Maraton w Lublinie, hmmm pewnie bym w nim nie wystartował gdyby nie brak możliwości startu w Orlen Maraton w Warszawie spowodowany kontuzją. Musiałem sobie jakoś lukę zapełnić – padło na Lublin. To także pierwszy maraton, tak jak Orlen więc prawie to samo. Prawie, ale nie zupełnie. Orlen wiosną w „normalnych” temperaturach i po płaskiej Warszawie a Lublin Maraton w upalnym (i burzowym) czerwcu no i po lubelskich górkach. Od początku nie nastawiałem się na szybki bieg. Zacząłem spokojnie na niezbyt wysokim tętnie i tak niesiony kibicami (a było ich sporo) biegłem do około 34km. Potem, pewnie dlatego, że studiując profil trasy, nastawiłem się na lekki zbieg ( niestety był on tylko na profilu, faktycznie był mix zbiegów i podbiegów) zwolniłem lekko na ostatnich kilometrach nawet do 5 min/km. Generalnie bieg, atmosfera i organizacja na 5kę. Pogoda bardziej do plażowania a nie biegania. Lubliński Maraton zakończyłem z (już chyba standardowym) czasem – 3h 18min/km, i o dziwo na 25 miejscu w klasyfikacji generalnej (większość trasy biegnąc sam).