdaniem, udany.
|
84. | 23.06.2013 | I Półmaraton Radomskiego Czerwca 76r. | Polska | | 21,0975 | 906 | | 01:34:46 | 117 | 849 | 14% | 13,4 | 04:30 | | |
I Półmaraton Radomskiego Czerwca 76r. - [23.06.2013]
Pierwszy Półmaraton w Radomiu – bieg upamiętniający wydarzenia z czerwca 1976r. Wreszcie coś płaskiego i jak na czerwiec przystało ciepłego. Przed startem burza, ulewa a potem delikatna sauna. Organizacyjnie Radom spełnił oczekiwania, no poza jednym zgrzytem – biuro zawodów i odbieranie pakietów. Małe pomieszczenie z kiepską wentylacją i gigantyczna kolejka. Sam bieg, od początku spokojny 4:40 równo z Markiem, na złamanie 1:40. Trasa płaska, delikatne zbiegi i podbiegi, które generalnie nie męczyły. Tak biegliśmy do ok. 13km (okolice lotniska). Potem przyśpieszyłem bo gdzieś tam, z przodu (300m), biegł zawodnik z Ostrowca, którego postanowiłem dogonić. Czułem się na tyle świeży, że przyśpieszyłem do ok 4:15 i po 1,5 km cel osiągnąłem. Dalej bez zmiany tempa i tak do mety. 13km po 4:40 i 9km po 4:15 dało w sumie 1h34min46sec. Nieźle bo nie nastawiałem się na szybkie bieganie. To pierwszy mój bieg gdzie pobiegłem drugą połówkę dystansu zdecydowanie szybciej. Całość wysiłku ukoronował finisz na tartanowej bieżni stadionu MOSIRu w Radomiu. Marek przybiegł 2,5 min po mnie z poprawionym rekordem dystansu.
|
83. | 08.06.2013 | I Maraton Lubelski | Polska | | 42,195 | 608 | 03:18:37 | 03:18:50 | 25 | 808 | 3% | 12,7 | 04:42 | | |
I Maraton Lubelski - [08.06.2013]
Maraton w Lublinie, hmmm pewnie bym w nim nie wystartował gdyby nie brak możliwości startu w Orlen Maraton w Warszawie spowodowany kontuzją. Musiałem sobie jakoś lukę zapełnić – padło na Lublin. To także pierwszy maraton, tak jak Orlen więc prawie to samo. Prawie, ale nie zupełnie. Orlen wiosną w „normalnych” temperaturach i po płaskiej Warszawie a Lublin Maraton w upalnym (i burzowym) czerwcu no i po lubelskich górkach. Od początku nie nastawiałem się na szybki bieg. Zacząłem spokojnie na niezbyt wysokim tętnie i tak niesiony kibicami (a było ich sporo) biegłem do około 34km. Potem, pewnie dlatego, że studiując profil trasy, nastawiłem się na lekki zbieg ( niestety był on tylko na profilu, faktycznie był mix zbiegów i podbiegów) zwolniłem lekko na ostatnich kilometrach nawet do 5 min/km. Generalnie bieg, atmosfera i organizacja na 5kę. Pogoda bardziej do plażowania a nie biegania. Lubliński Maraton zakończyłem z (już chyba standardowym) czasem – 3h 18min/km, i o dziwo na 25 miejscu w klasyfikacji generalnej (większość trasy biegnąc sam).
|
82. | 18.05.2013 | III GP Żoliborza - Cytadela | Polska | | 10 | 326 | 00:42:04 | 00:42:07 | 36 | 205 | 18% | 14,3 | 04:12 | | |
III GP Żoliborza - Cytadela - [18.05.2013]
Ale hardcore! Trzeci raz biegnę wokoło Cytadeli ale pierwszy raz się tak zajechałem. Tętno max 195bps, całe szczęście, że to tylko 10km. Do połowy nawet było nieźle ale potem się zaczęło… i musiałem zwolnić. Co tu dużo pisać, temperatura zrobiła swoje… i tak zostawmy temat mojego biegu. Reszta jak zwykle perfekcyjna: organizacja, atmosfera etc… Wszystko super. Nawet przy starcie jakiś żoliborski kiermasz zdrowego jedzenia. Dodam jeszcze, że szwagier siedział mi na ogonie.
|
81. | 04.05.2013 | III Półmaraton Kwitnących Sadów - Sandomierz | Polska | | 21,0975 | 143 | | 01:37:23 | 7 | 56 | 13% | 13,0 | 04:37 | | |
III Półmaraton Kwitnących Sadów - Sandomierz - [04.05.2013]
Majówka u rodziców w Ostrowcu zakończona półmaratonem w Sandomierzu. Na ten bieg namówił mnie mój brat Marek, który jako poczatkujący biegacz chciał poprawić swój czas z pierwszego półmaratonu (i poprawił..). Zapisałem się myśląc, że to fajny element długiego weekendu. W Sandomierzu, na Rynku wspólny start: maraton, półmaraton oraz 10km. Jedna rundka po Rynku, zbieg po kostce i chodniku i… Sandomierz się skończył. Na pierwszym kilometrze dowiedziałem się, że trasa nie biegnie po asfalcie , nawet często nie po ścieżkach i do tego nie jest płasko. Trasa półmaratonu to istny bieg górski w sadach, trawie, błocie etc… Już na pierwszym wzniesieniu moje tętno skoczyło na 190bps więc zwolniłem a grupka pierwszych zawodników odjechała. Pomyślałem, że biegną na 10km więc niech sobie biegną. Dalej biegłem sam. Na 9km gdzieś w sadzie doszedłem kogoś, zagadaliśmy się i… pomyliliśmy trasę. Trzeba było wracać. Całe szczęście, że nie daleko. Wyprzedziła nas grupka biegaczy, ale z nią szybko sobie poradziłem i znowu biegłem sam. Tak było do samego końca. Niekończące się zbiegi, podbiegi, harcerze i policja, którzy dopiero na słowo „gdzie!” pokazywali kierunek trasy, moje zupełnie nie-trialiowe Asicsy ślizgające się na zbiegach oraz niezwykle malownicza trasa, czasami przebiegająca przez środek gospodarstwa spowodowały, że tego biegu długo nie zapomnę. Moim zdaniem Sandomierz stanął na wysokości zadania, trochę gorzej ja – ale następnym razem… No właśnie, następnym razem założę lepsze buty. Ja ukończyłem maraton na 7 miejscu, mój brat na 9tym, przy czym otrzymał nagrodę za drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej.
|
80. | 14.04.2013 | 30 Vienna City Marathon | Austria | | 42,195 | 7998 | 03:18:23 | 03:19:15 | 693 | 6850 | 10% | 12,8 | 04:42 | | |
30 Vienna City Marathon - [14.04.2013]
Trzeci raz w Wiedniu. Po sztafecie w 2008r i półmaratonie w 2010r przyszedł czas na maraton. Sponsorem wyjazdu był Raiffeisen, w końcu to jego ojczyzna. Ubrany w żółto-czarne barwy z orzełkiem na piersi stanąłem na starcie, razem z 6cioma innymi biegaczami z pracy. Pogoda wymarzona, wreszcie ciepło ok 16st C. Na starcie kilkadziesiąt tysięcy biegaczy, w tym ja i Haile Gebreselassie, który biegł tylko półmaraton. Haile, od razu po starcie mi uciekł, ale co tam, miałem plan na 3h15min. Od początku biegłem równo, ale niestety chyba zbyt szybko. Tętno spokojne ok 160 bps i tak do ok 25km. Chyba fakt, że Haile już skończył swoje 21km tak mnie rozmontował, że dalej było coraz wolniej. Tępo z 4:30 zaczęło spadać do 4:40 a nawet 4:55 na jednym z kilometrów. Nie wiedziałem co się stało, zmęczony mocno nie byłem, ale nogi nie chciały biec szybciej. Być może fakt, iż trasa wcale nie jest taka płaska jak na wykresach. Długie (ale lekkie) podbiegi i krótkie (szybkie) zbiegi zrobiły swoje. Ale co tam… 3:18:23 na mecie, nie jest źle… 30ty Vienna City Marathon pokonany. Haile ukończył (i wygrał) półmaraton z czasem 1:01:14, a Kenijczyk Sugut maraton z czasem 2:08:19.
|
79. | 06.04.2013 | I GP Żoliborza - Kępa Potocka | Polska | | 10 | 137 | 00:44:08 | 00:44:11 | 25 | 237 | 11% | 13,6 | 04:25 | | |
I GP Żoliborza - Kępa Potocka - [06.04.2013]
Kolejny, wiosenny bieg w zimowej scenerii. Normalnie trasa w parku na Kępie Potockiej jest asfaltowa, niestety nie tym razem rozpuszczający się, ciężki śnieg sprawił, że naprawdę musiałem się napracować. Poza tym nie ubrałem moich trail’owych Adidasów tylko lekkie Asicsy i to spowodowało, że słowo przyczepność nabrała innego znaczenia. Impreza udana, moja forma tez nie najgorsza, na ostatnich 500m wyprzedziłem 3’ech biegaczy. Chyba dojrzewam do stwierdzenia, że końcówkę biegu można wygrać głową i silną wolą. W tym biegu Gapmont Running Team był reprezentowany jeszcze przez szwagra Darka Letkowskiego, który dobiegł w pierwszej połówce stawki. Odgraża się, że to dopiero początek jego walki o wyniki.
|
78. | 24.03.2013 | 8 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 1237 | 01:28:33 | 01:28:49 | 458 | 10077 | 5% | 14,3 | 04:12 | | |
8 Półmaraton Warszawski - [24.03.2013]
Powinno być bieganie wiosenne a było zimowe. Ósmy Półmaraton Warszawski był imprezą bardzo udaną, ja swojego rekordu nie pobiłem ale kilka rekordów padło. Rekord zimna, około -2/-3 stopni rekord frekwencji uczestników, ponad 10000, rekord życiowy mojego brata, który debiutował w półmaratonie (wiec na rekord był skazany). Od startu biegłem stałym tempem na tętnie ok 170, co na zegarku dawało ok 4:10min/km, trasa w pierwszej części po Starym Mieście i lekko z górki, potem Wisłostradą z wiatrem. Następnie już trochę trudniej bo i pod górkę (choć Belwederska mnie nie załamała) i pod wiatr. Generalnie biegło mi się lekko i czułem, że nic złego zdarzyć się nie może, dziwił mnie tylko fakt, że biegnąc 4:10min/1km biegnę w takim tłumie – ba nawet jestem często wyprzedzany:) Na mecie (błonia Stadionu Narodowego) atmosfera iście zimowa, zimno i śnieg, ale radość z pokonania kolejnego półmaratonu nie pozwoliła mi zmarznąć.
|
77. | 09.03.2013 | Waszawskie Biegi Górskie - Falenica 2013 - etap. 6 | Polska | | 9,3 | 10 | | 00:47:20 | 50 | 214 | 23% | 11,8 | 05:05 | | |
Waszawskie Biegi Górskie - Falenica 2013 - etap. 6 - [09.03.2013]
Ostatni bieg z cyklu…Pogoda, jak zwykle, w tym roku dodała pikanterii, choć tym razem nie miałem problemów z kostkami to i tak łatwo nie było. Cełe szczęście, żę świeży śnieg w połączeniu z piachem ma moich Adidasach Kanadiach wrażenia nie zrobiły. Dziś postanowiłem, że nie biegnę na maxa co się opłaciło bo w połowie dystansu czułem się świetnie a nie było jak poprzednio, gdzie chciałem dzwonić po transport na metę:). Bieg i cały cykl trzeba zaliczyć do udanych - 25 miejsce w kategorii i świetny medal koronują falenickie bieganie. Pewnie za rok tez wystartuje, falenicka wydma jest dobrym trenerem siły biegowej w zimę.
|
76. | 24.02.2013 | XXXIII Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 695 | 01:30:31 | | 96 | 674 | 14% | 14,0 | 04:17 | | | |
75. | 26.01.2013 | Waszawskie Biegi Górskie - Falenica 2013 - etap. 4 | Polska | | 9,3 | 24 | | 00:55:43 | 74 | 296 | 25% | 10,0 | 05:59 | | | |
74. | 13.01.2013 | VII Bieg WOŚP - Policz się z cukrzycą | Polska | | 4,5 | 2042 | 00:21:23 | | | | | 12,6 | 04:45 | | | |
73. | 12.01.2013 | Waszawskie Biegi Górskie - Falenica 2013 - etap. 3 | Polska | | 9,3 | 8 | | 00:46:18 | 69 | 357 | 19% | 12,1 | 04:59 | | | |
72. | 05.01.2013 | Waszawskie Biegi Górskie - Falenica 2013 - etap. 2 | Polska | | 9,3 | 7 | | 00:47:41 | 132 | 392 | 34% | 11,7 | 05:08 | | | |
71. | 29.12.2012 | Waszawskie Biegi Górskie - Falenica 2013 - etap. 1 | Polska | | 9,3 | 20 | | 00:52:03 | 140 | 374 | 37% | 10,7 | 05:36 | | | |
70. | 02.12.2012 | X Półmaraton Św Mikołajów - Toruń | Polska | | 21,0975 | 1226 | 01:34:15 | | 272 | 2390 | 11% | 13,4 | 04:28 | | | |
69. | 18.11.2012 | XVI Bełchatowska 15tka | Polska | | 15 | 250 | 01:03:27 | 01:03:32 | 108 | 610 | 18% | 14,2 | 04:14 | | | |
68. | 11.11.2012 | XXIV Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 4183 | 00:40:55 | 00:41:03 | 311 | 7209 | 4% | 14,7 | 04:05 | | | |
67. | 28.10.2012 | Kręta Piątka | Polska | | 5 | 263 | 00:21:46 | 00:21:48 | 19 | 273 | 7% | 13,8 | 04:21 | | | |
66. | 21.10.2012 | 37 Amsterdam Marathon | Holandia | | 42,195 | 2229 | 03:19:34 | 03:22:06 | 1417 | 10144 | 14% | 12,7 | 04:44 | | |
37 Amsterdam Marathon - [21.10.2012]
Miła niespodzianka na zakończenie sezonu. Ucieszyłem się ogromnie gdy otrzymałem informacje o wyniku losowania „Festiwal Biegowy Dookoła Europy”. Od organizatorów otrzymałem nie lada niespodziankę – Start w Amsterdamie. Pomyślałem WoW – Świetnie, nie byłem w Holandii wiec będzie super okazja. Do tego jeszcze tan wspaniały maraton. Co prawda wiązało się to z faktem biegania 42km mniej więcej co 3 tygodnie bo w planach biegowych miałem długo wyczekiwany BerlinMarathon oraz oczywiście maraton w Krynicy. Ale co tam – nic nie było w stanie „zdjąć” uśmiechu z mojej twarzy. Podróż i Amsterdam. Krótki lot do Amsterdamu i bardzo dobra lokalizacja hotelu sprawiły, ze z centrum Warszawy po niespełna 3,5h znalazłem się w centrum Amsterdamu a w zasadzie w centrum dużej imprezy. Piątkowy wieczór i cześć nocy spędziłem na poznaniu miasta – bynajmniej, atmosfera była bardziej imprezowa niż sportowa. Inaczej niż np. w Berlinie, gdzie weekend maratoński wypełnia miasto w 100%. Cóż tu dużo pisać…Taki klimat Amsterdamu ma swój niepowtarzalny urok. Sobota już bardziej biegowa – widać ludzi biegających, spacerujących z pakietami startowymi, barierki na ulicach zwiastujące imprezę. Najbardziej widać to w okolicach Stadionu Olimpijskiego gdzie usytuowane było maratońskie EXPO. Szybkie zwiedzanie stadionu, odbiór pakietu, wszystko sprawnie, miło i sympatycznie. Mili ludzie z obsługi znali nawet zmiany w komunikacji miejskiej. Na pytanie czym będzie można podjechać na start i później wrócić do hotelu odpowiadali jednym słowem „METRO”. Nie było by w tym nic dziwnego – w końcu znaczna część miasta będzie zablokowana przez maraton, gdyby nie fakt, że metro w Amsterdamie jeździ bardziej po obrzeżach miasta niż po centrum a tam właśnie mieszkałem:) Koniec końców faktycznie metro + odpowiednio dobrany tramwaj rozwiązywał problem transportu w 100%. Dzień startu. Szybkie śniadanie w hotelu, jak zwykle zbyt dużo zjeść nie mogę, jest przecież ok 7:00 – normalnie mój żołądek jeszcze śpi. Potem tramwaj, przesiadka w kolejny tramwaj potem metro, przesiadka w inne metro i już prawie na stadionie. Dobrze, że obsługa metra podstawiła dodatkowe pociągi bo niestety na stacji przesiadkowej do 2’ch kolejnych pociągów po prostu się nie zmieściłem. Wreszcie widzę mury stadionu. Szybko oddałem depozyt, nie było kolejek – wszystko sprawnie i potem na linie startu… Tu duża dawka adrenaliny. Stadion wypełniony biegaczami. Coś wspaniałego, w tle słychać utwór „Conquest of Paradise” – Vangelisa. Na trybunach kibice… Był to najlepszy start ze wszystkich moich biegów. Po strzale startera, jakieś 250 metrów po bieżni i opuszczam stadion. Tutaj jedyny minus, stałem w strefie 3h-3,5h wiec niedaleko a po wybiegnięciu ze stadionu – korek!. Wtedy to uświadomiłem sobie dlaczego ten maraton posiada taki niski limit uczestników, trasa jest wąska i niestety więcej biegaczy by się nie zmieściło. Najpierw pętla w okolicach stadionu i parku Vindelpark potem bieg na południe i wzdłuż rzeki Amstel. Biegnie mi się dobrze, nie atakowałem życiówki, chciałem skończyć z czasem poniżej 3:30, po to aby po drodze mieć czas na oglądanie miasta. Dwa razy widziałem biegaczy z czołówki – oni bynajmniej nie zwiedzali. Pogoda wymarzona do biegania, nie za ciepło i nie za zimno – optymalnie. Maratońskie „Bary” ustawione mniej więcej co 5km, ale dobrze, że wziąłem swój żel bo na 20km zgłodniałem. Organizatorzy, żele dali ciut później. Trasa wzdłuż rzeki piękna, wyobrażałem sobie ją jako ścieżkę treningową, mały ruch, dużo zieleni – super. Potem powrót do miasta – poznaje stacje metra i cały czas biegnę w okolicach 4:30 min/km. Na 30 km pierwszy raz pouczyłem delikatne zmęczenie dystansem, w zasadzie to chyba okolica przez chwilę stała się bardziej nudnaJ Tak to sobie wytłumaczyłem. Niestety im bliżej mety tym okolica stawała się ciekawsza, wręcz bardzo ciekawa, a ja coraz bardziej odczuwałem dyskomfort w nogach. Powiedzmy, że to wina maratonu w Berlinie, który biegłem 3 tygodnie wcześniej. Na „Koral Maraton” winy nie zrzucę. Całe szczęście jest coraz bliżej mety i wiem, że tragedii ani „ściany” nie ma wiec dobry humor mi dopisuje. Przybijam „piątki” z kibicami, biegnąc obok swojego hotelu, wbiegam do parku, który już znam dobrze z początku trasy w wiem, że zostało niecałe 3 km. Końcówkę biegnę szybciej, wstąpił we mnie duch rywalizacji i postanowiłem, że spróbuje pobiec poniżej 3:20. Wybiegam z parku, jeszcze 2 znane ronda i już widzę stadion. Tam euforia pełna (widać na zdjęciach). Finisz na tartanie i 3:19:34 na zegarku. Po biegu…... Sprawnie i bez większej celebracji wróciłem do hotelu, tego samego dnia czekał mnie powrót do Warszawy. Prysznic, obiad w pobliskiej knajpie i na lotnisko. Pociągi z Central Station na lotnisko Schiphol jeżdżą co chwila więc ok 17 byłem już na miejscu. Po odprawie w holu wylotów dopiero obejrzałem porządnie medal. Świetna pamiątka, „wybijana” przez tamtejszą mennice. Pragnienie zaspokoiłem holenderskim piwem i wreszcie miałem czas na maratonowe refleksje. Byłem zmęczony ale i zadowolony, mojego zadowolenia nie zburzył nawet fakt iż zamiast w Warszawie wylądowałem w Gdańsku (z powodu mgły) i resztę podróży Gdańsk -> Warszawa musiałem odbyć autokarem. Podróż przedłużyła się o około 7h… ale co tam. Tego dnia nic niebyło wstanie mnie zmęczyć…
|
65. | 07.10.2012 | Biegnij Warszawo 2012 | Polska | | 10 | 561 | 00:40:31 | 00:40:39 | 169 | 9773 | 2% | 14,8 | 04:03 | | | |
64. | 30.09.2012 | 39 Berlin Marathon | Niemcy | | 42,195 | 19187 | 03:16:48 | 03:19:12 | 3530 | 34348 | 10% | 12,9 | 04:40 | | | |
63. | 16.09.2012 | II Półmaraton Tarczyn | Polska | | 21,0975 | 169 | 01:30:13 | 01:30:22 | 42 | 478 | 9% | 14,0 | 04:17 | | | |
62. | 09.09.2012 | III Festiwal Biegowy - Koral Maraton | Polska | | 42,195 | 1648 | 03:44:52 | 03:45:05 | 173 | 485 | 36% | 11,3 | 05:20 | | | |
61. | 08.09.2012 | III Festiwal Biegowy - Życiowa 10ka Taurona | Polska | | 10 | 1648 | 00:43:54 | 00:44:21 | 368 | 1199 | 31% | 13,7 | 04:23 | | | |
60. | 29.07.2012 | 12. Bieg Powstania Warszawskiego | Polska | | 10 | 3990 | 00:44:36 | 00:45:16 | 231 | 2785 | 8% | 13,5 | 04:28 | | | |
59. | 27.05.2012 | Accreo Ekiden 2012 | Polska | | 10 | 193 | 00:42:21 | | | | | 14,2 | 04:14 | | | |
58. | 03.05.2012 | XXII Bieg Konstytucji | Polska | | 5 | 1879 | 00:19:27 | 00:19:32 | 66 | 2065 | 3% | 15,4 | 03:53 | | | |
57. | 29.04.2012 | 3 Bieg Raszyński | Polska | | 10 | 375 | 00:43:09 | 00:43:24 | 73 | 497 | 15% | 13,9 | 04:19 | | | |
56. | 25.03.2012 | 35 Barcelona Marathon 2012 | Hiszpania | | 42,195 | 2015 | 03:17:42 | 03.19:35 | 2260 | 16194 | 14% | 12,8 | 04:41 | | | |
55. | 26.02.2012 | XXXII Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 394 | 01:38:35 | 01:38:42 | 167 | 717 | 23% | 12,8 | 04:40 | | | |
54. | 15.01.2012 | XXIX Bieg Chomiczówki | Polska | | 15 | 1091 | 01:08:08 | 01:08:24 | 233 | 1020 | 23% | 13,2 | 04:33 | | | |
53. | 04.12.2011 | IX Półmaraton Św Mikołajów - Toruń | Polska | | 21,0975 | 868 | 01:37:15 | 01:38:36 | 221 | 1720 | 13% | 13,0 | 04:37 | | | |
52. | 19.11.2011 | XV Bełchatowska 15tka | Polska | | 15 | 134 | 01:03:22 | 01:03:23 | 78 | 430 | 18% | 14,2 | 04:13 | | | |
51. | 13.11.2011 | 29 Athens Classic Marathon | Grecja | | 42,195 | 2421 | 03:17:40 | 03:18:18 | 422 | 6144 | 7% | 12,8 | 04:41 | | | |
50. | 11.11.2011 | XXIII Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 4573 | 00:53:37 | 00:55:28 | 3027 | 6135 | 49% | 11,2 | 05:22 | | | |
49. | 02.10.2011 | Bienij Warszawo 2011 | Polska | | 10 | 529 | 00:41:45 | | 217 | 8453 | 3% | 14,4 | 04:10 | | | |
48. | 01.10.2011 | GP Warszawy - Kabaty | Polska | | 10 | 6171 | | 00:41:50 | 44 | 174 | 25% | 14,3 | 04:11 | | | |
47. | 28.09.2011 | GP Żoliborza Entre.pl | Polska | | 10 | 830 | | 00:41:33 | 29 | 139 | 21% | 14,4 | 04:09 | | | |
46. | 18.09.2011 | III Bemowski Bieg Przyjaźni | Polska | | 5 | 172 | 00:19:34 | 00:19:36 | 31 | 332 | 9% | 15,3 | 03:55 | | | |
45. | 14.09.2011 | IV Bieg Entre.pl | Polska | | 10 | 39 | | 00:42:33 | 40 | 228 | 18% | 14,1 | 04:15 | | | |
44. | 11.09.2011 | Tallinn Marathon | Estonia | | 42,195 | 298 | 03:39:33 | 03:39:40 | 390 | 1264 | 31% | 11,5 | 05:12 | | | |
43. | 05.06.2011 | 8 EuropaMarathon Gorlitz | Niemcy | | 21,0975 | 2328 | 01:37:55 | 01:38:00 | 25 | 307 | 8% | 12,9 | 04:38 | | | |
42. | 29.05.2011 | Accreo Ekiden 2011 | Polska | | 10 | 400/2 | 00:41:02 | | | | | 14,6 | 04:06 | | | |
41. | 22.05.2011 | 21 Riga Marathon | Łotwa | | 42,195 | 1011 | 03:41:31 | 03:41:48 | 226 | 805 | 28% | 11,4 | 05:15 | | | |
40. | 17.04.2011 | X Cracovia Maraton | Polska | | 42,195 | 1652 | 03:34:03 | 03:34:29 | 698 | 3205 | 22% | 11,8 | 05:04 | | | |
39. | 16.04.2011 | VI Cracovia Mini Maraton | Polska | | 4,2 | 792 | | 00:27:52 | 609 | 733 | 83% | 9,0 | 06:38 | | | |
38. | 10.04.2011 | II Bieg Raszyński | Polska | | 10 | 540 | 00:43:08 | 00:43:13 | 105 | 469 | 22% | 13,9 | 04:19 | | | |
37. | 27.03.2011 | 6 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 1038 | 01:40:36 | 01:41:48 | 1015 | 4700 | 22% | 12,6 | 04:46 | | | |
36. | 26.03.2011 | 5x5 Sztafeta półmaraton Warszawski | Polska | | 5,2 | 333/1 | 00:22:24 | | | | | 13,9 | 04:18 | | | |
35. | 27.02.2011 | XXXI Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 1352 | 01:50:26 | 01:50:56 | 678 | 1165 | 58% | 11,5 | 05:14 | | | |
34. | 09.01.2011 | V Bieg WOŚP - Policz się z cukrzycą | Polska | | 5,1 | 1638 | 00:20:21 | | | | | 15,0 | 03:59 | | | |
33. | 05.12.2010 | VIII Półmaraton Św Mikolajów - Torun | Polska | | 21,0975 | 48 | 01:52:42 | 01:53:36 | 506 | 1328 | 38% | 11,2 | 05:21 | | | |
32. | 20.11.2010 | XIV Bełchatowska 15tka | Polska | | 15 | 110 | 01:06:03 | 01:06:05 | 89 | 302 | 29% | 13,6 | 04:24 | | | |
31. | 24.10.2010 | 37 Maraton Dębno | Polska | | 42,195 | 415 | 03:36:06 | 03:36:18 | 338 | 976 | 35% | 11,7 | 05:07 | | | |
30. | 26.09.2010 | 32 Maraton Warszawski | Polska | | 42,195 | 2156 | 03:30:56 | 03:31:24 | 512 | 3323 | 15% | 12,0 | 05:00 | | | |
29. | 11.09.2010 | 10 Stockholm Halfmarathon | Szwecja | | 21,0975 | 416 | 01:34:54 | 01:35:46 | 824 | 9425 | 9% | 13,3 | 04:30 | | | |
28. | 15.08.2010 | XIX Półmaraton Ossów-Radzymin | Polska | | 21,0975 | 324 | 01:50:23 | 01:50:41 | 118 | 426 | 28% | 11,5 | 05:14 | | | |
27. | 31.07.2010 | II Półmaraton Ziemi Puckiej | Polska | | 21,0975 | 292 | 01:41:23 | | 187 | 481 | 39% | 12,5 | 04:48 | | | |
26. | 18.04.2010 | 27 Vienna City Marathon (Halfmaraton) | Austria | | 21,0975 | 6191 | 01:37:38 | 01:39:00 | 945 | 9320 | 10% | 13,0 | 04:38 | | | |
25. | 28.02.2010 | XXX Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 123 | 01:32:44 | 01:33:09 | 189 | 1034 | 18% | 13,7 | 04:24 | | | |
24. | 17.01.2010 | XXVII Bieg Chomiczówki | Polska | | 15 | 627 | 01:13:00 | 01:13:08 | 302 | 873 | 35% | 12,3 | 04:52 | | | |
23. | 06.12.2009 | VII Półmaraton Św Mikolajów - Torun | Polska | | 21,0975 | 1088 | 01:36:18 | 01:37:05 | 207 | 1390 | 15% | 13,1 | 04:34 | | | |
22. | 21.11.2009 | XIII Bełchatowska 15tka | Polska | | 15 | 57 | 01:03:06 | | 50 | 219 | 23% | 14,3 | 04:12 | | | |
21. | 11.11.2009 | XXI Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 4308 | 00:48:42 | 00:50:00 | 1299 | 5254 | 25% | 12,3 | 04:52 | | | |
20. | 11.10.2009 | 10 Poznan Maraton | Polska | | 42,195 | 257 | 03:23:52 | 03:24:06 | 521 | 4018 | 13% | 12,4 | 04:50 | | | |
19. | 04.10.2009 | 10 Portugal Halfmarathon - Lisbona | Portugalia | | 21,0975 | 2023 | 01:31:28 | 01:32:26 | 207 | 2000 | 10% | 13,8 | 04:20 | | | |
18. | 26.09.2009 | Sztafeta EKIDEN 2009 | Polska | | 10 | 230/1 | 00:38:24 | | | | | 15,6 | 03:50 | | | |
17. | 13.09.2009 | XXVII Wrocław Maraton | Polska | | 42,195 | 1608 | 03:26:03 | 03:26:16 | 270 | 1733 | 16% | 12,3 | 04:53 | | | |
16. | 06.06.2009 | IV Bieg Entre.pl | Polska | | 10 | 15 | 00:39:30 | | 21 | 216 | 10% | 15,2 | 03:57 | | | |
15. | 17.05.2009 | 6 mBank Półmaraton Łódz | Polska | | 21,0975 | 652 | 01:26:36 | 01:26:57 | 27 | 441 | 6% | 14,6 | 04:06 | | | |
14. | 03.05.2009 | XIX Bieg Konstytucji | Polska | | 5 | 1292 | 00:19:01 | 00:19:08 | 52 | 1392 | 4% | 15,8 | 03:48 | | | |
13. | 26.04.2009 | VIII Cracovia Maraton | Polska | | 42,195 | 1213 | 03:18:50 | 03:19:22 | 209 | 1786 | 12% | 12,7 | 04:43 | | | |
12. | 18.04.2009 | I Bieg dookoła ZOO | Polska | | 10 | 93 | 00:40:42 | 00:40:48 | 37 | 385 | 10% | 14,7 | 04:04 | | | |
11. | 29.03.2009 | 4 Półmaraton Warszawski | Polska | | 21,0975 | 1211 | 01:33:06 | 01:33:50 | 443 | 3942 | 11% | 13,6 | 04:25 | | | |
10. | 01.03.2009 | XXIX Wiązowna Półmaraton | Polska | | 21,0975 | 592 | 01:43:41 | 01:44:04 | 290 | 628 | 46% | 12,2 | 04:55 | | | |
9. | 14.12.2008 | II Praska Dycha 2008 | Polska | | 10 | 264 | | 00:43:58 | 101 | 439 | 23% | 13,6 | 04:24 | | | |
8. | 11.11.2008 | XX Bieg Niepodległości | Polska | | 10 | 4083 | 00:43:36 | 00:43:55 | 411 | 3837 | 11% | 13,8 | 04:22 | | | |
7. | 27.09.2008 | Sztafeta EKIDEN 2008 | Polska | | 10 | 143/4 | 00:42:14 | | | | | 14,2 | 04:13 | | | |
6. | 07.09.2008 | 23 Budapest Halfmarathon | Węgry | | 21,0975 | 6608 | 01:38:18 | 01:40:02 | 403 | 3645 | 11% | 12,9 | 04:40 | | | |
5. | 31.08.2008 | Nike Human Race | Polska | | 10 | 25965 | 00:43:30 | | 241 | 15000 | 2% | 13,8 | 04:21 | | | |
4. | 07.06.2008 | III Bieg Entre.pl | Polska | | 10 | 138 | | 00:45:44 | 64 | 161 | 40% | 13,1 | 04:34 | | | |
3. | 27.04.2008 | 25 Vienna City Marathon (Relay) | Austria | | 5,7 | 1877B | 00:27:51 | | | | | 12,3 | 04:53 | | | |
2. | 07.10.2007 | Run Warsaw 2007 | Polska | | 10 | | | | | | | | | | | |
1. | 02.10.2005 | Run Warsaw 2005 | Polska | | 5 | | | | | | | | | | | |
Liczba startów: 256 [5929 km] |