Wreszcie moje Góry Świętokrzyskie. Przyszedł czas i na nie. I Puchar Gór Świętokrzyskich i ostatni bieg Festiwalu Biegowego w Krajnie czyli 45km biegania w Świętokrzyskim Parku Narodowym (były także inne biegi). Bieg dość kameralny gdyż wystartowało w nim nieco ponad 50 osób czyli połowa limitu zgłoszeń. Stało się tak głównie z powodu wysokiej temperatury bo na liście startowej zgłoszonych zawodników było znaczne więcej. Tego dnia na termometrach słupki pokazywały blisko 30 st C. Start o godz 8:30 zapowiadał, że może być naprawdę ciężko. Na starcie kilku znajomych z Ostrowca (Paweł, Kami, Rafał) i super rodzinna atmosfera. Biegi górskie charakteryzują się inną, „cieplejszą” atmosferą, jest to bardziej przygoda a mniej ściganie - choć duch rywalizacji także daje znać o sobie ale jest to bardziej motywator niż presja wyniku. Trasa zapowiadała się wyśmienicie. Zupełnie nie wiedziałem jaki czas mogę osiągnąć. Myślałem, że będzie to coś pomiędzy 5 a 6 godzin. Na trasie prawie 1 km podbiegów, 3 mocne góry, ciepło – nie kalkulowałem czasu. Przed startem, krótka odprawa i do dzieła. Zaczęliśmy, tam gdzie mieliśmy skończyć czyli w ośrodku Sabat Krajno. Następnie krótki odcinek asfaltowy z dobiegiem do bramy Parku Narodowego gdzie zaczęła się wspinaczka pod Łysicę (612 m.n.p.m – najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich). Drogę tą znam dość dobrze i wiedziałem, że całości nie podbiegnę. Podbiegłem większość:). Na tym etapie byłem w okolicach 14go miejsca. Duża grupka zawodników pobiegła znacznie szybciej. Na szczycie wyprzedziłem jedną zawodniczkę i dalej pobiegłem sam. Zbieg do Kakonina był super, cała maszyna pracowała optymalnie. W lesie nie było ekstremalnie gorąco, a woda którą zabrałem na trasę skutecznie chłodziła organizm. Potem zaczął się podbieg na Łysą Górę (594 m.n.p.m). Początkowo po asfalcie i polach następnie po lesie. Krajobrazy - przepiękne. Na punktach odżywczych super ludzie, aż przyjemnie było zatrzymać się chwile i pożartować:). Bardzo szybko dobiegłem do Klasztoru na Łysej Górze, ten podbieg zrobiłem cały. Nie zatrzymałem się. Następnie zbieg do Nowej Słupi, gdzie kolejny punkt z wodą i początek dłuuuugiej „autostrady” leśnej w kierunku Bodzentyna. Na tej prostej zacząłem odczuwać zmęczenie. Był to 25 kilometr a ja delikatnie odczuwałem standardowy dyskomfort mięśnia płaszczkowatego (w okolicach Achillesa). Na szczęście nie był on uciążliwy. Moje górskie Brooksy dość dobrze spisywały się na kamieniach, a i także na grząskich błotowiskach. Kolejny punkt z wodą ( i colą ) to 31km. Stamtąd zaczął się najgorszy odcinek. Asfaltowa droga, poza lasem i ostro pod górę. Tam też wyprzedziło mnie dwóch biegaczy, którzy od dłuższego czasu biegli w moich okolicach. Wyprzedzili mnie po krótkiej wymianie zdań:) na puncie żywieniowym. Zdecydowanie lepiej biegło mi się od 36go kilometra. Tam kolejne wzniesienia, ale już nie asfalt tylko ścieżka w lesie. Ostatni punkt był na 37 kilometrze. Tam także wspaniali ludzie i miła atmosfera. Po krótkiej pogawędce zacząłem przedostatni niewielki podbieg. Potem długi zbieg, gdzie postanowiłem sprawdzić moje mięśnie czterogłowe. Działały prawie bez zarzutu. Na tym etapie biegu moja głowa przestawiła się w tryb oczekiwania na metę i coraz trudniej było mi się motywować . Biegłem, z krótkimi przerwami na szybki spacer pod górkę. Na 42km dogoniłem zawodniczkę z Ukrainy, która miała problemy ze skurczami łydek. Jedyne co mogłem zrobić to zaoferować wodę z moich zapasów, chwilę pobiegliśmy razem ale po wybiegnięciu z Parku Narodowego (miejsce w którym byłem jakieś 4 godz. temu) zawodniczka musiała kolejny raz się zatrzymać. To był ostatni kilometr. Znowu asfalt, pod góre, ale meta blisko. Biegłem, nie szedłem, widząc zawodników na horyzoncie. Byli zbyt daleko abym ich dogonił, ale znacznie się zbliżyłem. Ostatni zbieg 500m i meta. Uff. Można odpocząć. Bieg ukończyłem na 14 pozycji OPEN z czasem lekko ponad 4h20min. Organizatorzy w regulaminie i na medalu napisali, że trasa ma 44km, na odprawie dowiedziałem się, że ma 46km – faktycznie miała około 45km. Super impreza, mam nadzieje, że będzie kontynuowana.