Matys Running - Ultra Chojnik 2016 Matys Running - Ultra Chojnik 2016
Portal wyników sportowych

Menu:


Nazwa: Ultra Chojnik 2016
Data: 28.05.2016
Dystans: 102 km
BIB: 818
Czas netto:
Czas brutto: 18:12:15
Miejsce OPEN: 33
Liczba zawodników na mecie: 72
Procent: 46%
Średnia prędkość: 5,6 km/h
PACE: 10:42 min/km
Typ: Trail
Miejsce: Polska, Sobieszów


   """…Widzę szczyt, a za szczytem zaszczyt za zaszczytem, lśnienie mistrzostwa kieruje moim bytem. Ambicja spotyka się z uznaniem i zachwytem, Wyrzeczenia są tutaj jedynym zgrzytem…"" – te słowa tekstu stworzonego przez Magika i Fokusa z Paktofoniki chodziły mi po głowie jeszcze przed samym startem w Karkonoszach. Nie dostąpiliśmy zaszczytu (ja i Arek Recław) startu w Rzeźniku 2016, więc znaleźliśmy inny szczyt a w zasadzie szczyty. W tym samym czasie, co rzeźnickie harce – w Karkonoszach organizowana jest równie zakręcona impreza – Ultra Chojnik. Arka specjalnie namawiać nie trzeba było. No i sruuuu – Zapisani:) Tekst Paktofoniki jest niezwykle wymowny i pasujący do profilu chojnickiego ultramaratonu. Szczyt za szczytem… Wyjazd w Karkonosze do Jeleniej Góry był bardzo (przeze mnie) wyczekiwany. Lubię tam być. Nie często tam bywam a oprócz samych gór jest to okazja do odwiedzenia mojej rodziny. Perypetie Rzeźnika z trasą i zgodami Parku Narodowego w Bieszczadach, o których nie będę pisał, szczęśliwie nie rozprzestrzeniły się na inne parki narodowe. Jedyne, co dotknęło Chojnik to zmiana godziny startu z 22 na 02 rano, co spowodowało skrócenie limitu czasu z 24h do 20h. Mógłbym znowu pisać, co robiliśmy przed startem, jak dojechaliśmy etc…, ale to nie ma większego znaczenia w kontekście późniejszej Chojnickiej Petardy. Na start (10 min przed 2:00) podjechaliśmy samochodem. Niezbyt daleko, ale w nocy nawet 1,5km to z 10 min snu więcej:) Taka mała korelacja snu z kilometrami. Zanim się dobrze zorientowaliśmy już ktoś krzyknął, że zostały 3min do startu. Nie bardzo wiedziałem, co się potem wydarzy, więc było mi wszystko jedno. Otrzeźwienie dopadło mnie kilometr po starcie. Kurczę, to dzieje się naprawdę. Popatrzyłem na Arka i się upewniłem – mamy do pokonania ponad 100km w górach, które tego dnia mogą być dużo stromsze, bardziej nieprzewidywalne, burzowe i nawet w swoich płaskich partiach trudne do przebycia. Pierwsza część trasy (ok 20km) to duża wyrypa na Śnieżne Kotły. Ten fragment trasy częściowo w nocy nie przysporzył nam większych problemów. Po wschodzie słońca nad górami zachłysnąłem się widokiem. Nie wiedziałem czy biec – czy podziwiać:) Zbieg i ponowny podbieg na Czarną Przełęcz był przepiękny widokowo. Chociaż już pierwsze sygnały od zmęczonych nóg odbierałem. Kolejne kilometry to trzy Schroniska: Odrodzenie, Samotnia i Strzecha Akademicka. W każdym z nich było Piwo – było, ale nie skorzystaliśmy. Taki trening silnej woli…, ale moja była tego dnia wyjątkowo silna – nawet spowodowała, że słaba wola Arka, także w tym przypadku stała się silną. Piwa, solidarnie, w trakcie biegu nie piliśmy. Trasa zaskoczyła mnie poziomem trudności. Na próżno szukać było wydeptanych ścieżek. Wszędzie kamienie, duże i małe, stabilne i niestabilne, owalne i kanciaste. Już na początku trasy kilka osób się zgubiło. Ponieważ na starcie stanęło mniej niż 100 osób – tłumu nie było. Peleton szybko się rozciągnął, choć w naszych okolicach mieliśmy paru zawodników, z którymi przeplataliśmy się dość często. Bieg ten, dla nas, był w formule Rzeźnika, czyli biegniemy razem. I dobrze, bo wzajemnie się motywowaliśmy (werbalnie i niewerbalnie). Arkowi dużo lepiej szło pokonywanie podbiegów i podejść mnie natomiast dużą frajdę robiły zbiegi. Nawet, cholernie, kamienisty zbieg do Karpacza nie popsuł mi zabawy – wyprzedziłem na nim ok 5ciu zawodników. W Karpaczu był pierwszy przepak (49km trasy). Prawie połówka:), Jako drużyna okrzyknęliśmy się królami pit-stopów. W bufetach gościliśmy dość długo. Gdyby organizatorzy (jak w imprezach triathlonowych) mierzyli czasy w strefach bufetowych bylibyśmy na pierwszym miejscu w klasyfikacji najdłużej biwakujących:). Wijące się dookoła gór burze nie napawały wielkim optymizmem, – choć i tak go nam nie brakowało. No może Arek, gdy zorientował się, że zgubił kurtkę stracił odrobinę werwy, – ale po minucie mu przeszło. Z Karpacza trasa wiodła szlakiem Nad Łomniczką do Domu Śląskiego. Tutaj dostałem pierwszy raz porządnie w dupe… Jak zwykle tylko widoki rekompensowały wszystkie trudności szlaku. Pod Śnieżką jak na targu - mnóstwo ludzi, więc nie zabawiliśmy tam zbyt długo. W zasadzie przebiegliśmy szybko z jednym spojrzeniem na Śnieżkę. Szybko zaczęliśmy zbiegać w kierunku Szpindlerowego Młyna, ale żeby nie było tak prosto po drodze musieliśmy pokonać kolejną wyrypę – tym razem Vyrovkę. Ten kawałek trasy był chyba najcieplejszy i częściowo po Asaalcie. Pot z mojego nosa już nie kapał – lał się strumieniem. W Szpindlerowym zjedliśmy pomidorową z makaronem, po której nabrałem takiej prędkości, że nawet Arek nie zorientował się, że już trzeba wyruszać. Nie stanowiło to problemu gdyż od razu szykowała nam się niezła wędrówka pod górę i ekspresowo mnie dogonił. Do kraju wróciliśmy dopiero po 85km i to miał być ostatni trudny punkt. Dalej miało być już płasko lub w dół. Miało być, i było tyle, że cholernie nierówno. W żółwim tempie doczłapaliśmy się do ostatniego długiego zbiegu do Chojnika – gdzie ja znów odżyłem. Chyba zbieganie jest moim powołaniem. Ciągle z górki. Na tym odcinku łyknęliśmy jeszcze 2óch zawodników a potem przed samym zamkiem - kolejnego. Ostatnie 2km trasy to Zamek Chojnik, gdzie na szczycie kamiennych schodów siedział Adam (syn Arka) i z przenośnego głośnika zapodawał Odę do Radości oraz Always Look On The Bright Side of Life. Tutaj była już ostatnia fanaberia konstruktora trasy – zejście z zamku po ogromnych kamieniach. Całe szczęście, że adrenalina już robiła swoje. 2Km do mety, więc wiedziałem, że damy radę. I daliśmy:) Na mecie czekał mój tata z wujkiem Jurkiem oraz pożądanym od ponad 18godzin browarem. Ufff już można odpocząć – czy ten bieg wybił nam z głowy Łemkowynę? Nie, to szaleństwo się nie skończy. Zawody ukończyliśmy na 33 i 34 miejscu z czasem 18g12min09sec. W limicie czasu (20h) zawody ukończyło 60 osób. Było warto…"






Created by gapmont.com A.D.2013