Kolejny mój OWM (który to już?). Łatwo sprawdzić w tabelce. Tym razem zaplanowałem lajtowy start. Mój plan to biec w strefie komfortu aby jak najlepiej dotrwać do mety. Plan to plan – ale maraton asfaltowy weryfikuje często każdy plan. Raz strefa komfortu jest zbyt szybka, raz jest zbyt wolna. Tak czy siak boli. Pierwszą połówkę pobiegłem szybko. Poniżej 4:30. To był dla mnie komfort. Bieg dość równy, bez emocji. Na 19tym kilometrze podbieg na Górnośląskiej i moja strefa komfortu przesunęła się delikatnie do góry (z czasem). Do 23km jeszcze było raz szybciej raz wolniej – ale później już średni pace spadł na poziom 4:40. Wtedy to był poziom komfortu. Tak dojechałem do 38km gdzie każdy maratończyk wie jak jest. Na oparach do mety i tyle. Kolejny raz się udało i dobiegłem z czasem 3:15:35. Byłem zmęczony, nogi bolały – ale faktycznie biorąc pod uwagę inne maratońskie starty to nie było tak źle.