Matys Running - V Orlen Warsaw Marathon Matys Running - V Orlen Warsaw Marathon
Portal wyników sportowych

Menu:


Nazwa: V Orlen Warsaw Marathon
Data: 23.04.2017
Dystans: 42,195 km
BIB: 1977
Czas netto: 03:15:48
Czas brutto:
Miejsce OPEN: 651
Liczba zawodników na mecie: 5522
Procent: 12%
Średnia prędkość: 12,9 km/h
PACE: 04:38 min/km
Typ: Road
Miejsce: Polska, Warszawa


   Rok temu, po ORLEN’ie, gdzie bez planu pobiegłem nieco ponad 3h powiedziałem sobie, że w tym roku 2017 zaatakuje trójkę. Byłby to mój 3ci atak po Poznaniu (wtedy jeszcze nie byłe świadomy co to jest bieganie) oraz Paryżu (gdzie mnie przegrzało) . Dodam, że w obu przypadkach poniosłem klęskę. Tym razem 3ka także uciekła ale było to zgoła inaczej. Tym razem, znając swoje braki treningowe i biorąc pod uwagę ogólne zmęczenie miałem bardzo rozprogramowany mózg. Moje plany startowe zostały bardzo mocno zweryfikowane przez całkowity brak czasu. Nie pomógł nawet nieświadomy gest organizatora, który wybrał termin imprezy na 3 tygodnie po moich 40tych urodzinach i przydzielił mi numer startowy 1977 (rok mojego urodzenia). Resztki mojej głowy chciały pobiec szybko, ale niestety były w całkowitej mniejszości. Przed startem umówiłem się z Arkiem, który miał taką ochotę biec na 3h jak ja występować w balecie. Ale cóż, wystartowaliśmy. Początkowy zamiar biegnięcia z tempem 4:15 się powiódł, ale komfortu nie było. Dodatkowo pacemaker na 3:00 oddalał się z każdym metrem. Kontrolowałem tempo na zegarku, ale w żaden sposób nie rozumiałem jak to jest że biegnąc 4:15 tracę dystans do grupy. Po dwóch kilometrach, resztki walecznego mózgu dały za wygraną. Batalia przegrana – biegnę aby komfortowo dobiec, czas się nie liczy. Zwolniliśmy już za mostem Świętokrzyskim. Tak nam się wydawało, że znacząco zwolniliśmy – ale zegarek nadal pokazywał 4:15-4:20. Na czwartym kilometrze Arek dorwał kumpla z którym gadał przez co najmniej pół godziny. Lekko przyśpieszył co pognębiło moją psychikę. Biegło mi się ciężko. Nie wiedziałem, że jemu też. Do półmetka dociągnęliśmy się tempem poniżej 4:30. Zmiana kierunku w Powsinie spowodowała wzrost siły wiatru w pysk. Tak to bywa na pętlach, pół trasy fordewindem a pół trasy bajdewindem (ostro na wiatr). Teraz bieg pod wiatr do przyjemnych nie należał. Zwolniliśmy o kolejne 10sec. Na 28 kilometrze Arek zwerbalizował, że jest ciężko. Mnie wtedy też było ciężko, ale jakby mniej. Wiedziałem, że od 30km jakoś dojadę. Do 35go odliczałem kilometry. Na 37 kilometrze kibicował Milo – krótki okrzyk „Dawaj Matys” dodał skrzydeł. Na Wisłostradzie wiedziałem, że już jakoś będzie. Arek się zgubił, kilka kilometrów temu, mnie się chciało jeść, ale meta niedaleko. Znowu most Świętokrzyski, tam czuć już zapach Stadionu Narodowego. Lubię tą część trasy, ostatnie 2 kilometry a wiele się dzieje. Mnie już puściło, lekko przyśpieszyłem. Czas tego biegu się nie liczył – liczyło się aby nie stanąć. Pomyślałem sobie, maraton już wygrał ze mną na samym starcie (3h poszło się je…ć) to nie mogę pozwolić, żeby mój pierwszy maraton, po skończeniu 40lat był pierwszym w którym idę (nie biegnę). Tak sobie myślałem i myślałem i wymyśliłem, że się nie dam… Nie odpuszczę, pamiętam cierpienie w Paryżu (tam nie szedłem), a tutaj, porównując do Paryża było zdecydowanie lepiej. Pod koniec biegu zastanawiałem się, gdzie jest Kola, to był jego debiut na dystansie. Czy jest na plecach, czy trochę dalej. Na mecie okazało się, że był dosłownie za moimi plecami. Niecała minuta różnicy. Zguba – Arek doczołgał się do mety delikatnie później. Tak jak pisałem czas nie był istotny – generalnie dobiegłem w 3:15 coś tam…Hmmm - next time. Jak będę miał czas i siłę na treningi to siła i dobry czas w maratonie się zrobi :)






Created by gapmont.com A.D.2013