Maraton z decyzją 2 dni przed starem. Tak to jest, że przestaje planować takie biegi z wyprzedzeniem. Ale dwa dni to już lekka przesada. Ciekawe jest to, że jak się zapisałem, zaraz potem zadzwonił do mnie Arek i zapytał czy nie chce pobiec w Warszawie Maratonu. Taka to nasza telepatia. Umówiliśmy się na wspólny start i tak już poszło… Od startu lekko – cały czas równo, ramię w ramie z Arkiem. Spoko, biegniemy, gadamy… a kilometry lecą. W sumie to niewiele można powiedzieć o tym biegu. Na kilkanaście kilometrów przed metą Arek (zwyczajowo) poszedł w krzaczory a jak utrzymując tempo pobiegłem zostawiając go na jakieś 100-150m. Do samej mety mnie nie dogonił:). Ciekawe jest to, że oprócz pierwszego kilometra wszystkie do końca biegłem z tempem 3:37 /3:38 (mierząc średnie tempo na odcinku 5km). Robot jestem czy co… Na mecie czas 3h15min31sec. Bez zadyszki, bez zmęczenia. Super bieg.